niedziela, 15 kwietnia 2018

Rozdział 75


Każda myśl była naruszana i przechwytywana przez chciwego mężczyznę, który nie mógł nasycić się pojedynczym wspomnieniem. Chociaż, szczerze mówiąc, nie obchodziły go przeżycia Suzanne. Znacznie przyjemniejszy byłby fakt, gdyby dziewczyna osobiście zdobyła się na wyjawienie mu ich. Teraz jednak nie miał dużego wyboru. Oklumencja stanowiła podstawę walki przeciwko Voldemortowi, który uchodzi za jednego z mistrzów tej dziedziny magii. 
Alex ulepszył czar i naparł nim z całej siły na umysł Lupin. Dziewczyna zrobiła obojętną minę i starała się wypchnąć go z własnej głowy. Ohydne zaklęcie chłopaka wdarło się w zakątki jej umysłu i obnażyło jej najskrytsze pragnienia. Starała się postawić barierę między nimi, ale nie mogła się skupić. Ilekroć spoglądała na twarz blondyna, nie potrafiła być obojętna. Jego przystojna twarz zabraniała jej wręcz odrzucenia myśli.
Pomimo tego Suzanne wiedziała, że potrafiłaby to zrobić. Gdyby tylko granatowe oczy chłopaka nie patrzyły na nią z tak ogromną drwiną. Nie umiała postawić się ich pięknej barwie i nie znajdowała w sobie wystarczającej odwagi.
- Lupin, postaraj się! - warknął Alex, przez co dziewczyna złożyła dłonie w pięści aż zbielały jej knykcie.
Niby dlaczego miała zdradzać mu swoje myśli? Pokazywać mu swoje przemyślenia? Przecież nie był tego wart. Zamknęła się na bodźce z zewnątrz i oddaliła niepotrzebne wspomnienia. Zostało tylko jedno. To, które nie mogło wyjść na jaw - animagia.
Nie czuj nic, nie możesz tego robić - karciła siebie. Było wiele osób, które powstrzymywały emocje. Malfoy był jednym z nich. Lucjusz w mistrzowski wręcz sposób ukrywał przed światem wszystko, a jego oczy uchodzące za zwierciadło duszy nie wyrażały nic. Były jedynie lodową pustynią!
- Zawodzisz mnie, kochana - rzucił szyderczo.
Tego było za wiele. Nie mogła pozwolić na to, aby emocje przejęły nad nią kontrolę. To przecież mózg a nie serce sprawował władzę nad jej ciałem. Przymknęła oczy i zobaczyła pustkę. Niby dlaczego miała czuć radość lub nienawiść? W tej chwili przecież było to niepotrzebne!
Alex pogłębił działanie zaklęcia, jednak nie mógł już nic zdziałać. Niby co takiego można było zobaczyć na pustej planecie? Nic tam nie było, kompletna pustka! Promień ustał, a Suzanne nie znalazła się na podłodze jak poprzednimi razami. 
Kiedy uchyliła powieki, dostrzegła, że ona stoi pewnie i wyprostowanie, zaś Alex ociera z czoła lekką strużkę potu. Posłała mu zwycięskie spojrzenie. W zamian na twarzy blondyna pojawił się szeroki uśmiech.
- A jednak potrafisz - pochwalił, ponownie wystawiając różdżkę przed siebie.
- Znowu będziesz próbował? - spytała niechętnie.
- Do momentu, aż będę miał pewność, że nie ulegniesz mocy Voldemorta. Musisz być bezpieczna - wyjaśnił. - Illuminare!
Suzanne nie zdążyła zinterpretować tych słów. 
Już w następnej chwili uderzył w nią promień silniejszy niż dotychczas. Teraz jednak czuła się silniejszą. Jej umysł przypominał wypielony ogród - bez chwastów niszczących żyzne plony. Schowanie wszystkich myśli i zablokowanie umysłu sprawiło, że Alex znów zaczął być wypychany z jej głowy.
Już nigdy tu nie wejdziesz - powtarzała sobie, a wokół jej myśli pojawiał się coraz wyższy i potężniejszy mur. Niedługo miał przybrać rozmiary niezwyciężonej fortecy, której żadna siła nie będzie miała możliwości złamać.
...
Po skończonej lekcji Alex zaprowadził Suzanne w kierunku jadalni, gdzie odbywało już zebranie członków Zakonu Feniksa. Chłopak był z niej bardzo zadowolony. W ciągu miesiąca uczyniła spore postępy, które świadczyły jedynie o wyjątkowym talencie dziewczyny. Kątem oka spoglądał na jej profil, uśmiechający się pod nosem. 
Otworzył drzwi pomieszczenia. Wszyscy zebrani momentalnie podnieśli na nich wzrok, lecz Alex uniósł brwi.
- Nie ma Alastora? - spytał z zaskoczeniem.
- Ma obowiązki w Hogwarcie - wyjaśnił Dumbledore, po którego lewej stronie siedział Snape. Wśród zebranych nie było także McGonagall.
Młodzi ludzie zajęli miejsca po przeciwległych częściach stołu. Alex zrobił to nieświadomie, jednakże Suz zrobiła to specjalnie. Obecność chłopaka wywoływała w niej dziwne stany, których nie mogła w sobie nazwać. Denerwował ją, ale lubiła z nim lekcje, chociaż nie chciała tego przyznać. Targały nią kompletnie sprzeczne emocje. Podobnie czuła się w towarzystwie bliźniaków. Zwłaszcza George'a: z jednej strony lubiła tego wariata, ale z drugiej strasznie działał jej na nerwy.
Spojrzała w kierunku Remusa, który patrzył się na nią teraz wyjątkowo intensywnie. Posłała mu zaskoczone spojrzenie. Ten jednak tylko machnął na nią ręką, a wtedy drzwi pomieszczenia otworzyły się po raz drugi. W progu stanął Syriusz, a za nim dwaj czarodzieje. 
Pierwszym z nich był wysoki czarnoskóry mężczyzna o czarnych oczach i kwadratowej szczęce. Miał na sobie osobliwy strój - wyglądający niczym jak z dalekiego wschodu. 
Drugim czarodziejem okazała się młoda dziewczyna o przyjaznej twarzy, której włosy przybierały kolor intensywnego błękitu. Patrzyła na zgromadzonych swoimi miodowymi oczami, a na widok Remusa Lupina te rozbłysły się delikatnie. Nikt jednak tego nie zauważył.
- A więc - Odkaszlnął lekko Black. - To jest Kingsley Shacklebolt - Wskazał na mężczyznę. - A to Nimfadora Tonks, moja siostrzenica. - Uśmiechnął się drwiąco.
- Dora - wydało się z ust kobiety. Suz odniosła dziwne wrażenie, że już kiedyś ją poznała, ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie dokładnie.
- Tak, tak - mruknął Shacklebolt swoim niskim głosem. - Ale nie musiałeś nas przedstawiać, przecież my się wszyscy dobrze znamy.
- Niekoniecznie - wtrąciła Tonks, lustrując wzrokiem Lupinów oraz Alexa. Kiedy jej wesołe oczy spoczęły na Suzanne, pojawiła się w nich jeszcze większa radość. - Suzanne Lupin, mam rację? - rzuciła w jej kierunku.
Dziewczyna przełknęła ślinę z zaskoczenia.
- Tak - Zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
- Pamiętam cię - poinformowała w końcu. - Ty razem z braćmi Charliego wtargnęłaś na nasz bal absolwentów. - Parsknęła śmiechem.
Remus posłał Suzanne zaskoczone spojrzenie.
- Oj raz się zdarzyło. - Suz chciała się usprawiedliwić. - Poza tym odpracowałam to. Filch wlepił nam wtedy miesięczny szlaban, pamiętam to, bo do tej pory śni mi się to polerowanie starych beczek po soku dyniowym. - Wzdrygnęła się.
Remus westchnął, starając się w sobie stłumić gniew. Nowoprzybyli czarodzieje zajęli wolne miejsca.
- A zatem nasz Zakon się powiększa - skwitował Dumbledore, na co część przytaknęła. - A teraz posłuchajcie mnie uważnie, bo to dosyć istotna informacja. - Wszystkie oczy przeniosły się na starca. - Za kilka dni do Hogwartu przybędą dwie szkoły magiczne: Durmstrang oraz Beauxbatons. Alex, powinieneś kojarzyć jedną z nich.
- Kojarzę - przytaknął niechętnie. - Uważam, że zapraszanie Karkarova do Anglii jest złym pomysłem. Ten mężczyzna jest śmierciożercą.
- Był, Alexie - poprawił go dyrektor.
- To przecież tak nie działa, Dumbledorze - zaprzeczył Alex poważnym tonem. - Jeżeli zostaje się Śmierciożercą, to jest się nim już do końca życia. Z tego nie można tak po prostu uciec.
Dyrektor patrzył z zaintrygowaniem na chłopaka. W przeciwieństwie do Snape'a, który był cały spięty.
- Co w związku z tym turniejem? - rzucił Jack, kiedy cisza zaczęła się przedłużać.
- Postaram się pozyskać te szkoły jako sojuszników. Mam nadzieję, że przyjmą moją propozycję.
- Madame Maxime być może. Ale nie Karkarov! - upierał się blondyn.
- Alexie! - Głos Dumbledore'a skutecznie go uciszył. - A więc mając ich za sojuszników, nasze siły wzrosną i będziemy mogli poprosić też inne kraje o pomoc.
Na usta chłopaka rzucała się jakaś kąśliwa uwaga, jednak postanowił sobie w końcu ją odpuścić. Jego wzrok powędrował w stronę Lupin. 
Dziewczyna wpatrywała się niepewnie w dyrektora, zagryzając przy tym wargę, co chłopak odbierał jako wyraźną prowokację. Odrzucił szybko tę myśl. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie w tych czasach. Nie było po prostu takiej możliwości.
...
Jak każdego sobotniego popołudnia Black przysiadł na skraju Zakazanego Lasu i objął wzrokiem całe błonia. Tak jak się spodziewał, chwilę później dostrzegł drobną sylwetkę idącą radośnie w jego kierunku. Już po chwili znalazła się przed nim czarnowłosa dziewczynka o stalowych oczach.
- Jak zwykle na czas. - Skinęła na niego głową. Pies wyszczerzył do niej zęby i zaszczekał radośnie. Parsknęła śmiechem. - No już, mały, nie ciesz się tak bardzo. Chodź, przejdziemy się w jedno miejsce. Znalazłam śliczną skałkę, na której mogę cię naszkicować - stwierdziła, idąc w tylko sobie znanym kierunku.
Syriusz ochoczo pobiegł za nią. Było mu właściwie obojętnie, gdzie się udadzą. Liczyła się dla niego tylko bliska obecność córki. 
Dziewczyna westchnęła lekko i od czasu do czasu zerkając w stronę psa, szła w kierunku tego miejsca.
- Wiesz co? - zagadnęła po chwili, a Syriusz momentalnie zamienił się w słuch. Cieszyło go to, że mógł bezkarnie być w jej towarzystwie. - To dziwne, ale wydajesz mi się znajomy. - stwierdziła po chwili. - Przypominasz mi taką jedną dziewczynę... - Nagle zamilkła, wchodząc na niewielkie głazy. 
Syriusz zaintrygowany poszedł za nią. Gdy wdrapali się na największy z nich, dostrzegli przed sobą taflę gładkiego jeziora.
- Śliczne miejsce - powiedziała Maureen, skierowując wzrok na niedaleko rosnące fioletowe drzewo, które zdawało jej się być prawdziwym sercem Zakazanego Lasu. - Nie zdążyłam go pokazać przyjaciółce, wiesz? - zagadnęła łagodnie. 
Syriusz zaskamlał cicho. Suzanne przecież widziała to miejsce, pokazała mu je na początku marca.
- Wielu rzeczy nie zdążyłam jej pokazać - mruknęła. - Ani powiedzieć. - Pociągnęła nosem, a wtedy po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Black otarł ją czule pyskiem. - Przestań, to nic nie da. - Odsunęła się od niego. - Została wyrzucona z Hogwartu, wiesz? W sumie skąd masz wiedzieć? Jesteś tylko psem. 
Black przechylił lekko głowę. Tak bardzo pragnął jej teraz powiedzieć prawdę.
- To zabawne. - jęknęła już z irytacją. - Nawet mojej własnej matki to nie obeszło! Zawsze uważała Suzanne za kogoś gorszego. Teraz dostała powód! Brat Suz jest wilkołakiem, a moja matka stwierdziła, że to niebezpieczne! Nie cierpię jej za to. - Rzuciła w wodną toń pobliskim kamieniem. 
Pies położył łapę na jej kolanach. W jego oczach także pojawiła się niechęć do Emily. Nigdy za nią nie przepadał.
- Ty też jej nie lubisz? - zadrwiła. - Znakomicie! - Uśmiechnęła się, a po chwili zaśmiała wręcz histerycznym śmiechem. - Chyba zaczęłam wariować. Gadam z psem! - Spojrzała na zwierzę.
"Czasem tak bywa" - odparł Black, merdając ogonem.
- Myślisz, że kiedyś jeszcze się z nią zobaczę? Niby Suzanne mówiła, że to na krótko, ale nawet bliźniacy nie wiedzą, co się z nią dzieje - poskarżyła się. - Oni też się o nią martwią. Widzę to, ale oni nie chcą dać tego po sobie poznać. Głupki.
Dziewczyna po opuszczeniu przez Suzanne Hogwartu, straciła osobę, której mogła powiedzieć wszystko. Ten pies jakimś niepojętym cudem zdawał się zastępować jej po części przyjaciółkę. Biła od niego taka pozytywna energia.
- To co? Przecież po coś tutaj przyszliśmy. Zapozuj jakoś, to postaram się ciebie naszkicować.
...
"Każdy, kto pragnie zgłosić się do Turniej Trójmagicznego, musi napisać czytelnie na kawałku pergaminu swoje imię i nazwisko, a także nazwę szkoły, i wrzucić pergamin do czary. Macie dwadzieścia cztery godziny na podjęcie decyzji. Jutro, w Noc Duchów, czara wyrzuci nazwiska tych trzech, którzy zostaną przez nią uznani za godnych reprezentantów swoich szkół. Po dzisiejszej uczcie czara zostanie umieszczona w sali wejściowej, by każdy, kto pragnie kandydować, miał do niej swobodny dostęp. Aby ustrzec przed pokusą tych uczniów, którzy nie ukończyli jeszcze siedemnastu lat, nakreślę wokół Czary Ognia Linię Wieku. Ten, kto nie ukończył siedemnastu lat, nie będzie w stanie jej przekroczyć." - te właśnie słowa kołatały bliźniakom w głowach od trzynastu godzin i nie pozwalały im zrobić obojętnego kroku.
Możliwość zostania reprezentantem Hogwartu była dla nich zbyt niesamowitą propozycją, aby zrezygnować z niej tak po prostu przez równie bzdurny powód jakim był ich za młody wiek!
Gdy tylko znaleźli się w dormitorium, dopadli do swoich przeładowanych kufrów i wyjęli ze środka kilka dziwnie pachnących mazideł. Wyłożyli to wszystko na biurku Jordana (na którym jako jedynym można było cokolwiek postawić) i przyjrzeli się krytycznie swoim zbiorom.
- Eliksir postarzający powinien załatwić sprawę - stwierdził Fred, a George uśmiechnął się chytrze.
- Jego wykonanie zajmie nam nie więcej jak półtorej godziny. Jutro o tej porze któryś z nas zostanie przedstawicielem Hogwartu w Turnieju Trójmagicznym.
Rozpoczęli produkcję eliksiru.
Kiedy George ocknął się nad ranem, ujrzał na biurku Jordana fiolkę z fioletowym eliksirem, z którego nadal unosiła się para. Podniósł się gwałtownie z ziemi (wczorajszej nocy najwidoczniej musiał na niej zasnąć ze zmęczenia) i podbiegł do specyfiku. Powąchał go spokojnie, a jego nozdrza wypełniła woń starej słomy. Eliksir wyszedł idealnie.
- Fred! Wstawaj, szybko, podnoś się! - warknął w kierunku brata, a wtedy drugi rudzielec podniósł leniwie powieki. 
Przez chwilę patrzył z niezrozumieniem na George'a, na którego twarzy malowało się ogromna ekscytacja.
- Co jest? - mruknął, mając cały czas swój piękny sen przed oczyma, ale brat szybko przywołał go to porządku. Wskazał na fiolkę.
- Fred, ruszaj się. Musimy dostać się do turnieju! - popędził go, a wtedy logiczne myśli wróciły do umysłu rudzielca. Zerwał się szybko z posadzki. Przez chwilę przecierając oczy, złapał za jakąś świeżą koszulkę i zmienił ją prawie w biegu.
- Chodź szybko, bo się spóźnimy! - skarcił George'a, który na jego reakcję stwierdził pod nosem: "hipokryta".
Bliźniacy wypadli podekscytowani z Pokoju Wspólnego i biegnąc korytarzem w kierunku sali wejściowej, wpadli na Jordana, który właśnie wracał ze śniadania.
- Udało wam się? - spytał zaskoczony.
- Zaraz się przekonamy. - Wskazali na fiolki w swoich dłoniach.
Po chwili trójka szesnastolatków zaczęła zmierzać w kierunku swojego celu. 
Jak z procy przemierzyli ostatnie schodki i wydając z siebie niepokojące dźwięki, dopadli tuż pod Linię Wieku, która dzieliła ich przed ich biletem do sławy! Jordan wycofał się w kierunku nieopodal siedzącej Maureen.
- Jesteście pewni, że wam się uda? - spytała z lekką drwiną w głosie.
- Nie ma innej opcji, Store - wydali z siebie rudzielce, a dziewczyna spojrzała na nich karcąco.
- Zdajecie sobie sprawę z tego, że jeżeli wam nie wyjdzie...
- Och, przymknij się - skarcili ją. - Nie psuj nam tej pięknej chwili!
- Ja tylko wyrażam swoją opinię. - Wzruszyła ramionami. - A swoją drogą, Angelina była tu chwilę temu, ona już wrzuciła karteczkę do czary.
- Widzisz, jej się udało. To niby dlaczego nam ma nie wyjść? - spytał Fred wyzywająco.
- Angelina ma już siedemnaście lat - wyjaśniła Maureen. - Gdybyście nie zajmowali się na okrągło płataniem figli, może też bylibyście tego świadomi.
Bliźniacy prychnęli drwiąco.
Otworzyli fiolki z fioletowym eliksirem, a następnie wypili specyfik tego drugiego. 
- Już czuję się starszy - przyznał George ironicznie, wymieniając z bratem zadowolone spojrzenia.
Obaj rudzielce stanęli na palcach i chwilę chybocząc się na nich, przeskoczyli zgodnie przez Linię Wieku, a ich stopy dotknęły posadzki w tym samym czasie. Zawyli z radości, ponieważ nic się nie wydarzyło.
Cała publiczność zgromadzona wokół nic zaklaskała głośno, a bliźniacy wyjęli ze swoich kieszeni kartki z napisem:
George Weasley - Hogwart
Fred Weasley - Hogwart
Kiedy już zdawało im się, że ich dłonie znajdują się blisko błękitnego płomienia, nagle Linia Wieku zaświeciła się złotym światłem, a następnie wypchnęła Weasleyów, którzy wylądowali dziesięć stóp dalej. Następnie rozległo się głośne pyknięcie, a na twarzach bliźniaków pojawiły się długie, starcze brody w białym kolorze.
Bliźniacy spojrzeli na siebie krytycznie.
- Witaj, stary George! - powiedział Fred.
- Witaj, stary Fred! - odparł jego brat, wybuchając śmiechem.
...
WZNOWIENIE TÓRNIEJU TRÓJMAGICZNEGO
Wczoraj w Hogwarcie miało miejsce wyjątkowe wydarzenie. Otóż władze Hogwartu, Beauxbatons i Durmstrangu postanowiły w tym roku reaktywować Turniej Trójmagiczny, który ostatni raz miał miejsce w 1792 roku. Dyrektor Dumbledore uważa, że to wydarzenie pozwoli tym trzem czarodziejskim społecznościom na integrację, która zapewne będzie owocować w najbliższych latach. Główną zasadą tych zawodów jest wystawienie z każdej szkoły jednego zawodnika, który będzie reprezentantem placówki. W tym roku jednak Dumbledore zrezygnował z tej zasady i pozwolił na to, aby nieletni Harry Potter został czwartym członkiem turnieju!
Warto nadmienić, że pan Potter jest dużo młodszy od pozostałych siedemnastoletnich uczestników - ma czternaście lat. Chłopiec jednak wierzy, że ma szansę i kwalifikacje do wzięcia udziału w konkursie (w przeciwnym razie nie zgłosiłby się przecież do niego). Jak twierdzi sam zainteresowany: "Z początku bardzo się zdziwiłem, że zostałem wybrany . Szczerze mówiąc, byłem przerażony. Ale po czasie, jakichś piętnastu minutach, doszedłem jednak do wniosku, że Czara Ognia dała mi szansę wykazania się i pokazania wszystkim, ile naprawdę jestem wart". 
Czy intencje Pottera są słuszne? Czy temu młodemu chłopcu uda się pokonać swoich lepszych, bardziej doświadczonych przeciwników? Dowiemy się już niedługo, ponieważ pierwsze zadanie rozpocznie się już wkrótce.
Rita Skeeter 

- Ja chyba już nie mam siły, aby to komentować - stwierdziła niechętnie Suzanne.
- Nie podali w końcu trzech pierwszych reprezentantów?
- Tutaj jest zdjęcie. - mruknął Black, spoglądając na ruchomą fotografię. Po chwili pokazał ją Remusowi i Suzanne.
Dziewczyna spojrzała na nią z zaskoczeniem.
Znajdowało się na niej czterech nastolatków: Harry Potter, jakiś chłopak (zapewne z Durmstrangu), dziewczyna z Beauxbatons oraz... Cedrik Diggory.
Przełknęła ślinę.

2 komentarze:

  1. Mogłabyś uzupełnić myslodsiewnie? :D bo zauważyłam że są tam linki tylko do 61 rozdziału a jest już 75.
    No i gratuluje systematyczności . U mnie to za reguły rozdział na dwa miesiące XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za gratulacje ;)
      Myślodsiewnię uzupełnie w piątek, kiedy zyskam jakikolwiek dostęp do komputera. A co do systematyczności... najważniejszy jest plan. Kiedy będziesz miała plan działania, podporządkujesz jemu swoją "pracę". U mnie działa ;) Powodzenia i dziekuję.

      Autorka Suzanne Lupin

      Usuń