czwartek, 19 kwietnia 2018

Rozdział 76


...
Cichym korytarzem szedł czarnowłosy mężczyzna, oglądający się ostrożnie za siebie. Zdawało mu się, że nikt go nie zauważył, ale przecież w tym domu nie było niespodzianek. Wystarczył przyspieszony oddech pełen zdenerwowania oraz nieodpowiedni krok postawiony na skrzypiącej desce, aby pewna nastolatka pojawiła się tuż przed Blackiem.
W tamtym momencie Syriusz miał ją za niezwykle upierdliwą osobę.
- Coś się stało? - rzucił do niej z udawanym zdezorientowaniem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że jesteś tak piekielnie punktualny - odparła dziewczyna, wykrzywiając usta w uśmiech. - A teraz możesz łaskawie mi zdradzić, gdzie wybierasz się każdej soboty o wpół do piątej?
- Ja gdzieś się wybieram? Wypraszam sobie.
- Tak? - zadrwiła. - To musi być okropny zbieg okoliczności, ale wydaje mi się, że Maureen zawsze o tej porze wychodzi na błonia szkicować. Nie próbuj kręcić, Syriuszu, znam ją zbyt dobrze, abyś wmówił mi, że jest inaczej. Znam ciebie zbyt dobrze!
- Chyba nadal nie rozumiem - upierał się Syriusz przy swoim. Jego pewna mina zmieniła się dopiero wtedy, gdy dziewczyna wyjęła zza pleców rysunek psa.
- A teraz? - spytała złośliwie.
- To chyba szkic psa.
- Przestań się ze mnie naigrywać. To przecież twój portret!
- Sprytna dedukcja. - Mężczyzna posłał jej zirytowane spojrzenie.
- Czy przypadkiem nie wykonała go Maureen?
- Niby skąd taki pomysł?
- Podpisała się. - Suzanne jęknęła ze wzbierającej się w niej złości i wskazała na róg rysunku. Black przełknął ślinę. - Więc proszę cię, abyś nie mydlił mi już oczu, a po prostu wyjaśnił, co ty najlepszego wyprawiasz?
- To... - Zamyślił się chwilę. - To dość skomplikowane.
- Ja mam czas, w przeciwieństwie do ciebie.
Gula ponownie stanęła w gardle Blacka.
- No więc... jakiś miesiąc temu udałem się na błonia i wtedy... przypadkowo - Bardzo podkreślił to słowo. - spotkałem Maureen. Nie mogłem się powstrzymać! Nie masz pojęcia, Suz, jak to jest, gdy nie widzisz swojej córki przez trzynaście lat!
- I co zrobiłeś? - Dziewczyna zbyła jego uwagę. - Podszedłeś do niej w ciele psa i zacząłeś do niej szczekać?
- Nie. To ona podeszła do mnie. A potem jakoś tak wyszło i... - Spuścił głowę. - zaczęła mi się zwierzać.

Dziewczyna westchnęła karcąco.
- Syriusz!? - Suzanne spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Czy ciebie to głupie futro już nie za mocno grzeje w kark? Jak możesz tak...
- A ty nie powiedziałaś jej o mnie - przerwał jej mężczyzna.
- Bo mi zabroniłeś - broniła się.
- A szkoda, że mnie posłuchałaś. Bo ja bynajmniej nie mam zamiaru teraz przerwać! - fuknął Syriusz, wymijając Suzanne.
- Syriuszu! - warknęła w jego kierunku. - Powiem Remusowi! - zagroziła.
- Oboje dobrze wiemy, że tego nie zrobisz. - odparł Black, teleportując się do córki.
Suzanne przygryzła wargę. W głębi duszy jednak nie miała nic przeciwko.
...
Alex spojrzał srogo na dziewczynę.
- Oklumencja idzie ci w miarę poprawnie - stwierdził po chwili.
- Poprawnie?
- Mogło być lepiej, moja droga. Jednak mam nadzieję, że nabierzesz wprawy z czasem, a dzisiaj nauczymy się czegoś podobnego.
- Ligilimencji, zgadłam?
- Spryciara - pochwalił chłopak. - Dokładnie. Dzięki niej możemy czytać w myślach innych, wpływać na nie, a nawet kontrolować je. - powiedział z nutą zadowolenia w głosie.
- To za jej pomocą uczyłeś mnie oklumencji, mam rację? - prychnęła Suzanne, zakładając nogę na nogę.
- Tak. Teraz będziesz miała szansę zrobić na mnie odwet i zemścić się. - Uśmiechnął się cwanie, odrzucając swoją różdżkę w kąt. - Śmiało, moja droga. Formułę znasz, wystarczy tylko krótki ruch ręką.
Dziewczynie nie trzeba było powtarzać tego dwa razy.
- Illuminare - rzuciła w kierunku mężczyzny, a wtedy ugodził w niego delikatny promień.
Nie udało jej się jednak nawet choćby na chwilę przedrzeć przez jego myśli. Tak jakby chłopak otoczył się murem i nie dopuszczał do siebie nikogo.
Po chwili wstrzymała atak.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo - zadrwił blondyn.
- O tym, że będzie trudno, też nie udało ci się wspomnieć.
- Sądziłem, że to oczywiste - stwierdził. -  Spróbuj znowu!
- Illuminare!
Zaklęcie wdarło się do umysłu chłopaka, lecz tak samo jak poprzednio Suzanne zastała tam pustkę.
Tym razem postanowiła go przechytrzyć. Wpuściła do jego głowy myśl zwątpienia i absurdalnego wręcz strachu. Na jego twarzy pojawił się nagły grymas. Mężczyzna starał się odeprzeć atak. Poddała mu kolejną burzliwą myśl. Alex na dobre przestał się uśmiechać i zaczął przyglądać się dziewczynie z otępieniem.
Nagle łącze zostało przerwane, a młody mężczyzna zaśmiał się drwiąco.
- Lupin, bardzo dobrze ci idzie - pochwalił. - Wygrałabyś każdy pojedynek pod warunkiem, że twoim przeciwnikiem byłby gumochłon.
- Skąd ty bierzesz takie teksty? - Dziewczyna wyraźnie była zirytowała. - To trudne zaklęcie i nie oczekuj ode mnie nie wiadomo czego po pierwszym razie!
- Jesteś dobra, wiec będę wiele od ciebie wymagał. Dziewczyna twojego pokroju powinna już się z tym uporać.
- Co to znaczy, dziewczyna mojego pokroju? - rzuciła kpiąco, dostrzegając w oczach chłopaka pewnego rodzaju błysk.
- Z twoim talentem dziwię się, że osiągasz tak mizerne wyniki. Jesteś przecież bystra - stwierdził. - Chociaż muszę przyznać, że czasami wykazujesz w tym aspekcie pewne braki. - dodał pewnie i zaczął zbliżać się w kierunku dziewczyny.
- Czyli mówisz, że jestem głupia? - mruknęła, a Alex zacisnął ciasno szczękę.
- Czasami tak - odparł i w tej samej chwili znalazł się tuż przy niej. - Ale nie martw się, nie przeszkadza mi to za bardzo.
- Dziękuję - zadrwiła, czując jednak, że tak bliska obecność chłopaka zaczyna działać na nią niepokojąco.
- Co się stało? - Alex najwidoczniej to zauważył. - Czyżbym działał na ciebie w jakiś dziwny sposób?
- Nie do końca rozumiem - Suzanne próbowała z tego wybrnąć, ale blondyn jednym ruchem zaczął przytrzymywać jej podbródek. Nie miała innego wyboru: musiała na niego spojrzeć.
Jego granatowe oczy przywodziły na myśl niebo, a włosy kojarzyły się ze słońcem. Był cholernie przystojny, a dziewczyna momentalnie skarciła się za tę myśl.
- Powiedzmy, że na razie nie musisz wiedzieć - nieco ściszył głos, a jego chłodny oddech sprawił pojawienie się gęsiej skórki na skórze szyi dziewczyny. Uśmiechnął się drwiąco. - Musisz się jeszcze wiele nauczyć - prychnął, wychodząc z pokoju i zostawiając w głowie dziewczyny kompletny mętlik.
Suzanne spojrzała z niechęcią na zamknięte już drzwi. Ten chłopak pozwalał sobie na co raz więcej.
...
Remus wpadł rozeźlony do kuchni. Obrzucił wzrokiem Suzanne i Syriusza, którzy siedzieli w milczeniu przy stole. Zielonooki złożył usta w cienką linię i przysiadł się do nich bez słowa.
- Coś się stało, przyjacielu? - rzucił po chwili Syriusz. W odpowiedzi dostał jedynie wzruszenie ramionami.
- Remusie? - zagadnęła go siostra, ale ten jedynie uciszył ją dłonią.
- Syriuszu - Z gardła mężczyzny wydał się lekko zachrypnięty głos. Wziął głęboki wdech. - Jesteś zbiegiem z Azkabanu.
- Tak - odparł niepewnie.
- Dlatego też szuka cię połowa Ministerstwa.
- Tak.
- Powiedz mi, do cholery, co ty właściwie miałeś w głowie, kiedy wyszedłeś na dwór? - Uniósł się.
- Tak - stwierdził Black automatycznie, nawet nie zastanawiając się nad pytaniem.
- Powiem ci, co miałeś w głowie. Zupełną pustkę! Jeżeli ktoś by cię rozpoznał, nie trafiłbyś do Azkabanu!
- Nie.
- Skazano by się na pocałunek dementora!
Syriusz zmarszczył brwi.
- Skąd wiesz, że wyszedłem?
- Zostawiliście z Suz bilety do kina na stoliku w salonie. Tylko głupi by ich nie znalazł!
Black wziął głęboki wdech.
- Nie powiesz Dumbledore'owi, prawda?
- Rolą Dumbledore'a nie jest pilnowanie zbiegłych więźniów! To moim zadaniem było mieć cię na oku!
W głowie dziewczyny właśnie powstała odpowiedź na to, dlaczego musieli się przenieść z domu w Yorku. Black bez opieki był bardzo łatwym celem! Momentalnie wpakowałby się w jakieś kłopoty. Potrzebował kogoś, kto będzie w stanie nad nim zapanować. Nagle poczuła się winna, że pozwoliła mężczyźnie wyjść do tego przeklętego kina.
- Co zrobisz? - rzucił Syriusz, a w jego oczach pojawiła się niepewność.
- Daje ci oficjalny zakaz na wychodzenie z domu! - stwierdził zielonooki. - Do odwołania. Suzanne, słyszysz? Masz pilnować Blacka, rozumiesz?
Skinęła pewnie głową. Argumenty Remusa były słuszne. Nie chciała stracić kolejnej bliskiej jej osoby.
Po chwili podniosła nieśmiało rękę. Jej brat wywrócił na to denerwująco oczami - Black uśmiechnął się na ten gest przyjaciela. Pamiętał, jak w czasach szkolnych Lunatyk robił tak za każdym razem, gdy słyszał głupi pomysł jego i Jamesa.
- Wiadomo, kiedy odbędzie się następne spotkanie Zakonu?
- Cóż - Zastanowił się przez chwilę. - Z wytycznych Dumbledore wychodzi na to, że mamy dyskretnie angażować w Zakon kolejnych jego członków. Podzielił nas na grupy, w których to mamy ustalać nasze strategie działania.
- Kto jest w naszej?
- Ty, Suzanne, nie będziesz brała w nich udziału. Ale jeżeli cię to interesuje, ja jestem razem z Kingsleyem i Nimfadorą.
- Dorą - wtrącił Syriusz.
- Tak, tak, tak - zgodził się Remus. - Specyficzna kobieta... Nie znosi swojego imienia.
- Też byś go nie znosił, jakby twoja matka nazwała cię Nimfadorą - Zza pleców Remusa dobiegł przyjemny, kobiecy głos.
Całą trójka odwróciła się niepewnie w tamtym kierunku.
- Przecież mogę się dostać do tego domu - odparła Tonks na zdziwione miny siedzących. - Bądź, co bądź, wywodzę się przecież z Blacków. - Posłała im radosny uśmiech.
Kiedy dosiadła się do nich, Remus do końca tej rozmowy nawet nie otworzył ust przez zażenowanie swoim zachowaniem.
...
Syriusz patrzył na Suzanne z niemalejącym zaskoczeniem już od kilku minut. W jego głowie nie miesiła się informacja, jaką Suzanne mu przed chwilą przekazała. I zgadzał się z tym, że w swoim życiu usłyszał już wiele kompletnych głupot, tak ta całkowicie zwaliła go z nóg. Patrzył na dziewczynę z wyrzutem i cały czas mając nadzieję, że żartuje, oczekiwał jakiejś reakcji z jej strony.
- No co? - rzuciła w końcu. - Czasem tak bywa, taka już ludzka natura!
Black pokręciła drwiąco głową.
- Suzanne, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że twój defekt jest brany jako upośledzenie! - wydarł się na nią oskarżycielsko.
- Ciszej - skarciła go, bojąc się, że Walburgia obudzi się kolejny raz dzisiejszego popołudnia.
- Nie, nie będę cicho! - jęknął. - Nie po to uczyłem cię z Jamesem Quidditcha, gdy byłaś takim szkrabem. - Jego dłoń znalazła się kilka cali nad ziemią, aby uświadomić Suzanne, jak mała wtedy była. - Abyś teraz mówiła, że to wszystko poszło na marne!
- Harry potrafi latać na miotle, Maureen potrafi latać. Ja nie muszę tego robić.
- Jak to nie? Nawet Remus to potrafi! Gdyby tylko chciał, mógłby grać w jakiejś drużynie zawodowo - mruknął. - Tyle, że on nie chce.
- Ja też nie chcę nauczyć się latać!
- Suzanne, to absolutna podstawa! Jak to się w ogóle stało? Muszą być na to jakieś leki!
- Na lęk wysokości?
- Tak - powiedział, opadając ciężko na fotel i usilnie lustrując dziewczynę.
Już chwilę później w jego szarych oczach pojawiła się łatwopalna iskra. Dziewczynie ani trochę się to nie spodobało.
- Nauczę cię latać! - wydał z siebie.
- O, nie! Lepsi od ciebie próbowali.
- Przestań, nie ma lepszych ode mnie. Zaczekaj, gdzieś tutaj miałem swoją starą miotłę - stwierdził, podchodząc do pobliskiego kredensu.
Otworzył jedną z szuflad, przez co w pokoju pojawiła się chmura kurzu. Przez chwilę dało się słyszeć głośne pokasływania.
- Mam! - zawołał z radością Black, odwracając się do dziewczyny. - Na tej miotle latanie będzie pestką. - Wyszczerzył zęby.
Suzanne ostatni raz wydała z siebie głośne kaszlnięcie.
- Nie sądzę - zaprzeczyła.
- Weź miotłę i sama spróbuj. - Próbował wcisnął jej kijek w dłonie.
- Może najpierw ty spróbujesz, wiesz, żeby mi pokazać - podchwyciła dziewczyna, pukając się w czoło.
Przecież nie mogli wychodzić na dwór! Latanie w budynku było niedorzecznym pomysłem!
- Zademonstruję ci, zgoda - przytaknął nagle czarnowłosy i władował się na starą miotłę. - Hmmm - wydał z siebie. - Bardzo dawno na czymś takim nie siedziałem.
- Słucham? - zaczęła Suzanne, ale w tej samej chwili miotła, na której siedział Syriusz, ocknęła się, a z jej uschniętych strąków uciekł kłęb dymu.
Black nie zdążył zareagować.
Już w następnej chwili miotła wzbiła się w powietrze i wraz z mężczyzną wyleciała w z pokoju.
Syriusz mocniej przytrzymał się rączki. Przywarł do kija, aby przypadkiem nie spaść na ziemię, która w tamtym momencie wydawała się pędzić bardziej niż on. Włosy na głowie stanęły mu dęba. Przez kilka chwil z zawrotną szybkością przemierzał wszystkie kondygnacje domu, tym samym zbierając z wszystkiego już dawno temu zgromadzony kusz.
Zaniósł się atakiem kaszlu, lecz miotła nie dawała za wygraną.
Nie wzbijała się w powietrze przez zbyt wiele lat, aby teraz tak po prostu zrezygnować z latania. Black ledwo schylił głowę, która mało co nie oberwała deską wystającą z sufitu. Przełknął ślinę, a następnie wydał z siebie głośny krzyk pełen radości.
Suzanne zagryzła wargę. Musiała go jakoś ściągnąć z tej miotły, zanim Black rozbije się na jakiejś wystającej części stropu!
Jednak w tej samej chwili przez ściany budynku rozległ się wściekły wrzask.
- Zdrajcy krwi szargają dom moich przodków!
No jasne - pomyślała dziewczyna. To byłoby niemożliwe, gdyby Walburgii nie obudziły te wrzaski.
Suzanne szybko zbiegła na parter.
- Wynoście się stąd! Potomkowie zdrajców krwi i wilkołaków! - krzyczała kobieta.
Suzanne, nie wiedząc, co innego mogłaby zrobić, zakleiła obraz grubą warstwą kleju. Głos Walburgii stłumił się odrobinę. Dziewczyna szybko złapała za opadniętą kotarę i próbowała ją zawiesić na ramie obrazu, lecz klej zaczął powoli pękać.
Zasłona zdołała przykryć Walburgię w prawie ostatnim momencie, a wtedy drzwi wejściowe otworzyły się. Remus wraz z Alexem posłali jej zaskoczone spojrzenie.
Suzanne jednak nie zdążyła zareagować.
Drzwi wejściowe zostały zamknięte w chwili, gdy Black zleciał wraz z miotłą ze schodów i z hukiem wylądował na podłodze. Kij połamał się na kilka części, a Walburgia rozkrzyczała się na nowo.
...
Do pokoju Suzanne wszedł Alex, jak zwykle nie zaprzątając sobie głowy pukaniem. Na widok zirytowanej twarzy dziewczyny, wykrzywił usta w uśmiech i podszedł bliżej niej, aby jeszcze bardziej zadziałać jej na nerwy.
- Co dzisiaj robimy? - spytała Lupin iście urzędowym tonem. Po ostatnich zajęciach nie miała zamiaru wdawać się z chłopakiem w niepotrzebne dyskusje.
- Zaklęcie Imperio - stwierdził spokojnie, jakby mówił o kupowaniu waty cukrowej.
Suzanne momentalnie się wyprostowała.
- Chyba sobie żartujesz? - warknęła. - Przecież to jedno z zaklęć niewybaczalnych!
- Bystra jak zwykle.
- Przestań, to nie jest śmieszne. Za używanie tych zaklęć grozi Azkaban!
- Ten dom jest odcięty od wpływów Ministerstwa. Nikt nie zauważy.
- Alex!
- Co? - zadrwił, wyciągając przed siebie różdżkę. Suzanne złożyła usta w cienką linię. - Znasz zasady, moja droga. Ja cię atakuję, a ty próbujesz się bronić.
- Raczej szkaluję, a nie... - zaczęła, ale w tej samej chwili z ust chłopaka wydarło się głośne: Imperio!
Dziewczyna nagle poczuła, jak wszystkie jej myśli wypływają z jej głowy. Umysł stał się pusty i taki beztroski, jakby nigdy nie doznała żadnych zmartwień - jednak czuła, że to nie prawda. Wtem jej umysłem zawładnęła pewna myśl.
- Skacz!
Zrobiła, co jej kazano, bo niby czemu miała tego nie robić?
- Usiądź!
Wykonała to bez zbędnych precedensów.
- Zatańcz coś żywiołowego!
Już miała zastosować się do tej myśli, kiedy zdała sobie sprawę, że ona tego nie chce! Nie chce tańczyć! Spróbowała pozbyć się tej myśli, jednak ilekroć to robiła, to pragnienie stawało się coraz bardziej intensywne. Skupiła się całym ciałem przeciwko temu. Podziałało! Jej prawdziwe myśli zaczęły powracać do głowy, a wspomnienia odżyły. Bliźniacy, Syriusz Black, Zakon.
I wtedy znowu poczuła silną moc, która przedostaje się do jej umysłu i miesza w zmysłach.
- Pocałuj mnie!
Spojrzała zdezorientowana na Alexa, który wykrzywiał usta w chytry uśmiech. Tego też nie chciała zrobić!
- Nie! - usłyszała swój głos, jednak był on bardzo odległy. Jak gdyby uszy się wyłączyły, a pozostałe zmysły nie chciały działać jak trzeba.
- Och, spokojnie. -  Ten dźwięk także dotarł do niej, jakby byli oddzieleni murem.
Myśl nasiliła się. Dziewczyna próbowała z nią walczyć, ale w tej samej chwili znalazła się blisko chłopaka. Ich oddechy były tuż obok siebie, a klatka piersiowa blondyna zaczęła napierać na Suzanne. Nie! To dziewczyna napierała na chłopaka! Alex znowu uśmiechnął się ironicznie. Myśl: pocałuj go znów zawładnęła jej umysłem.
Nie chciała. Próbowała się wyrwać, ale skutkiem tego okazało się jeszcze większe zbliżenie do chłopaka. Nagle ich usta znalazły się tuż obok.
- Nie rób tego! - Krzyczała na siebie Suzanne.
I właśnie wtedy poczuła, jak usta chłopaka łączą się z jej wargami i składają na nich delikatny pocałunek. Tego było już za wiele. Dziewczyna wyrwała się z objęć Alexa i odsunęła się przynajmniej na kilka stóp.
- Możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz? - rzuciła wrogo w jego kierunku, gdy wszystkie emocje wróciły.
- To pytanie powinno być skierowane do ciebie - Wzruszył ramionami. - Poza tym, podobało ci się.
- Tak wygląda osoba, której się coś podoba? - warknęła, wskazując na siebie.
- Dokładnie.
- Jesteś cyniczny! - wycedziła przez zęby, chcąc wyjść z pokoju.
Czynność tę uniemożliwiła jej ręka chłopaka, zaciskająca się na nadgarstku dziewczyny. Alex przyciągnął ją do siebie i uniósł dłonią jej twarz tak, by na niego spojrzała.
- Jeszcze coś? - Suzanne próbowała się wyrwać.
- Urocza jesteś, Lupin. - skomentował, całując jej czoło.
- Przestań! - Znów się wyrwała, a blondyn tylko zaśmiał się pod nosem. - Bawi cię coś jeszcze? - spytała agresywnie.
- Ty - powiedział prawie natychmiast i skierował się do drzwi. Zanim wyszedł, posłał jej oko, na co dziewczyna nie zareagowała.
Kiedy zniknął w ciemności korytarza, zatrzasnęła za nim wejście. Jęknęła z irytacji i spojrzałam tęsknie za okno.
Dotknęła swoich ust. Ten pocałunek był... całkiem przyjemny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz