czwartek, 26 kwietnia 2018

Rozdział 78

...
Suzanne przechadzała się po domu Blacków, korzystając z chwilowej nieobecności Remusa. Syriusz ostatnimi czasy stał się bardzo zamknięty w sobie i przebywał w swoim pokoju na ostatnim piętrze. 
W jej głowie kołatały jego słowa: Ten dom wydaje się mały. W rzeczywistości znajdują się w nim pomieszczenia, o których nawet nie mamy pojęcia. Nie powiedziałaby, że był to niewielki budynek. Chociaż perspektywa, że miała do dyspozycji jedynie część setną tego obszaru, faktycznie wprawiała w niedosyt. 
Od kilku minut patrzyła na stary gobelin na ścianie. Znajdowało się na nim drzewo genealogiczne rodziny Black. Wypatrzyła na nim Syriusza. Miał brata. Miał też trzy kuzynki: Bellatrix Lestrange - przebywała obecnie w Azkabanie za torturowanie Longbottonów - Andromedę Tonks - matkę Dory i wydziedziczoną członkinię rodu tak samo jak czarnowłosy - oraz Narcyzę Malfoy - matkę Dracona oraz małżonkę mordercy, który zabił rodziców Suz.
Później miał czelność z nią rozmawiać. Patrzył na nią, jakby nic złego nie zrobił. Jakby pozbawienie jej rodziców było tylko drobnym przewinieniem. Nienawidziła go za to. Od kiedy Vincent pokazał jej winowajcę, nie miała dla Malfoya litości. Współczuła jedynie jego bliskim.
- Suzanne - Usłyszała za sobą głos Alexa. Wywróciła oczami na ten dźwięk. Nie miała ochoty na rozmowę z nim.
- Pomóc ci w czymś? - spytała rozdrażniona, nadal uważnie lustrując drzewo Blacków.
- Możemy chwilę porozmawiać? - rzucił i złapał delikatnie za jej nadgarstek, chcąc wyprowadzić ją z pokoju
- Sama mogę wyjść. - Zdziwiła się gestem chłopaka, a ten momentalnie ją puścił. - Tylko po co?
- Chciałbym porozmawiać. - W jego granatowych oczach krążył smutek.
Dziewczyna skinęła niechętnie głową.
Wyszli z pomieszczenia i kierując się schodami na górę, dotarli do korytarza na II piętrze. Dziewczyna oparła się swobodnie o zimną ścianę, co chłopak momentalnie uczynił na drugiej. 
- Widzę, że to skomplikowana sprawa. Normalnie gadasz jak nakręcony - przerwała milczenie. 
Alex jedynie uśmiechnął się posępnie. 
- Co taki milczący? - zapytała, wyraźnie zdziwiona.
Ten spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, a następnie zbliżył się do niej.
- Powiedz mi Suz... - zaczął. - Czy ja ci się... podobam?
Zaskoczyło ją to pytanie. Przez chwilę biła się z myślami. Tak naprawdę nigdy nie traktowała go jako obiekt westchnień, ale... Musiała przyznać, że był całkiem przystojny. Znów zwróciła twarz w jego kierunku. Nim zdążyła wydusić z siebie słowo, chłopak nachylił się nad nią i złączył ich wargi w pocałunku. 
Otępiała z nadmiaru wrażeń, nie była w stanie odwzajemnić gestu. Czuła jedynie jego usta na swoich, a w nich błąkającą się pustkę. 
Pocałunki chłopaka momentalnie straciły na intensywności. Zdawało jej się, że Alex stopniowo zaczął je przerywać. Nie mogła na to pozwolić - zbyt bardzo pragnęła poczuć jego wargi na swoich. Zaczęła odwzajemniać pocałunki, a chłopak, jakby z powrotem nabrał pewności siebie i temperamentu, zaczął nad nią górować. Jego wargi przekazywały tyle agresywności i dominacji.
Suzanne poczuła się przy nim tak bardzo bezbronna. Wplotła palce w jego blond włosy, a on w zamian naparł na nią ciałem, przygwożdżając do chłodnej ściany, przez co poczuła się taka krucha. Chłopak wpijał się w jej usta, a ona oddawała mu każdy pocałunek. Przez cienką warstwę ubrań wyczuwała dobrze wyrzeźbiony tors chłopaka, który podnosił się i opadał z każdym kolejnym oddechem. Chłopak chwycił raptownie za jej nadgarstki. Przygwoździł je tuż nad głową. Poczuła się całkowicie bezbronna.
Wtem dziewczyna usłyszała czyjeś kroki na pobliskich schodach. Alex odskoczył od niej jak poparzony, a Suzanne spojrzała w stronę wydobycia się dźwięku, starając się uspokoić oddech. Chwilę później na korytarzu pojawili się Remus oraz Syriusz. 
Obaj posyłali im dziwne uśmiechy. 
Kiedy ich mijali, Black puścił oko dziewczynie, a wtedy wszytko stało się jasne. Te schody nigdy nie skrzypiały przez zaklęcie, jakie zostało na nie rzucone kilka tygodni temu!  Co oznacza, że... Widzieli ich! Na twarzy dziewczyny pojawiło się zażenowanie całą tą sytuacją. Gdy spojrzała w kierunku Alexa, ten jedynie opierał się nonszalancko o ścianę, bardzo dokładnie lustrując mnie wzrokiem.
- Czyli... - zaczął i podszedł bliżej. - Widzimy się później. - Uśmiechnął się chytrze, a następnie pocałował mnie w żuchwę i odszedł.
Kiedy jego kroki ucichły, wślizgnęłam się do swojego pokoju i solidnie zamknęłam za sobą drzwi. 
Wygrał... zaczepiał ją od samego początku i wygrał... lecz najgorszym był fakt, że imponowało jej to!
...
Nimfadora stanęła w progu kuchni.
- Odnoszę dziwne wrażenie, że wegetujesz pomiędzy swoim pokojem, salonem i kuchnią. - Posłała jej drwiący uśmiech.
- Bywam jeszcze na korytarzu, aby móc przemieszczać się po domu - odparła nastolatka.
- Zły humor.
- Nie wiem. Na pewno nie jestem w normie.
- Raczej w formie.
- Nie. Norma to dobre określenie. - stwierdziła Suzanne, wstając. Herbata całkowicie wystygła, nie miała już ochoty jej pić.
- Jest jakiś sposób, aby poprawić ci humor?
- Nie wiem, czy należy go poprawiać. Może właśnie jest zbyt entuzjastyczny?
- Ciekawie okazujesz radość. I pytam serio, Suz.
Suzanne spojrzała na Tonks z wyrzutem. W jej zielonkawobłękitnych oczach pojawiły się łzy.
- Byłaś kiedyś zakochana? - spytała niepewnie.
- To podchwytliwe pytanie? - podchwyciła. - Raczej tak i to niejednokrotnie, ale... co ja tam mogę wiedzieć.
- Z pewnością więcej niż Remus czy Black.
- Pytałaś ich o sprawy sercowe? - zakpiła niebieskowłosa, siadając. Suz po chwili znów znalazła się na krześle.
- Nie, bo wiem jakby się to skończyło - mruknęła. - Walką samców alfa. - Zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Cóż... Jeżeli chodzi o miłość, to niewiele mogę poradzić. Dlaczego pytasz akurat mnie?
- Bo jesteś jedyną dziewczyną, jaka nas odwiedza. Reszta to sami faceci. - Suzanne oparła się na oparciu krzesła. - Wcześniej doradzały mi Maureen i Angelina, ale teraz... ich tutaj nie ma.
Tonks zastanowiła się przez chwilę. Nie była odpowiednią osobą do takich rzeczy. Nie miała doświadczenia i brakowało jej powagi, którą należało zachować w tego typu sytuacjach. 
- Mam dla ciebie coś, co unormuje twój nastrój - powiedziała nagle. Suzanne zmarszczyła nos. Jedynie czekolada mogła złagodzić sprawę z Alexem. - List do ciebie.
Dziewczyna tym bardziej się zdziwiła.
- Od kogo? - Nie chciała otrzymać od nich wiadomości. Napisanie listu do nich było dla niej zbyt wymagającym (jak się okazało) posunięciem. Kiedy umieściła kartkę w kopercie, bała się, że się rozpadnie przez nadmiar łez. Nie mówiąc już przeczytać wiadomość od nich, dotknąć papieru, który był wypełniany przez nich.
- Bliźniaków. Też pytanie.
- Mówiłam ci, że nie chcę odpowiedzi!
- Oni nalegali.
- Oni zawsze nalegają.
- Tęsknią za tobą. To widać. 
- Długi jest?
- Co?
- Ten list czy jest długi?
- Nie wiem. Przecież go nie czytałam!
Suzanne westchnęła ciężko.
- Daj mi go. - Wyciągnęła dłoń do kobiety, wstając.
Nimfadora wręczyła jej kopertę, a nastolatka skierowała się w kierunku korytarza.
- Gdzie idziesz? - spytała Tonks z niepokojem.
- Zmieniam miejsce wegetacji. Minę korytarz i pójdę do salonu. - Suzanne wzruszyła ramionami. - Tam jest przytulnie. Jak w pokoju wspólnym Gryffindoru.
Opuściła pomieszczenie, zostawiając Dorę samą.
Kobieta napiła się z kubka dziewczyny. Wzdrygnęła się na smak zielonej herbaty. Wolała kawę - koniecznie czarną. Taka miała najbardziej intensywny smak, który dawał jej należyte ukojenie.
...
Kiedy Suzanne zakopała się w jedwabne poduszki kanapy, a płomienie ognia dawały jej upragniony spokój i ciepło, drżącymi rękoma otworzyła kopertę.
Witaj Lupin! - już pierwszy paragraf zdradzał nadawców. Te dwa słowa mówiły więcej niż tysiąc podobnych: był to bardzo znajomy cytat, ale w tamtej chwili na miejscu.
- Cześć chłopaki - odparła dziewczyna do siebie, świetnie wiedząc, że nikt i tak jej nie usłyszy.

Twój list bardzo nas ucieszył - tak, wiemy, że to sztampowe określenie, ale nie mogliśmy znaleźć innych słów na rozpoczęcie. Mamy jedynie nadzieję, że w miejscu, w którym teraz przebywasz, masz chociaż dach oraz bieżącą wodę. Wbrew pozorom to bardzo istotne elementy domu, a my nie znieślibyśmy myśli, że mieszkasz w ruderze bez podobnych standardów. 
I, jak z resztą widzisz, odpisaliśmy na twój list, chociaż nam wyraźnie zabroniłaś. Ale nie martw się. Nikomu o tym nie powiedzieliśmy. Nawet Maureen, Angelinie i Jordanowi. Uważamy, że to powinna być twoja decyzja.
W Hogwarcie nastąpiło kilka zmian, ale zapewne o nich wiesz, więc nie będziemy się rozpisywać. Po prostu chcemy, żebyś wiedziała, że twoja osoba wnosiła coś w te zapyziałe mury - cały czas próbujemy ustalić, co to było dokładnie (ale na pewno było to dobre). Mamy nadzieję, że już niedługo się zobaczymy. Brakuje nam twojego przewracania oczami przy każdej naszej głupocie. Ogólnie brakuje ciebie w Hogwarcie. Ta buda jest teraz jakaś taka bezosobowa. 
Całujemy mocno - każdy z osobna (bez podtekstów) - szczerze wierząc, że będzie nam jeszcze dane się spotkać. Przyjaciele na zawsze! Pamiętaj te słowa.
Fred Weasley
George Weasley
PS. Od Freda Weasley - Uważaj tam na siebie, bo teraz nie możemy cię obronić.
PS. Od George'a Weasley - Jest taki cytat, nie wiem czyj (chyba mój): 
"Rozłąka osłabia mierne uczucia, a wzmacnia wielkie. Tak samo jak wiatr gasi świece, a rozpala ogień - dlatego też kieruj się sercem".

...
Alex stanął w bezruchu przed drzwiami salonu, które były zamknięte. Miał uniesioną dłoń, aby zapukać, ale najwyraźniej nie mógł się przemóc, bo trzymał ją z dala od drewna. Po jego czaszce rozbijały się sprzeczne emocje - a przecież powinien być twardy. Tak powiedział mu ojciec, zanim uciekł. Gdzie? Pewnie sam nie wiedział.
Westchnął ciężko i podniósł wzrok z wypastowanych butów. Spojrzał z nadzieją w hebanowe drzwi oddzielające go od Lupin. Albo Suzanne. Teraz już nie był pewny, czy powinien dalej się z nią droczyć. Miał dwadzieścia trzy lata, a zachowywał się jak zakochany trzynastolatek. Myślał o dziewczynie jak fanatyk i nic z tym nie robił. A nie, jednak zrobił. 
Największą głupotę, jaka mu kiedykolwiek przyszła.
Usłyszał stukanie w drewno. To jego własna ręka przeciwstawiła się jemu i zapukała.
- Proszę. - Ze środka dobiegł go rozczulający głos dziewczyny.
Nie było odwrotu. Tą samą dłonią, która przed chwilą go zdradziła, nacisnął klamkę i wszedł do środka, gdzie momentalnie dopadła go dziwna atmosfera.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego granatowe oczy dostrzegały w tamtym momencie jego największe szczegóły, ale nie miały szczęścia dostrzec Lupin.
- Suzanne? - rzucił niepewnie, czując, jak przechodzi go deszcz niepokoju. Normalnie mówił do niej po nazwisku.
- Jaka zmiana - prychnęła dziewczyna tym charakterystycznym dla siebie, drwiącym tonem. - Jestem tutaj, Moody. - Czyżby role się odwróciły? - Na kanapie, pod tą stertą poduszek!
- Co tu robisz? - spytał, a jego ton w niczym nie dorównywał pewności dziewczynie. 
- Chowam się przed słońcem, nie widać? - fuknęła. - Która jest godzina? - dodała milej. 
- Czas naszych zajęć.
- W to nie wątpię, ale która jest godzina?
- Trzecia. Nie znasz godzin naszych spotkań?
- Nie muszę ich znać. I tak nie robię tutaj nic innego. - Jej twarz wyłoniła się z poduszek. Odznaczały się na niej zaczerwienione smugi, biegnące od załzawionych oczu po środek policzków.
- Dzisiaj ćwiczymy tutaj? - Chłopak postanowił udawać, że ich nie zauważył.
- Możemy tutaj. I tak nikt nie będzie nam przeszkadzał. 
- Co masz na myśli?
- Black siedzi u siebie. Remus wybył z Dorą na zebranie. Innymi słowy: wolna chata.
- Tak jak ostatnio?
- Niezupełnie. - Dziewczyna zaczęła wydostawać się pod swojej sterty. Po chwili stałą na własnych nogach.
- Ile siedziałaś w tych poduszkach?
- Ja wiem? Godzinę, trzy, dziesięć? Ponoć umarli czasu nie liczą.
Chłopak zaśmiał się drwiąco.
- Umarli? Aż tak prędko ci na tamten świat?
- Tonks uświadomiła mnie w czymś dzisiaj. To, co tutaj robię, to nie jest życie. To wegetacja. 
- Dla bezpieczeństwa.
- Moim przyjaciołom także się ono należy! - stwierdziła.
- A nie sądzisz, że skoro chronimy ciebie, to może jesteś wyjątkowa?
- Moi przyjaciele też są tacy.
- Oni nie są tobą!
- Są podobni do mnie!
- Ale nie tacy sami. - Alex znajdował się tuż przy dziewczynie. Jego tors napierał na nią delikatnie, a Suzanne poczuła, że jej plecy stykają się z chłodnym murem.
- Znowu zaczynasz? - warknęła, odsuwając go od siebie.
Blondyn momentalnie zganił się w myślach. Przysiadł na oparciu pobliskiej kanapy.
- Co ty właściwie zamierzasz? - spytała po chwili. Posłał jej spojrzenie pełne niezrozumienia. - Po co w ogóle to zacząłeś. Przypominam ci, że to twoja wina.
- Ach. - Wydało się z jego ust. - Mówisz o pocałunku. A myślałem, że nawaliłem w kolejnej kwestii.
- Bardzo śmieszne.
- Ciekawe dla kogo, bo mnie jakoś nie bawi ta sytuacja - odparł.
- To po co to robisz?
- Co robię? Dlaczego cię pocałowałem? Mówmy jak dorośli, nazywaj, Lupin, rzeczy po imieniu.
- No dobrze, a zatem, dlaczego mnie pocałowałeś?
- Kaprys - fuknął, wlepiając wzrok w podłogę.
- Szkoda - odparła gładko. Granatowe oczy znów spoczęły na niej.
- Wybacz, ale teraz ja nie rozumiem. 
- Czego konkretnie?
Już otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale wtedy zdał sobie sprawę, że było to za skomplikowane do ubrania w słowa. 
- Czego konkretnie? - powtórzyła Suzanne marszcząc brwi.
- Ciebie.
- Mnie? - powtórzyła, biorąc głęboki wdech. W ten sposób nigdy się nie dogadają. - To ty mówisz, że zrobiłeś to tylko dla zabawy!
- Dla kaprysu!
- A to nie to samo?
- Nie, ale... - Urwał na chwilę. - To ty nagle zaczęłaś się wahać!
- Nad czym?
- Właśnie tego nie rozumiem! - warknął, zaciskając szczękę.
Suzanne zlustrowała go krytycznie wzrokiem. Włosy miał w nieładzie, koszula była prasowana w pośpiechu. Tylko buty zdawały się być jako tako przyzwoite. 
Odsunęła się od ściany i podeszła do chłopaka. Złapała go za dłonie, podnosząc je bliżej ust. 
- Mówisz, że mnie nie rozumiesz - stwierdziła. Blondyn skinął głową, bacznie obserwując każdy ruch dziewczyny. - Ja też siebie nie rozumiem. - Podniósł wyzywająco brew. - A przyjaciel powiedział mi dzisiaj: kieruj się sercem. - Alex przełknął ślinę. - Ja już wiem, co ono mi mówi. A czy ty to wiesz? - spytała prowokacyjnie, czując, jak w następnej chwili Alex znajduje się tuż obok niej i złącza ich usta w pocałunku. 
Suzanne instynktownie odwzajemniła ruchy jego warg, zaplatając dłonie na karku blondyna. Smak jego warg zdawał się zbyt ulotny, aby tak po prostu mogła z niego zrezygnować. Po chwili jednak oderwali się od siebie.
- Co to ma być? - spytał Alex, uśmiechając się szeroko. Suzanne jedynie pokręciła karcąco głową, chcąc jeszcze raz poczuć na swoich jego wargi. Ponownie zamknęła jego usta pocałunkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz