niedziela, 1 kwietnia 2018

Rozdział 69

VI część Maratonu...
...
Pierwszą rzeczą, którą ujrzałam, gdy otworzyłam oczy, była jasność. Wszystko wokół mnie było pochłonięte bielą, a dopiero po długiej chwili zdołałam dojrzeć zarys niektórych przedmiotów.
Znajdowałam się bezpieczna w Skrzydle Szpitalnym. Znowu.
Leżałam na jednym z łóżek, a kilka stanowisk dalej przebywał Ron. Przy łóżku chłopaka stali bliźniacy i Ginny. Odwróciłam wzrok, aby nie zauważyli tego, że się ocknęłam. Westchnęłam ciężko. Czyżby chłopak mówił im to, czego był świadkiem wczorajszej nocy? Że Remus jest wilkołakiem?
Poczułam, jak kiszki skręcają mi się w środku.
Wszystko zaczynało się walić. Ze słów Pettigrew wynikało, że Voldemort niedługo miał powrócić. Że nasz świat znów pochłonie chaos i wojna. Nikt tego nie chciał, a przecież było to nieuniknione.
Wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś wpadł rozeźlony do pomieszczenia i powiedział coś, na co kolejne kroki rozbrzmiały w pomieszczeniu. Po chwili ucichły. Przekręciłam niechętnie głowę, a w progu pomieszczenia ujrzałam Remusa i Dumbledore'a, patrzących na mnie nieprzychylnie. Bliźniacy, zanim zniknęli za progiem, posłali mi niespokojne spojrzenia.
Wiedzieli. Widziałam to w ich oczach. Pozostawało tylko pytanie, co dokładnie?
- Suzanne - zwrócił się do mnie dyrektor.
Momentalnie się podniosłam z łóżka. Wstałam z materaca i westchnęłam ciężko, lustrując mężczyzn wzrokiem. Chciałam im pokazać, że nic mi się nie stało. Że nic mnie nie boli. Że już wszystko jest w porządku.
- Ja to wszystko mogę wyjaśnić - stwierdziłam, a mój głos nie był zachrypnięty, jak przed chwilą myślałam. Wychodziło na to, że nie odniosłam żadnych większych obrażeń.
- Cieszę się, że chcesz z nami współpracować, ale obawiam się, że nie masz innego wyboru. - Mężczyźni zaczęli podchodzić w moim kierunku.
- Gdzie jest teraz Syriusz? - spytałam nagle. Na twarzy Remusa pojawił się niepokój. - Powiedzcie, że go nie złapali! Widziałam dementorów, którzy lecieli w jego kierunku! Powiedzcie, że jest bezpieczny!
- Black uciekł, Suzanne. Został skazany na pocałunek dementora, ale udało mu się zbiec - powiedział dyrektor.
- Pocałunek dementora? - powtórzyłam z przerażeniem, nieświadomie siadając na łóżku. - Przecież on jest niewinny! Remusie, wiesz, że jest niewinny!
- Jedynym dowodem na niewinność Blacka był Peter Pettigrew. Przez to, że Peter zbiegł, nie mamy szans na wybronienie Blacka - odrzekł mój brat, siadając na krawędzi mojego łóżka i obejmując mnie mocno.
- A ja? - spytałam z nadzieją. - Rozmawiałam z nim! Mogę potwierdzić, że Syriusz jest niewinny! - Dumbledore przypatrywał się nam w milczeniu.
- To niemożliwe. - Westchnął ciężko Remus. - Twoja obecność w tej sprawie jest bardzo problematyczna. Okoliczności, w których poznałaś Syriusza są bardzo podejrzane dla ministerstwa.
- Mogłabym pomóc! - zarzekłam się.
- Nie możesz, Suzanne! Musiałabyś powiedzieć Ministerstwu okoliczności waszych spotkań. Musiałabyś powiedzieć, że jesteś nielegalnym animagiem. Za to grozi Azkaban!
- Jeżeli to ma uratować Blacka...
- Nie uratujesz go - rzekł Dumbledore. - Mamy czterech świadków na niewinność Syriusza, ale to niczego nie zmieni.
- Wiadomo, gdzie on teraz przebywa?
- Zniknął - mruknął Remus. - Lepiej będzie, jeżeli nie będziemy wiedzieć. To dużo bezpieczniejsza opcja.
- A co teraz z nim będzie?
- Ministerstwo będzie go nadal szukać - stwierdził dyrektor. - Jednak skuteczność, z jaką robiło to do tej pory, sprawia, że Syriusz Black może się czuć całkowicie bezkarnie.
Skinęłam lekko głową.
- Ale teraz musimy z tobą omówić, Suzanne, ważniejszą sprawę. Skąd pomysł na stanie się animagiem? - spytał starzec z wyraźnym zainteresowaniem.
Mój wzrok spoczął na Remusie.
- Chciałam pomóc - powiedziałam niemrawo. - Animagia była jedynym sposobem na bezpieczną interakcję z Remusem podczas pełni. - Spuściłam głowę.
Brat objął mnie czule ramieniem.
- W głowie mi się nie mieści, jak ci się udało to zrobić pod opieką Dumbledore'a - powiedział Remus karcąco.
Dyrektor przeniósł wzrok prowokacyjnie w okno i zaczął pogwizdywać.
- Profesor Dumbledore wiedział też, że ty i Huncwoci także staracie się zostać animagami - dodałam cicho.
- Wybacz mi, mój drogi Remusie - rzekł ze skruchą Dumbledore. - Jednak nie widziałem innej możliwości na rozwiązanie tej sprawy. Suzanne z jej ciekawością uniewinniła w moich oczach tego człowieka.
- To wyzysk - zauważyłam ze śmiechem. - Zaraz, zaraz, czy w takim razie pańskie odwiedziny w naszym domu podczas wakacji były spowodowane tym, że...
- Pozwoliłem ci podsłuchiwać między innym z powodu Syriusza. - Dotknął mnie delikatnie w ramię. Nagle poczułam jak jakaś energia opuszcza część mojego umysłu. - To zaklęcie już nie będzie ci potrzebne - dodał z uśmiechem.
- Profesorze Dumbledore! - skarcił go mój brat.
Widziałam w jego oczach, że złość na mnie powoli go opuszczała. Zostawała tylko troska.
...
Dzień później dostałam pozwolenie na to, aby opuścić skrzydło szpitalne.
Osoby, które mijałam na korytarzu, posyłały mi spojrzenia pełne strachu lub nienawiści. Typowa reakcja czarodziejów. Zapewne myśleli, że ja także choruję na likantropię. Westchnęłam ciężko, starając się ignorować ich szydzące spojrzenia.
Bali się mnie. Najzwyczajniej w świecie się mnie bali.
Mijałam właśnie salę Obrony Przed Czarną Magią, gdy nagle jej drzwi otworzyły się, a ze środka wyszedł Lucjusz Malfoy, na którego twarzy zastygła drwina.
- Liczę, Dumbledorze, że zastosujesz się do mojej prośby i pozbędziesz się Lupina ze szkoły! - Wydał się z jego gardła zimny, nieczuły głos. Przez jego barwę momentalnie skamieniałam. - Nie będę tolerował faktu, że mój syn jest uczony przez niebezpiecznego potwora! - Spojrzał na Remusa wyzywająco.
- Obawiam się jednak, panie Malfoy, że przyszedł pan nie w porę - stwierdził Dumbledore. - Profesor Lupin dzisiejszego ranka złożył już wniosek o wymówienie, więc nie należy już do personelu szkolnego.
- Znakomicie - Lucjusz zdobył się jedynie na krótki uśmiech.
Odwrócił się plecami do dyrektora i mojego brata, a wtedy jego szare tęczówki spoczęły na mnie. Jego białe, proste włosy okalały jego twarzy wykrzywioną w grymasie goryczy.
- Dzień dobry - przywitałam się, czując jak w moim ciele wzmaga się niechęć do tego człowieka.
- Witam ...panno Lupin - odparł swoim charakterystycznym, lodowatym głosem.
- Dzisiaj nie w roboczym uniformie? - rzuciłam zgryźliwie, posyłając mu drwiący uśmiech.
- Chyba nie rozumiem aluzji - warknął w moim kierunku, lecz w jego oczach dostrzegłam strach.
- Na szczęście ja ją rozumiem.
Mężczyzna minął mnie i zniknął za rogiem. Podeszłam do rozmawiających mężczyzn.
- Dlaczego odchodzisz? - spytałam z wyrzutem.
- Tak będzie lepiej, Suzanne - odparł mój brat.
- Jednak obawiam się - wtrącił dyrektor. - że nie tylko Remus dla własnego bezpieczeństwa powinien opuścić szkołę. - Spojrzał na mnie znacząco.
- Mam odejść? - rzuciłam zaskoczona. - Ale... co wtedy z nauką, z bliźniakami i...
- Hogwart przestał być dla ciebie bezpiecznym miejscem, moja droga - przyznał dyrektor po chwili namysłu. - Przykro mi to mówić, ale już dawno straciłem nad nim kontrolę. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem będzie dla ciebie zrobienie sobie przerwy.
- Ile to miałoby potrwać? - spytałam niepewnie.
- Nie wiem. Po słowach Petera Pettigrew śmiem sądzić, że Voldemort wróci potężniejszy niż kiedykolwiek. Będziesz bezpieczniejsza pod okiem brata. Potem zobaczymy co dalej.
...
Wchodząc do Wielkiej Sali, nagle poczułam na sobie wzrok prawie całej społeczności szkolnej. A zatem wszyscy już wiedzieli, że Remus był wilkołakiem. Spojrzałam w stronę bliźniaków. Siedzieli oni jak na szpilkach i patrzyli na mnie wzrokiem pełnym zawiedzenia.
Nie byłam w stanie się zmusić, aby do nich podejść. Wycofałam się z pomieszczenia i ruszyłam pośpiesznym krokiem w stronę dormitorium. Musiałam przecież się spakować - usprawiedliwiałam się.
Wszystkie osoby, które mijałam, posyłały mi rozdrażnione spojrzenia. Spięłam się w sobie.
W zasadzie dobrze, że opuszczałam szkołę. Nie zniosłabym tych ukrytych oczu wpatrzonych we mnie ani dnia dłużej.
- Suzanne! - Usłyszałam nagle za sobą głos George.
Nie odpowiedziałam. Szłam dalej przed siebie, zupełnie ignorując to, że chłopak zaraz mnie dogoni.
- Suzanne, zaczekaj!
Szłam coraz szybciej.
- Suzanne! - Poczułam jego dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. Chłopak obrócił mnie w swoją stronę.
- Zostaw mnie! - To było jedyne zdanie, jakie mogłam w tamtej chwili z siebie wydusić.
- Popatrz na mnie - poprosił w końcu, a ja nieumiejętnie podniosłam głowę.
- Co?
- To ja raczej powinienem o to zapytać.
- Goniłeś mnie przez połowę szkoły, abym to ja ci mogła coś wyjaśnić? - zadrwiłam.
- Suz, ja wiem co się wtedy stało. Dumbledore powiedział nam o wszystkim, ale...
- Właśnie o to chodzi. Ty nie masz pojęcia! Dumbledore zmienił przebieg wydarzeń, w oficjalnej wersji nie ma mnie w roli animaga - warknęłam, wściekła na samą siebie.
- Nie prawda - zaprzeczył. - Twój brat nam wszystko wyjaśnił, jeszcze zanim opuścił stanowisko. Powiedział jak to wygląda z jego strony.
- I co powiedział? - zadrwiłam. - Jestem wilkołakiem i mam siostrę, która głupia narażała swoje życie dla zbiegłego mordercy. Proszę cię. Remus nie patrzy na tę sytuację tak, jak ona naprawdę wygląda.
- Ty też nie! - przerwał mi. - Uważasz, że Remus jest dzieckiem, którym należy się zająć. Niby po co była ta cała szopka z animagią? Bo Remus jest dorosły człowiekiem?
- On jest chory! Nie mogłam postąpić inaczej.
- Mogłaś nam powiedzieć, że po to ci była potrzebna ta cała animagia! Pomoglibyśmy ci jakoś. Nie musisz wszystkiego brać na siebie. Te wszystkie noce, kiedy znikałaś... Martwię się o ciebie!
- Nie mów tak - warknęłam, starając się opanować łzy.
- A właśnie, że nie dam - odparł w momencie, gdy przygwoździł mnie mocno do ściany. - Nie dam ci spokoju, ponieważ chcę wbić do tego twojego zarozumiałego łba, że fakt, że twój brata jest jaki jest, niczego między nami nie zmienia. - Przeszedł mnie delikatny dreszcz.
- Zmienia - powiedziałam łamiącym głosem. - Nie wmówisz mi, że twoje poglądy na jego przypadłość zmienią się ze względu na mnie.
- Skąd możesz wiedzieć?
- George, do cholery. Remus jest wilkołakiem, to nie jest spacer po deszczu, gdzie jak zachorujesz, to na góra tydzień albo dwa. Likantropia będzie go nękać do końca życia! - załkałam, wyrywając się z jego uścisku i odskakując od chłopaka.
-  Wilkołactwo nie jest w stanie przekreślić naszej przyjaźni. Sama mówiłaś, że huncwoci...
- Nie wspominaj mi o nich. Oni byli wyjątkiem. Po za tym, nie wiem czy jest dalszy sens dalej to ciągnąć.
- Co masz na myśli?
- Coś się popsuło między nami, George. Już nie jest tak jak kiedyś. Nie potrafimy żartować w swoim towarzystwie, to stało się toksyczne dla całej naszej paczki.
- Zamknij się, Suz, zanim powiesz za dużo...
- Wypisuję się ze szkoły. - wypaliłam nagle, a George na moje słowa podniósł głowę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.  Starał się przeniknąć mnie na wskroś.
- Żartujesz? - zaśmiał się posępnie.
- Jeszcze dzisiaj opuszczam Hogwart. Moje życie potoczyło się nie tak, jak się spodziewałam. Nie daję już rady.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś głupia, ale... - warknął.
- Myślisz, że mi jest łatwo? Opuszczać miejsce, które było moim drugim domem z myślą, że być może już nigdy nie zobaczę przyjaciół? - westchnęłam. - Nie mogę tu zostać ze względu na Remusa. Plotki już chodzą po szkole, nie mam siły na ignorowanie ich.
- Od kiedy przejmujesz się zdaniem innych? - rzucił kąśliwie.
- Właśnie dlatego odchodzę. - rzekłam rozeźlona. - Po prostu mam cię dość. - Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, a jakiś głosik w mojej głowie krzyczał, rozrywając mi bębenki, by George mnie zatrzymał. Chociażby złapał za rękę.
Nic takiego się jednak nie stało. W sumie czego oczekiwałam? Że pomimo takich słów, które miały za zadanie wyładować się na kimś, miałby wziąć mnie w ramionach. Niedorzeczne! Jednak teraz tak bardzo potrzebne...
...
- To chyba wszystko. - Westchnęłam, ładując do torby ostatnią koszulkę.
- Suzanne, naprawdę musisz odchodzić? - spytała Maureen z nadzieją. - Przecież my możemy... no nie wiem, obronimy cię!
- To była decyzja Dumbledore'a - odparłam jej z uśmiechem. - Nie mam nic do gadania. A z resztą, z drugiej strony spójrz na to tak, to nie będzie wieczność.
- Będę mogła do ciebie pisać? - dopytywała Angelina.
- Nie wiem - Pokręciłam głową. - Remus powiedział, że się wyprowadzamy.
- Pozdrów go od nas - poprosiły dziewczyny.
- Pozdrowię - mruknęłam, patrząc na smutnego Jordana. - Lee... - Położyłam mu dłoń na ramieniu. - Jeszcze się zobaczymy.
Chłopak pociągnął nosem.
- Ale skoro ty wyjeżdżasz, Suzanne, to w takim razie, kto ogarnie ten bajzel wokół? - Wskazał dookoła siebie.
- Też będę za wami tęsknić - stwierdziłam, przytulając chłopaka.
Po chwili zrobiłam to samo z Angeliną i Maureen.
- Na pewno wszystko wzięłaś?
- Tak. A jakby co, to możecie sobie to zatrzymać - Puściłam im oko. 
- Wolelibyśmy zatrzymać ciebie. - jęknęła Maureen.
Poczułam, jak o moją nogę ociera się drobna, puchata kulka. Spojrzałam z rozbawieniem na szczura.
- Wybacz, Erebusie, ale cię nie zabiorę - rzekłam, wiedząc, że szczurowi nie o to chodziło.
Gryzoń posłał mi swoje charakterystyczne spojrzenie. Zmrużyłam lekko brwiami. Nie wiem jakim przeklętym cudem, ale zdawało mi się, że zwierzątko chce mi coś przekazać. W jego czarnych oczkach dostrzegłam charakterystyczną iskierkę.
"To ja to zrobiłem. Nie musisz dziękować. Pamiętasz? Album to była moja sprawka" - wyczytałam.
Skinęłam niepewnie głową.
- Powinnam już iść - mruknęłam niechętnie, biorąc w dłoń kufer.
Gdy znalazłam się w Pokoju Wspólnym, ujrzałam dwie sylwetki rudzielców, patrzących na mnie ze smutkiem.
- Suzanne - jęknął Fred, podchodząc do mnie. - Obiecaj mi, że jeszcze się zobaczymy!
- Nie mam pojęcia - przyznałam, wtulając się w niego.
- Przepraszam cię za wszystko - dodał, ocierając łzę dłonią.
- Dlaczego? - dziwiłam się.
- Bo możemy się już nie zobaczyć, a może wnerwiłem cię kiedyś na drugim roku, a tego nie pamiętam - wyjaśnił, starając się utrzymać spokojny głos. Złożył na moim policzku lekki pocałunek i odsunął się ode mnie.
Spojrzałam w kierunku jego brata.
- Nie wiem, czy tak wypada, ale cholernie mnie wnerwiasz - stwierdził George, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam ich opuszczać! - Będę tęsknić - zapewnił podchodząc do mnie i wtulając się we mnie mocno.
Oddałam uścisk, opierając twarz na ramieniu chłopaka.
Moje nozdrza wypełnił cudowny aromat męskich perfum. George!

2 komentarze:

  1. Powiedz, że to nie ostatnia część maratonu! Po takich rewelacjach nie zasnę póki się nie dowiem co dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna część powinna pojawić się za około półgodziny, więc nie martw się ;) Nie będziesz czekała długo. Poza tym przypominam, że za około 2 godziny jest poniedziałek - kolejny rozdział ;D

      Pozdrawiam serdecznie moją wierną czytelniczkę.

      Suzanne Lupin

      Usuń