poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Rozdział 77


...
- Przyłóż się do tego. Co z tobą jest nie tak? Skup się! - Alex wydzierał się na dziewczynę już którąś godzinę.
Znów wrócili do nauki oklumencji. Blondyn musiał mieć pewność, że Lupin będzie odporna na tego typu ataki.
- Masz jeden defekt! - bąknęła Suzanne z irytacją i znów ukryła myśli.
- A mianowicie?
- Wnerwiasz mnie! - syknęła, czując jak chłopak przedostaje się do jej umysłu.
- Bierzemy to za wadę?
- Ty jesteś jednym wielkim nieszczęściem - prychnęła, starając się wygnać go ze swojego umysłu.
- Kiedyś będziesz się przeklinać za takie gadanie - zaśmiał się, wkradając do jej głowy.
Wspomnienia z przeszłości zaczęły przelatywać jej przed oczyma jak stary film. Ukryła wszystkie przeżycia i wtedy poczuła się tak bardzo bezosobowa - jakby nie miała wcześniej żadnego życia.
Jednak wtedy w jej głowie pojawiły się wątpliwości. Poczuła wszechogarniającą złość.
"Tak prosto cię złamać" - doszedł do niej pewny głos Alexa.
"To nie prawda" - mruknęło echo, należące do ostatków myśli Suz.
"Sama w to nie wierzysz"
Chłopak penetrował jej myśli, starając się znaleźć te słabe. Pierwsze zaklęcie, kupno różdżki, poznanie bliźniaków, ceremonia przydziału, dowcip na eliksirach, zwierciadło Ein Eingarp, kłótnie z Georgem, opuszczenie szkoły, Alex, pocałunek...
Chłopak wyszedł z myśli dziewczyny.
- Podobało ci się? - spytał z drwiną, uważnie lustrując ją wzrokiem.
- Nie wiem, o co ci chodzi? - bąknęła, odwracając głowę.
- Pocałunek. Podobał ci się - powiedział z satysfakcją i zrobił krok w jej stronę.
- Musiało ci się przywidzieć. - Cofnęła się.
- Nie w tym przypadku, Lupin - prychnął, przybliżając się nieznacznie. - Lecisz na mnie i nie jesteś w stanie się z tym pogodzić. - Wykrzywił usta w uśmiech.
- Nie dodawaj sobie - odparła, krzyżując ręce na piersi.
- Och, Lupin, Lupin, Lupin. Przyznaj chociaż sama przed sobą... że jestem przystojny.
- Ego ci usycha? - rzuciła, czując, jak Alex znajduje się tuż przy niej.
- Raczej przyczyna niesprawiedliwości... - zaczął, uśmiechając się chytrze i chwytając jej podbródek w dłoń. Uniósł jej twarz w górę, by na niego spojrzała.
- ... że jestem jedyną dziewczyną, która nie padła ci do stóp i nie błagała o twoją uwagę. - wtrąciła Suzanne, a druga dłoń blondyna ścisnęła ją za nadgarstek.
- Widzisz? Ja muszę o ciebie zabiegać. To oznacza, że jesteś wyjątkowa. - Zmniejszył odległość między nimi.
- To oznacza, że nudzi ci się ostatnimi czasy - warknęła, wyrywając się z jego uścisku.
- Jesteś zabawna - Znów złapał ją za nadgarstki.
- Puszczaj mnie!
Alex parsknął śmiechem.
- Pasujemy do siebie - mruknął, a jego oddech podrażnił skroń dziewczyny.
- Daruj sobie - wydała z siebie, na co blondyn uciszył ją szybko, złączając ich usta pocałunkiem.
Dziewczyna jęknęłam z irytacji, starając się oderwać od warg blondyna, lecz jego silny uścisk uniemożliwiał jej ten ruch. Po chwili poddała się temu.
Nieświadomie zaczęła odwzajemniać pocałunek, a wargi chłopaka współgrały z jej ustami agresywnie, miażdżąc je.
"Suzanne! Uspokój się" - racjonalny głos rozbrzmiał w jej głowie, jednak wargi blondyna były tak napastliwe i pełne dominacji. Nie mogła...
Chłopak wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu, co na dziewczynę podziałało jak kubeł zimnej wody na głowę. Przerwała pocałunek i odskoczyła od niego jak oparzona.
- Nigdy więcej - powiedziała, a jego twarz znów stała się  poważna.
- Czekaj, ja... - zaczął, lecz dziewczyna wyszła pośpiesznie z pokoju.
A jednak znów to zrobił - skarcił się w myślach. Nie powinien tego zaczynać!
...
W kominku tlił się radosny płomień, który tak przypominał dziewczynie ten z pokoju wspólnego gryfonów. Mocniej ścisnęła ozdobną poduszkę trzymaną w rękach i oparła na niej nadal drążą brodę. W czasach szkolnych nie miała takich problemów. Alex pozwalał sobie na za dużo - zdawała sobie z tego sprawę znakomicie i w zasadzie powinna to przerwać. Przecież mogła to zrobić.
Tyle że nie potrafiła.
Jego osoba posiadała w sobie ten magnes, który zawsze przyciągał ją do ludzi. Takie coś mieli w sobie bliźniacy, Maureen, Vincent, Black! Jednak dopiero Alexowi nie mogła się oprzeć. Nie umiała tak po prostu spełnić swojego "nie". Mówiła, że się nie zgadza, ale to były tylko głupie słowa.
Poczuła, jak ugina się obok niej drugi koniec kanapy. Zwróciła wzrok niechętnie w tamtym kierunku i ujrzała błękitne, roześmiane oczy.
- Cześć, Nim... Dora - powiedziała z zająknięciem.
- Co porabiasz? - spytała Tonks, uważnie lustrując dziewczynę.
- Wymyślam lekarstwo na kaszel - stwierdził Suzanne. - Chociaż bardziej prawdopodobna opcja dotyczy myślenia o niczym.
- Kiedy myśli się o niczym - rzuciła kobieta. - to zazwyczaj chodzi o miłość. - Uśmiechnęła się przyjemnie.
Dziewczyna instynktownie złapała się za głowę, na co Dora posłała jej zaskoczone spojrzenie.
- Wybacz - powiedziała Suz. - Od kiedy Alex uczy mnie tej przeklętej Oklumencji, mam wrażenie, że wszyscy wchodzą mi do głowy.
- Alex. - powtórzyła kobieta. - Czy to o niego chodzi? - Szesnastolatka pokręciła głową. - I nawet nie próbuj zaprzeczać.
Dziewczyna posłała jej drwiące spojrzenie. To była jej pierwsza rozmowa z Tonks, a kobieta zdawała się być z nią bardzo spoufalona. Nie wiedziała, czy może jej zaufać. Chociaż w zasadzie już to zrobiła.
- Nie zaprzeczę, nie potwierdzę. - Westchnęła ciężko. - Jesteś metamorfomagiem? - dodała szybko.
- Skąd wiesz? - podchwyciła Tonks.
- Twoje oczy. Wcześniej były piwne, a teraz w kolorze błękitu.
- Kiedy jestem wścibska, zmieniają się. - Przytaknęła.
- Znam takiego jednego metamorfomaga - przyznała dziewczyna. - Był nawet fajny. Piekielnie dziwny i tajemniczy, ale lubiłam go.
- Nie utrzymujesz z nim już kontaktu?
- Nie mogę. Remus zabrał mi sowę, a Dumbledore dwukierunkowe lusterka.
- Racja. - Zaśmiała się Tonks.
- To takie zabawne?
- Nie, ale chyba zapominasz, gdzie się znajdujesz. Suzanne, to świat magii. Uważasz, że jedynym sposobem na dostarczenie listu, jest sowa czy jakieś lusterko?
- Realne są tylko sowy i lusterka. Niby czego innego miałabym użyć?
- Mnie. - Kobieta wyszczerzyła zęby.
- Ciebie? - Zmrużyła oczy. - Pożyczysz mi swoją sowę?
- Nie. Mogę osobiście dostarczyć temu metamorfomagowi jakąś wiadomość. Jestem jednym z aurorów, którzy zostali oddelegowani do ochrony Hogwartu podczas turnieju.
Suzanne zastanowiła się przez chwilę.
- Zgoda... Ale to nie do niego będzie skierowana ta odpowiedź.
...
Bliźniacy Weasley zawsze byli nierozłączni. Zawsze stanowili coś w rodzaju jednej osoby, ponieważ i tak większość osób nie potrafiła ich rozróżnić. Dlatego też ogromną osobliwością było zobaczenie tylko jednego z nich.
Rudzielec siedział na podłodze w pokoju wspólnym, a ilekroć ktoś wstawał z jakiegoś fotela i trącał go w ramię, aby usiadł, ten odmawiał grzecznie i dalej kierował swoje myśli w stronę eliksirów. Od kiedy wygrał wraz z Fredem pieniądze u Bagmana, i od kiedy okazało się, że te pieniądze były fałszywe, poczuł w sobie ogromną gorycz związaną ze statusem materialnym swojej rodziny.
Zawsze ubrania po starszym bracie. Zawsze zabawka, którą kiedyś bawił się najpierw Bill, później Charlie, a następnie Percy. On postanowił żyć inaczej. Gdyby tylko znaleźć jakiś sposób na zarobek. Ministerstwo odpadało - chociaż matka wyraźnie dawała bliźniakom do zrozumienia, że chciałaby ich zobaczyć w nudnych garniturach sprawujących jakieś odpowiedzialne stanowisko. Na przykład wnoszących projekt ustawy o za cienkich denkach kociołków. Tym właśnie zajmował się Percy i zdawał się być szczęśliwy.
George jednak pragnął czegoś więcej niż tylko praca za biurkiem. Gdyby tak robić to, co się kocha, co nam sprawia przyjemność. Żarty. Chęć do rozbawienia jak największej liczby osób i sprawienia, że na ich twarzach pojawi się uśmiech. Tak, to było coś dla nich - dla niego i Freda. Musieli robić to samo. Nie wyobrażał sobie, co by było, gdyby się rozdzielili.
Niby dorosłość nadciągała tak nagle, jednak on i Fred przyrzekli kiedyś sobie, że prędzej stracą nogi, niż rozdzielą się w przyszłości. "Odwiedziny przynajmniej trzy razy dziennie" - obiecali sobie jako brzdące.
I ponownie jego myśli zboczyły na odmienny tor.
Suzanne. Zaklął w momencie, gdy pomyślał jej imię. Była już połowa listopada, a ta głupia dziewczyna nie dała o sobie znaku życia. Jakby zapadła się pod ziemię. Już nikt o niej nie wspominał. Każdy bał się wypowiadać jej imię, czy nawet wspomnieć żarty jakie razem z nimi zrobiła. Widział w oczach Angeliny, Maureen i Jordana, że za nią tęsknią. On też tęsknił - cholernie. Ale czuł się bezsilny, bo nie mógł nic na to poradzić.
Westchnął ciężko, wracając do podręcznika do eliksirów. Wraz z bratem produkowaliby zabawki, które wszystkim sprawiałyby radość.  Przecież mogli to robić. Mieli kwalifikacje. Poczucie humoru i smykałkę do tego. Poza tym byli dobrzy z eliksirów i transmutacji. Te dwie dziedziny wystarczyłyby do stworzenia świetnego w swojej banalności gadżetu.
Może by tak spróbować znowu połączyć się z nią przez lusterko - momentalnie zganił się za tę myśl. Niejednokrotnie próbował, a i tak nie odbierała. I w sumie gdyby nie miał zdjęcia z czwartego roku, jak szczerzą się w trójkę do aparatu Collinsa, już dawno pomyślałby, że taka postać - jak Suzanne Lupin - nigdy tak naprawdę nie istniała. Że być może choruje na schizofrenię, która utworzyła w jego głowie wspaniałą dziewczynę. Ponownie zaklął. Był zakochany w Bell. I tak musiało zostać!
Nagle usłyszał jak przejście do pokoju wspólnego otwiera się z hukiem. Już chwilę później poczuł, jak jego brat wpada na niego i chichocze jak trędowaty, który doznał uzdrowienia. Posłał Fredowi karcące spojrzenie i przeturlał się bardziej w głąb pokoju. Nie miał zamiaru zostać potrąconym przez kogoś jeszcze.
- George! - zawył Fred, a z jego oczu poleciały łzy wzruszenia.
- Uspokój się, stary - skarcił go, odkładając na dobre podręcznik. Nauczenie się poprzedniego tematu było po prostu niemożliwe.
- George! - zawołał znowu Fred i trzęsącą się dłonią wskazał na list znajdujący się w drugiej ręce.
- Dostałeś wiadomość? - George uniósł prawą brew. - Bagman wysyła nam przeprosiny? - Fred zaprzeczył żywo głową, nadal chichocząc. - Innego listu nie jestem w stanie zaakceptować.
- George, spójrz! - jęknął jego brat, rzucając się na niego.
Upadł o tyle niefortunnie, że uderzył George'a z całej siły w nos. Tamten zaklął cicho.
- Uspokój się! - skarcił go, podkładając pod nos rękaw starej bluzy.
- To ty zacznij świętować! - oburzył się Fred i podetknął bratu prawie pod nos ową wiadomość.
Jego dłoń trzęsła się tak bardzo, że George po chwili doszukiwania się zamazanych liter, wyrwał z rąk brata tę niesamowitą wiadomość.
Suzanne Lupin do George'a i Freda Weasley
Podpis prawie zwalił go z nóg. Chłopak wziął głęboki wdech, spoglądając na brata jakby z obawą. Oparł się o pobliski fotel.
- Nie wierzę - wyszeptał, a na jego twarzy pojawił się tak szeroki uśmiech, jakby jego rodzina znów wygrała na loterii.
- Otwórz! - popędzał go Fred. Był równie podekscytowany.
George uchylił kopertę, a jego dłonie trzęsły się tak, jak przed chwilą jego bratu.
Jednak gdy tylko wyjął ze środka list, ten zamienił się w placek wiśniowy i wpadł na twarz George'a z cichym plaśnięciem. Fred zaniósł się gromkim śmiechem.
Przez ciało chłopaka przeszła zimna fala goryczy. Nabrał się! Jak mógł być tak naiwny, by sądzić, że Suzanne tak nagle do nich napisze? Otarł drugim rękawem placek wiśniowy z twarzy i spojrzał surowo na brata. Fred na jego wyraz twarzy przestał się uśmiechać.
- No weź - rzucił. - Przyznaj, że to był świetny żart! Żałuj, że nie widziałeś swojej miny! - Znów zaniósł się śmiechem.
- Jakoś mnie nie rozbawił - odparł George z przekąsem, ruchem ręki usuwając z siebie plamy po krwistoczerwonych owocach. - Chyba pójdę wziąć prysznic - stwierdził jeszcze. - Cały się lepie od własnej krwi i placka. - Wstał z posadzki.
Wtem obraz uskoczył ponownie.
Fred i George spojrzeli w tamtym kierunku. Jeden z rozbawieniem a drugi z rezygnacją. Do pomieszczenia dostała się średniego wzrostu kobieta, a różowych włosach i błękitnych oczach. Na widok dwóch identycznych rudzielców na jej twarzy pojawiła się ulga.
- George i Fred Weasley? - spytała dla przezorności, a chłopcy dostrzegli na jej lewej piersi odznakę aurora.
- Zrobiliśmy coś nieodpowiedniego? - odparł Fred niepewnie, a jego brat westchnął ciężko. Każda sekunda zwłoki sprawiała, że brudna koszulka coraz bardziej przylegała do jego ciała.
- Wy wręcz przeciwnie - stwierdziła z uśmiechem. - I nie sugerujcie się odznaką, dzisiaj pełnię funkcję jedynie doręczyciela.
- Doręczyciela czego? - Fred zmarszczył brwi.
- Listu. - Na twarzy Dory pojawił się uśmiech. - Zapewne znacie Suzanne Lupin?
Fred prychnął pogardliwie.
- No, no, no - rzucił do brata. - Jak widzę, masz bardzo szybki czas reakcji! Teraz ty mnie będziesz wkręcał?
George wzruszył ramionami. On zaś dałby sobie rękę uciąć, że Fred chciał go jeszcze bardziej skompromitować.
- To raczej Suzanne was nabiera - wtrąciła Tonks. - Ja jestem tylko doręczycielem. Trzymajcie ten list, bo jestem tu ...odrobinę nielegalnie. - Przelewitowała kopertę w dłonie George'a i ulotniła się za obrazem.
- Co to jest? - warknął chłopak.
- Chciałbym cię zapytać o to samo! - odfuknął Fred.
George spojrzał niechętnie na kopertę.
Dla Greda i Forge'a Weasley z więzienia
Momentalnie zmarszczyli brwi. Jakiego więzienia? Posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i usiedli po raz kolejny na podłodze. Trzymając list po równo, otworzyli go i zaczęli czytać, a z każdą linijką na ich twarzach pojawiały się bardziej promienne uśmiechy.
Witajcie chłopaki!
Wiedziałam, że nagłówek o więzieniu zachęci was do otworzenia koperty. Na samym początku powinnam się wytłumaczyć, dlaczego tak długo nie dawałam o sobie znaku życia. Otóż po prostu dostałam zakaz. Remus zabrał mi Rufusa i lusterko dwukierunkowe - a jak wiemy, one były moją jedyną szansą na kontakt z wami. Na szczęście z pomocą przyszła mi Nimfadora - to ta aurorka z fioletowymi włosami i piwnymi oczami.
W zasadzie nie wiem, co miałabym wam napisać. Nie chodzę do Hogwartu i szczerze: moje życie zmieniło się o 180 stopni. Ale mogło być gorzej. Powtarzam tak sobie każdego wieczora, gdy zasypiam. Mniej więcej wiem, co dzieje się w Hogwarcie. To, że Harry został czwartym reprezentantem było dziwną niespodzianką. Słyszałam też, że dziewczyny z Beauxbatons są bardzo ładne - nie podrywajcie wszystkich na raz, bo one przecież nie będą mogły się oprzeć waszemu urokowi i jeszcze, nie daj Merlinie, nie wrócą do Francji.
Napisałabym dłużej, ale czas mnie goni - a raczej pani auror.
Bardzo za wami tęsknię i zaklinam was, abyście nie odpisywali na ten list. Nawet mój brat nie wie, że go do was wysłałam - uważa to za niebezpieczne.
Całusy :)
Suzanne Lupin (już nie uczennica Hogwartu)
Bliźniacy odłożyli list na ziemię i westchnęli głośno. Nagle uśmiechy zeszły z ich twarzy.
- Płakała - rzucił George. - Płakała, gdy pisała do nas. - Wskazał na kilka suchych plam rozmazanego atramentu.
Fred jedynie skinął głową.
- To w takim razie, co robimy?
- Napiszemy odpowiedź - zdecydował George. - ta aurorka jest po naszej stronie. Z pewnością jej nie wyda.
Fred skinął ostrożnie głową. Tak cholernie tęsknił za tą Lupin.
Była dla niego jak siostra, którą stracił za wcześnie.
...
- Przepraszam - rzucił George do kobiety, stojącej przy wejściu do wielkiej sali.
Kobieta podniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko na widok rudzielca.
- Coś się stało? - spytała, podchodząc do chłopaka, który chował się za filarem.
- Mogłaby pani... - Wskazał na list w rękach. - przekazać go Suzanne?
Nimfadora przygryzła wewnętrzną część policzka. Skinęła głową.
- Nie powinnam. Suz wyraźnie powiedziała, że...
- Ona się boi, że Remus ją nakryje. Gdyby zrobiła to pani dyskretnie...
- Z twoich opowieści wynika, że Remus jest jakimś tyranem - wtrąciła Tonks. - Daj mi ten list. Potrafię być dyskretna. - I jak na potwierdzenie sowich słów, sprawiła, że jej ręka nagle zniknęła.
- Metamorfomag. - Uśmiechnął się kpiąco. - Dziękuję pani bardzo. - Przywołał się do porządku.
- Po prostu Tonks - poprawiła kobieta. - Przez to "pani" czuję się jakaś stara - wyjaśniła.
- W takim razie dziękuję, Tonks.
- Nie ma sprawy. - Parsknęła śmiechem.
George już miał odejść i skierować się do pokoju wspólnego, lecz jakaś wewnętrzna siła kazała mu spytać.
- Czy może wiesz... kiedy Suzanne wróci do Hogwartu?
- Nikt tego nie wie - mruknęła Tonks. - Nawet Dumbledore.
George zmarszczył czoło. Dumbledore nadal był zamieszany w tę sprawę. To oznaczało, że nie była ona taka prosta.
...
Suzanne spojrzała na zdjęcie stojące na biurku.
Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Tęskniła za nimi.
Cholernie.
Miała ogromną nadzieję, że jeszcze się spotkają.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz