niedziela, 1 kwietnia 2018

Rozdział 70

VII część Maratonu...

Dziękuję Wam serdecznie za tak intensywny dzień :*

PS. Poniższy tekst jest początkiem VI tomu i zostanie w nim inaczej poprowadzona narracja. Żegnamy się z Suzanne i zapraszamy na scenę przyzwoitego narratora (prawie) wszechwiedzącego.
...
Nad starym miastem w Wielkiej Brytanii unosiły się różane chmury przyozdabiające granatowy nieboskłon. Otulały troskliwie najwyższe budynki miasta, których architektura przywodziła na myśl późny gotyk. Wielu mugoli spędzało czas na ulicach Yorku, ciesząc się z ledwo co rozpoczętych wakacji. Dzieciaki biegały po głównym rynku z rożkami w rękach i krzyczały, a ich radosne głosy rozchodziły się echem wzdłuż brukowanych uliczek.
Nie były jednak na tyle silne, aby przemierzyć zaspany park i trafić na Stationroad na przedmieściach. Właśnie przy tej alejce znajdował się mały ceglany domek, po którego stalowym dachu pięły się zielone pędy bluszczu zasadzone przy jednej z rynien. Budynek był pogrążony w ciszy.
Na jego podwórku rosła bujna trawa, a przy drewnianym płocie znajdowały się wysokie krzaki szkarłatnych róż. Na trawniku nie można było dostrzec nic godnego uwagi. Kiedy przy domach sąsiadów były rozstawione leżaki, krzesła, stoliki czy grill, tak to domostwo zdawało się nie obchodzić lata. Ewentualne przejście na tylny ogród mogło odrobinę zadowolić przechodnia. Jednak poza rozłożystą wierzbą o drobnych listkach i kolorowym kocem z jedną książką nic nie stanowiło charakterystycznego elementu.
Lokatorzy byli ludźmi cichymi. Mieszkali na uboczu i nie wchodzili w interakcję ze swoimi sąsiadami. Byli na uboczu, ponieważ wiedzieli, że ten świat nie jest miejscem należącym do nich.
Remus Lupin mieszał w swojej eleganckiej filiżance gorący, ziołowy napój. Earl Grey był czymś, co zawsze poprawiało mu samopoczucie i łagodziło zszargane nerwy. Mężczyzna mimo póżnej pory przeglądał w ciszy jeszcze poranną pocztę, a list oprawiony w pieczęć ze szkoły magii zajął mu wiele czasu. Swoimi zielonymi oczami przyglądał się z zadowoleniem świadectwu siostry, która jeszcze smacznie spała w sąsiednim pokoju. Niestety dziewczyna nie mogła odebrać tego zaświadczenia osobiście. Zanim jej egzaminy zostały sprawdzone, musiała odejść z Hogwartu, bo tak stanowiły zasady będące prawem, do którego musieli stosować się wszyscy.
Zielonooki zdawał sobie świetnie sprawę z tego, że Suzanne potrzebowała przerwy. Hogwart nie zapewniał jej bezpieczeństwa, które ostatnimi czasy zostało zachwiane. Postanowił szczególnie się nią teraz zająć. Aby już nigdy żaden Pettigrew nie mógł zrobić krzywdy jej, ani nikomu z jej bliskich.
Nagle w korytarzu rozległ się donośny dzwonek informujący o ewentualnych odwiedzinach. Mężczyzna niechętnie podniósł się z miejsca i ruszył w kierunku drzwi. Zanim jednak je otworzył, poprawił na sobie swój malachitowy szlafrok i przeczesał dłonią włosy, mierzwiąc je jeszcze niezdarniej. Znów rozległ się niecierpliwy dzwonek. Remus zacisnął usta w cienkiej linii.
Kto ma czelność dobijać się do jego domu po dwudziestej w sobotę? - pomyślał, uchylając drzwi.
W pierwszej chwili nie mógł do końca uwierzyć w widok, jaki zastał na własnym ganku. Musiał kilkakrotnie zamrugać, aby zrozumieć, że czarnowłosa osobistość tuż przed nim, nie jest tylko widmem z przeszłości.
- Witaj, Remusie - Z ust Blacka wydał się chrapliwy, nieco zniecierpliwiony głos.
Lupin nawet nie śmiał zaprotestować. Otworzył drzwi na oścież, tym samym wpuszczając swojego dawnego przyjaciela do środka.
- Cześć - odparł cicho. Syriusz Black był ostatnią osobą, jakiej Remus spodziewał się w swoim domu.
- Wybacz, że nachodzę cię tak nagle, ale nie miałem innego wyboru. Nie mogłem zostać w okolicach Hogwartu. Roiło się tam zbyt wielu aurorów - usprawiedliwił się Black, na co zielonooki westchnął ciężko. - Cieszę się, że cię widzę... żywego - dodał po chwili i uściskał Lupina.
Mężczyzna z ulgą odwzajemnił ten gest. Nadal jednak nie był pewny słuszności swojej decyzji. Black był niewinny, ale przecież nie widział go przez prawie trzynaście lat. To nie było możliwe, aby Syriusz został tym samym człowiekiem, co kiedyś. Sam Remus zmienił się prawie o sto osiemdziesiąt stopni.
- Kuchnia jest naprzeciwko - powiedział, wskazując dłonią w miejsce, z którego wydobywało się jasne światło lampy.
Syriusz wszedł do pomieszczenia, a następnie rozejrzał się po nim niepewnie.
- Ładne lokum - stwierdził. Czuł się niezwykle skrępowany w nowym otoczeniu. Prośba o pomoc kogoś, kogo nie widział od tak dawna, nie była dla niego wygodną sytuacją.
- Masz ochoty na herbatę? - rzucił Remus, jak na prawdziwego gospodarza przystało, wskazując na blisko stojący imbryk z czarnym naparem. Kiedy Black skinął, Remus wyczarował drugą filiżankę.
Czarnowłosy usiadł przy stole i wziął naczynie z ciepłym napojem w dłonie.
- Nadal Earl Grey? - spytał, unosząc jedną brew. - Pod tym względem wcale się nie zmieniłeś. - uśmiechnął się nieśmiało.
- A ty nadal kawa? - odgryzł się Remus, nagle czując się swobodniej w towarzystwie mężczyzny. Po chwili jednak zdał sobie sprawę z tego, jaką gafę popełnił. Oblał się soczystym rumieńcem.
Black oczywiście zauważył reakcję przyjaciela. Parsknął radosnym śmiechem.
- Nie miałem jeszcze okazji spróbować kawy, ale owszem... wolę ją od herbaty. - Upił z filiżanki łyk gorącej cieczy. Na jego twarzy malowało się zadowolenie.
- Tęskniłem za tobą - przyznał Remus, siadając przy stole.
- Ja za tobą też - odparł Black. - Oczywiście myślałem o tobie pomiędzy wspomnieniami o Jamesie, a układaniem zemsty na Pettigrew. - Puścił mu oko.
...
Na szczupłej twarzy usta ułożyły się w lekki uśmiech. Suzanne przewróciła się na drugi bok w momencie, gdy jej budzik zadzwonił i tym samym zmusił ją do opuszczenia łóżka. Dziewczyna niechętnie uniosła powieki. Oślepiło ją słońce wpadające przez niezasłonięte okno. Wiedziała, że mądrzejszą rzeczą było zasłonięcie rolet w nocy, ale wtedy jakoś specjalnie nie miała na to ochoty.
Podniosła się zaspana z materaca. Rozejrzała się półprzytomnie po pomieszczeniu i trwałaby w takim bezruchu jeszcze dłuższą część poranka, gdyby nagle do jej nozdrzy nie dotarł soczysty zapach ziaren kawy. Skrzywiła się na tę woń.
Był on wielką niepoprawnością w jej domu, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że ani ona, ani jej brat nie przepadali za tym napoju. Wzięła do ręki różdżkę i za pomocą jednego zaklęcia przebrała się w swoje dzisiejsze ubranie. Nie chciała marnować swojego cennego czasu na ubieranie się, skoro mogła go spożytkować na dłuższe leżenie w ciepłej pościeli. W tej porze roku nie tylko pościel była ciepła.
Suzanne otworzyła własnoręcznie okno, a następnie zakładając na stopy swoje baleriny,  wyszła z pokoju, gdzie zapach kawowego naparu uderzył w nią jeszcze intensywniej.
- Remusie? - rzuciła, ziewając. - Dlaczego kawa? Przecież zaraz nasiąknie nią cały dom! - poskarżyła się, wchodząc do kuchni.
Stanęła w jej progu i skierowała swoje niebieskozielone oczy w kierunku brata. Wtedy jej źrenicy rozszerzyły się z przejęcia.
W pomieszczeniu Remus nie był sam! Obok niego przy stole siedział przystojny mężczyzna, którego czarne włosy były związane w niski kucyk. Był bardziej zadbany niż wtedy, gdy ostatnim razem się widzieli. Miał na sobie niebieskie, wysłużone jeansy i szarą, bawełnianą koszulę z podwiniętymi rękami, która leżała na nim nieco za luźno.
Dziewczyna na chwilę otworzyła usta, ale kiedy nie potrafiła wydobyć z nich żadnego dźwięku, przymknęła je znowu. Jednak w jej oczach pojawiło się wielkie niezrozumienie.
- Syriusz zostanie z nami na kilka przyszłych dni - wyjaśnił Remus, co nie dało Suzanne absolutnie żadnej, wartościowej informacji.
- Suzanne, zamarłaś? - zwrócił się do niej Black, przechylając głowę niczym pies. Suzanne pokręciła głową.
- Nie - udało jej się wypowiedzieć, wprawiając tym samym zebranych mężczyzn w rozbawienie.
- Miło cię znowu widzieć. - Black parsknął lekkim śmiechem i podnosząc się z krzesła, przytulił mocno dziewczynę. Po chwili ta oddała uścisk. - Jak się czujesz jako uczeń wyrzucony ze szkoły? - rzucił, kiedy Suzanne przerwała uścisk.
- Syriuszu! - skarcił go zielonooki.
- Chyba w porządku - odparła, nie zwracając uwagi na brata. - To jakaś odmiana, może będzie fajnie. - Wzruszyła ramionami, podchodząc do lodówki.
- Nie sądzę, abyś miała powód do dumy z tego, że... - zaczął jej brat.
- Przecież tylko żartuję - przerwała mu, nalewając do miski mleka. Po chwili przelewitowała z pobliskiej półki paczkę miodowych płatków. Wrzuciła garść do naczynia. - Nie chcę jednak się dołować przez to, że Dumbledore usunął mnie ze szkoły. - Zanurzyła łyżkę w mleku i przysiadła się do siedzących.
- To było dla twojego bezpieczeństwa - powiedział jej brat, marszcząc brwi.
- Sam w to nie wierzysz, Remusie - wtrącił się Black.
- Ufam decyzjom Dumbledore'a.
- Ale usunięcie jej z Hogwartu jest już pewną przesadą, nie uważasz?
- Nie nam to będzie oceniać. - Westchnął Remus, upijając z filiżanki prawdziwy, jego zdaniem, napój do śniadania.
- Jak uważasz - odparł Black, także popijając kawę.
Suzanne wpatrywała się to w jednego, to w drugiego mężczyznę, a po chwili parsknęła w swoje płatki siarczystym śmiechem.
- Co cię tak bawi? - zdziwił się zielonooki.
- Wy - odparła już spokojnie, wkładając łyżkę pełną mleka do ust. - Widać, że jesteście przyjaciółmi - dodała po chwili namysłu.
- Jak widać z tego się nie wyrasta - zgodził się Black, przeczesując swoje czyste włosy.
Dziewczyna spojrzała na niego krytycznie.
- Jak ci się udało znaleźć te ubrania? - Wskazała na mężczyznę.
- Cóż... - Syriusz wyraźnie się zmieszał. - Musiałem obrobić w metrze walizkę jakiegoś mugola. Nie jest to wprawdzie moja rozmiarówka, ale, jak na początek, jest nieźle. - Zaśmiał się, co bardziej przypominało szczeknięcie psa.
- A do tej pory gdzie spałeś? - dopytywała dalej.
- Gdybyś nie spała wczoraj w nocy, to z pewnością byś się wszystkiego dowiedziała - odparł z zadziornym uśmiechem.
- Byłeś tu wczoraj i nie zawołaliście mnie!? - oburzyła się na słowa Syriusza.
- Nie chcieliśmy cię budzić - usprawiedliwił się Remus.
- Ty nie chciałeś - wtrącił się Black. - A odpowiadając na twoje pytanie... - Odkaszlnął z nonszalancją. - Do wczoraj przebywałem w posiadłości moich rodziców. W Londynie. Stwierdziłem jednak, że Stworek jest zbyt denerwującym towarzystwem.
- Stworek?
- Skrzat domowy rodziny Black. - Syriusz skrzywił się nieznacznie. - Aż się zdziwiłem, że udało mi się dostać do budynku. Do ostatniej chwili byłem święcie przekonany, że nie będę mógł wejść do środka. A tam, proszę, jaka niespodzianka! - zachwycił się.
- A właśnie. - Na twarzy zielonookiego pojawiło się nagłe olśnienie. - Otrzymałem wczorajszego dnia list od Dumbledore'a.
- Co w związku z tym? - Black zmarszczył brwi.
- Reaktywujemy Zakon - odparł Lupin stoicko, a w oczach Syriusza pojawiło się niedowierzanie.
Jeżeli ta organizacja zostanie aktywowana, będzie to stanowiło dostateczny dowód na to, że Voldemort niedługo powróci.
...
W kominku pojawiły się fioletowe języki ognia, a w następnej chwili ze środka wydobyła się masywna sylwetka przysadzistego mężczyzny. Alastor Moody spojrzał na zebranych swoim szklanym okiem i uśmiechnął się w sposób, jakby jego twarz była wyrzeźbiona z drewna. Miał szpakowate, jasne włosy, a w miejscu jego lewej stopy znajdował się spory, metalowy but, z którego wystawała proteza. Mężczyzna nie miał jednej nogi. Jego twarz była pokryta licznymi bliznami - pamiątkami po wielu starciach, jakie mężczyzna stoczył jako auror. Nie miał części nosa, a jego prawdziwe oko miało kolor błękitu.
- Lupin i Black - powiedział warczącym głosem, skinąwszy na nich głową. - Jakie miłe spotkanie po latach - dodał ironicznie w momencie, w którym do pomieszczenia weszła Suzanne. - A to co za niemowlak? - rzucił w jej kierunku, nawet nie odwracając głowy. W drobną posturę dziewczyny wpatrywało się jedynie sztuczne oko Moody'ego.
- To jest Suzanne, moja siostra - powiedział Remus, wstając i wystawiając dłoń w kierunku Alastora.
Mężczyzna jednak nie odwzajemnił gestu.
- Suzanne? - powtórzył, zanurzając się w odmęty swojej pamięci. - A, tak. Pamiętam cię. - Zwrócił się do dziewczyny, która niepewnie patrzyła w jego kierunku.
Przez głowę przelatywały jej tysiące myśli. Chciała stąd odejść i nie musieć patrzeć na tego człowieka. Wydawał się być zbirem, a nie jednym z bohaterów I wojny. Remus i Syriusz uprzedzali ją, że Alastor jest dosyć ekscentrycznym mężczyzną, jednak nie spodziewała się kogoś takiego.
- Może przejdziemy już do kuchni - zaproponował Remus, kierując się w stronę drugiego pomieszczenia. Cisza jaka pomiędzy nimi zapadła nie wpływała pozytywnie na atmosferę.
W kuchni przy powiększonym stole znajdowali się już: Dumbledore, profesor McGonagall i Snape. Na widok Moody'ego jedynie na twarz Albusa wkradł się radosny uśmiech.
- To wszyscy? - spytał auror, wykrzywiając usta w grymasie, który jeszcze bardziej zniekształcił jego twarz.
- Brakuje Store'ów - odparł dyrektor, popijając herbatę.
Na jego słowa na twarzach Remusa i Syriusza wkradło się zaskoczenie. Nie mieli pojęcia o obecności Emily i Jacka.
- Dumbledorze - zwrócił się do niego Black. - Wybacz, ale... jak sobie wyobrażasz moje spotkanie z nimi? - spytał z irytacją. - Przecież ta dwójka ludzi wychowuje moją córkę!
- To będzie doskonała okazja, aby się porozumieć - stwierdził starzec, odstawiając filiżankę na blacie.
W korytarzu rozległ się cichy dźwięk teleportacji. Chwilę później w progu kuchni stanęli Store'owie, których miny wskazywały na ogromną niechęć do Blacka.
 - Mamy komplet, Alastorze - poinformował dyrektor, ponownie napełniając swoją filiżankę ciepłym napojem.
- A ten niemowlak? - Auror wskazał z pretensją na zdezorientowaną Suzanne. Dziewczyna cofnęła się na gwałtowny ruch mężczyzny.
- Suzanne także będzie uczestniczyć w naszym spotkaniu - zadecydował Dumbledore.
- Myślałem, że pogłoski o Sam Wiesz Kim są prawdziwe?
- Nigdy nie byłem niczego bardziej pewien.
- To dlaczego angażujesz dziecko w Zakon!? - Moody posłał dziewczynie gardzące spojrzenie.
- Rozsądnym ruchem z naszej stronie będzie członkostwo Suzanne w Zakonie.
- To niemożliwe! Dziecko nie może walczyć przeciwko Sam Wiesz Komu!
- Nalegam jednak na wtajemniczenie jej - upierał się dyrektor.
Wszystkie zebrane osoby w pomieszczeniu wlepiały swoje poważne spojrzenia w tych dwóch mężczyzn. Obaj cieszyli się ogromnym szacunkiem, co sprawiało, że zgromadzeni nie wiedzieli, czyją rację przyjąć za właściwą. Obaj także byli ludźmi szalonymi i zdolnymi do wielu strasznych rzeczy.
- Tak? - prychnął Moody. - A co ona niby takiego zrobiła?
- Widziałam Petera Pettigrew! - wtrąciła się sama zainteresowana, a jej głos był bardzo zdecydowany. - Mogę potwierdzić niewinność Syriusza! - Dziewczyna czuła, że jej obecność w Zakonie (chociaż nie do końca wiedziała, czym on tak właściwie był) pomoże jej ustabilizować przyszłość.
- Przecież my to świetnie wiemy - odparł mężczyzna, posyłając Store'om znaczące spojrzenie, mówiące im, aby nawet nie próbowali zaprzeczać. - A zatem ten argument mnie nie przekonuje.
- Opanowała magię bezróżdżkową przed drugim rokiem - zauważył brat dziewczyny.
- Też mi osiągnięcie. - Alastor upierał się przy swoim.
- Zaklęcie patronusa przed trzecim rokiem opanowane prawie do perfekcji - wstawiła się za nią McGonagall. Suzanne posłała jej wdzięczny uśmiech.
Cała ta dyskusja przypominała jakąś licytację.
- Chyba dostaniesz Nobla, moja droga. - Moody oparł się o kuchenną szafkę.
Nic nie mogło przekonać go do zmiany zdania.
- Od dwóch lat jest animagiem - Przez krótko panującą ciszę przedarł się chłody głos Severusa.
Moody przez chwilę myślał nad czymś intensywnie. Store'owie posłali dziewczynie zaskoczone spojrzenia. Zapewne w ich głowach pojawiły się myśli, jakim cudem pozwolili własnej córce zadawać się z tak niebezpiecznym zjawiskiem!
- Animagia powiadacie? - Alastor spojrzał na dziewczynę z jakimś wyrzutem. - Nie powiem, aby było to jakieś ogromne osiągnięcie, ale... Ile masz lat?
- Szesnaście - odparła Suzanne przez zaciśnięte zęby, dobrze wiedząc w głębi serca, że nie powinna dać się ponieść emocjom.
- Wracając do naszego zebrania - wtrącił się Albus Dumbledore, ogłaszając wszem i wobec, że dziewczyna uczestniczy w spotkaniu. - Informuję was, jakby jeszcze ktoś nie wiedział, że Peter Pettigrew okazał się być żywym człowiekiem ukrywającym się w ciele małego gryzonia. Z zeznań świadków wiemy - Spojrzał znacząco na Syriusza, Remusa i Suzanne. - że mówił o powrocie Sami Wiecie Kogo. Dlatego czuję się w obowiązku reaktywować Zakon Feniksa mający na celu powstrzymanie jego destrukcyjnej działalności.
- Gdzie będą odbywać się następne zebrania? - spytała Emily chłodnym głosem. - Nie wmówisz mi, Dumbledorze, że ten dom, pozbawiony jakichkolwiek zabezpieczeń, stanie się kwaterą zakonu.
- To tylko jednorazowe miejsce spotkań - wtrącił ze spokojem Remus, ukrywając irytację wzmożoną przez tę natarczywą kobietę. - Główną kwaterą zakonu będzie Grimmauld Place 12 w Londynie.
- To dom rodowy Blacków? - podchwycił Alastor, zapisując sobie ten fakt w głowie.
- Tak - przyznał Syriusz. - Na ten budynek zostały rzucone najbardziej wyspecjalizowane zaklęcia. Nawet Ministerstwo nie ma pojęcia o jego istnieniu.
- To mnie nie uspokaja - ciągnął Moody. - A jeżeli zachował się jeszcze jakiś dziedzic rodu Black? Będzie mógł bezproblemowo dostać się do budynku.
- Maureen nie uda się go zlokalizować - zapewnił Black. Na jego słowa Emily spięła się w sobie.
- Przepraszam - wtrąciła się. - Ale nie mieszajcie mojej córki w sprawy Zakonu. Nie zgadzam się na to, aby...
- Twojej córki? - prychnął Syriusz, który nawet nie próbował już zachowywać pozorów chociażby nieznacznej sympatii do blondynki. Podniósł się z krzesła. - Maureen zawsze była, jest i będzie moją córką! Żaden głupi papier nie daje ci prawa do nazywania jej swoim potomkiem!
- Syriuszu! - Lupin złapał przyjaciela za ramię, zmuszając go do ponownego zajęcia miejsca.
- Nie, Remusie! - warknął Black. - Ta kobieta pozbawiła mnie dziecka!
- Zrobił to Peter Pettigrew, a nie Emily - wstawił się za żoną Jack. - Gdyby nie my, twoja córka znalazłaby się w przytułku!
- Gdybyście potwierdzili moją niewinność w Ministerstwie... - zaczął czarnowłosy.
- Spokój! - Dumbledore uciszył sprzeczających się ludzi. - Nie spotkaliśmy się tutaj, aby się kłócić!
Syriusz i Emily łypnęli na siebie niechętnie, a następnie zamilkli.
- Albusie - zwróciła się do niego McGonagall. - A co z Suzanne? Przecież nie możemy pozwolić na to, aby całkowicie zaprzestała edukacji!
- Wyrzuciliście ją z Hogwartu? - warknął rozeźlony Moody. - Co to za absurdalny pomysł?
- Nie było lepszego wyjścia, Alastorze.
- Wmawiasz mi, Snape, że wypisanie dziewczyny ze szkoły jest najlepszą opcją? Przecież kiedy Sam Wiesz Kto się do niej dobierze, zostanie z niej miazga bez znajomości podstawowych umiejętności magicznych!
- Wiedza Suzanne jest na dobrym poziomie! - Zabrał głos Dumbledore.
- U uczennicy po piątym roku? - oburzył się Moody. - Powinniście przynajmniej zachować pozory, że chcecie dać jej równe szanse z innymi do przetrwania!
- Co proponujesz?
- Aby znaleźć jej nauczyciela. Przynajmniej od Obrony Przed Czarną Magią! To niezbędne, aby mogła przetrwać!
...
Pierwsze spotkanie Zakonu skończyło się w martwym punkcie, a osoby biorące w nim udział zostały oddelegowane do domów. Kilka dni później Syriusz zdecydował się opuścić dom Lupina, aby nie kusić losu. Nie mógł zbyt długo zatrzymywać się w jednym miejscu.
Miał bardzo dobrą intuicję.
Pewnej środy, kilka dni po opuszczeniu domu przez Blacka, na korytarzu rozległ się irytujący dźwięk dzwonka. Remus wstał z kanapy i odłożył Proroka Codziennego na pobliski stolik. Posłał swojej siostrze zdziwione spojrzenie.
- Spodziewasz się kogoś? - rzuciła dziewczyna, chcąc także podnieść się z kanapy.
Brat zatrzymał ją ruchem ręki.
- Zaczekaj chwilę - rozkazał, podchodząc do drzwi.
Otworzył je pewnym ruchem, a wtedy jego oczom ukazało się trzech mężczyzn w mugolskich strojach. Lupin poznał ich od razu. Byli pracownikami ministerstwa.
- Czym zawdzięczam wizytę? - spytał z delikatną drwiną w głosie.
Urzędnicy bez słowa wtargnęli do środka.
- Pan Remus Lupin, wilkołak półkrwi? - spytał jeden z nich rzeczowym tonem.
Zielonooki skinął głową.
- Potwierdzenie tożsamości? - poprosił drugi, a wtedy Remus wyjął ze swojej tylnej kieszeni różdżkę i wręczył ją łysemu mężczyźnie.
Ten chwilę obadał przedmiot, a następnie oddał bez słowa.
- Mamy przeprowadzić rewizję pańskiego domu - powiedział trzeci z nich, wyciągając z kieszeni drobną paczuszkę.
- A z jakiej okazji? - Remus uniósł jedną brew.
- Otrzymaliśmy doniesienie, że ukrywa pan Syriusza Blacka.
Mężczyzna skinął ze zrozumieniem, pozwalając urzędnikom działać.
Wiedział, że nic na niego nie znajdą. Dumbledore zadbał oto osobiście. Obawiał się jednak osoby, która go oskarżyła. Czyżby Emily była aż tak wyrachowana?

***

Jak wrażenia po maratonie? 

2 komentarze:

  1. Tak wiele się działo w tych rozdziałach! Wzbudzasz coraz większą chęć oczekiwania na kolejne rozdziały ;) Niby kocham Hogwart, ale bardzo mi się podoba, że ścieżka Suzanne będzie wyglądała inaczej, ile to daje możliwości! Nie mogę się doczekać magicznego świata z dala od murów szkoły, jak to będzie z jej edukacją i jestem ciekawa reakcji w przyszłości np. bliźniaków, że nie mogą uczestniczyć w spotkaniach zakonu i zobaczą tam Suz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie zawiodę twoich oczekiwań ;D

      Pozdrawiam, autorka - Suzanne Lupin

      Usuń