czwartek, 12 kwietnia 2018

Rozdział 73

Przepraszam za swoje niedopatrzenie w poniedziałek. W ramach wynagrodzenia wstawiam dzisiaj dwa rozdziały
Ten i 74 ;)
...
Z ciemnego korytarza przechodziło się do przestronnej kuchni, gdzie kurz oraz pajęczyny zadomowiły się na dobre. Po dawnej świetności tego budynku zostały jedynie bogate oznaczenia każdego przedmiotu zielonkawym wężem. Przy długim stole Blacków siedziała Suzanne. 
Dziewczyna była zamyślona, a jej wzrok zawzięcie wpatrywał się w zegar nad drzwiami, którego sekundowa wskazówka przeskakiwała pomiędzy dwoma wyznacznikami czasu - ignorując tym samym pozostałe. Nic więc dziwnego, że zegar wskazywał nieprawdziwą godzinę. Na tarczy właśnie powinna wybijać jedenasta, co oznaczało wyruszenie ekspresu ze stacji.
Suzanne wsadziła sobie do ust łyżkę z dwoma płatkami. Pogryzła ją przez chwilę i ponownie zanurzyła w mleku, które już dawno zdążyło wystygnąć. 
Westchnęła głośno. Przecież nie tylko bliźniacy będą się dobrze bawić. Być może właśnie przed nią otworzyła się możliwość przygody życia - jeżeli Voldemort wróci, to życie nie będzie aż takie długie. Zacisnęła szczękę. Wszystko się ułoży. A właściwie już się ułożyło. Miała dach nad głową, zapewnioną naukę Obrony oraz dwóch mężczyzn, którzy zawsze poprawiali jej nastrój.
Realnie znała Blacka przez pół roku. Ten krótki czas wystarczył, aby Syriusz zajął szczególne miejsce w jej sercu. Był kimś więcej niż tylko Huncwotem czy przyjacielem Remusa. Był drugim starszym bratem, który martwił się o nią w całkiem sprzeczny sposób niż Remus.
Uśmiechnęła się pod nosem. Ten azkabański zbieg miał w sobie coś podobnego do bliźniaków. Jakąś wybuchową iskrę przyciągającą do siebie ludzi. Kolejna łyżka wylądowała w jej ustach. Śniadanie nie było już tak dobre jak na początku. Odsunęła od siebie miskę i znów spojrzała na zegar.
VI rok był podobno najlepszym czasem w Hogwarcie. Tak przynajmniej wszyscy opowiadali. Wprawdzie nauczyciele zaganiali do nauki, ale były to dziedziny magii tak interesujące, że nikt nie miał o to pretensji. 
Czy ona też się tego nauczy? Miała taką nadzieję, chociaż magię bezróżdżkową i zaklęcia niewerbalne opanowała już w pewnym stopniu. Zapewne nie potrafiłaby stoczyć pojedynku bez różdżki, ale zgaszenie światła czy posprzątanie ubrań z podłogi nie stanowiło problemu.
W pomieszczeniu rozległo się głośne chrząknięcie. Suzanne momentalnie przeniosła wzrok w kierunku źródła dźwięku, gdzie, ku jej ogromnej dezorientacji, znajdował się Dumbledore wraz z blondynem, którego widziała na spotkaniu. Instynktownie podniosła się z miejsca, dokładnie lustrując mężczyzn.
- Witaj, Suzanne - przywitał ją starzec, na co dziewczyna skinęła głową. Palące uczucie obserwacji nie pozwoliło jej wydobyć z siebie głosu. - Wybacz, że nachodzimy cię w czasie śniadania, ale to ostatni moment, gdy mogę was poinstruować. - Puścił oko nastolatce. - Alex oczywiście dostał już wstępne notatki, jednak nie chciałbym w tym przypadku żadnych niespodzianek. Nauka Obrony przed Czarną Magią powinna być ściśle kontrolowana. 
Dziewczyna nadal milczała. Z rezerwą przypatrywała się młodemu mężczyźnie, którego granatowe tęczówki świdrowały ją powolnie. Było w nich coś upiornego i przyciągającego. Szczerze mówiąc, Alex wyglądał jak ziemskie uosobienie diabła. Przystojny, pewny siebie i posiadający te intrygujące oczy. Skarciła się za tę myśl.
- A zatem może powinniśmy zacząć od początku. Alexie, poznaj, proszę, Suzanne Lupin. - Wskazał na dziewczynę. - Suz, poznaj...
- Alex Moody - przerwał blondyn, podchodząc do niej i biorąc w swoją dłoń jej rękę. Musnął delikatnie jej bladą skórę, na co dziewczyna zarumieniła się, co oczywiście nie umknęło wprawnemu oku chłopaka. - Miło cię poznać. - Zrównał się z Dumbledore'em. 
- Znakomicie - pochwalił dyrektor. - A zatem przejdźmy do salonu, gdzie...
- Dumbledorze, nie ufasz nam? - rzucił blondyn w kierunku starca. Jego głos był bardzo pewny siebie. - Wiesz dobrze, że nie ośmieliłbym się nauczyć tej dziewczyny więcej niż to konieczne. Jestem profesjonalistą, dyrektorze. Gwarantuję, że wszystko będzie w porządku. 
Dumbledore wpatrywał się w młodego mężczyznę. Po chwili uśmiechnął się dobrotliwie i skinął głową. 
- W zasadzie nie muszę w tym uczestniczyć - przytaknął. - Ale jeżeli przekroczysz granicę, nawet nie mrugnę okiem, aby cię ocalić.
- Dziękuję, Dumbledore - odparł Alex, a wtedy starzec teleportował się z trzaskiem, co w domu tym było nieco nieprawdopodobne. 
- Miło cię poznać - powtórzył Alex, odwracając się w kierunku dziewczyny. Wyglądała na nieco zdezorientowaną, co rozśmieszyło go nieznacznie. Nie dał po sobie tego zauważyć. 
Lupin miała przyjemną twarz, była szczupła, a jej długie nogi wyglądały bardzo korzystnie w jeansach. Jego zdaniem musiała mieć w sobie coś jeszcze. Nikt nie przyjąłby do Zakonu pustaka - żeby nawet nie wiem jak przecudownie wyglądał.
- Wzajemnie - odparła po chwili, a jej głos sprawił, że Alex zwrócił wzrok na jej twarz. Zdziwiła go jej szybka reakcja. Na spotkaniach Lupin była raczej cicha i nieśmiała, a tu proszę - zdobyła się na odpowiedź.
- A więc jednak potrafisz mówić - zadrwił, nie potrafiąc sobie tego odmówić.
Suzanne momentalnie zmarszczyła nos, a z jej policzków zniknęły rumieńce. Nie spodobała jej się uwaga blondyna. Znali się zbyt krótko i nie wiedzieli o sobie praktycznie nic, aby móc z siebie drwić już przy drugim zdaniu.
- Dlaczego miałabym nie potrafić? - spytała, a w jej głosie chłopak wyczuł mocną nutę goryczy.
- Tak wywnioskowałem, wybacz - odparł swobodnie, siadając przy stole. Dziewczyna ruchem ręki usunęła ze stołu niedojedzone płatki. - Może też się przysiądziesz? - rzucił po dłuższej chwili.
Suzanne niechętnie zrobiła to. 
Lustrowała powolnie twarz mężczyzny. Był przystojny, ale dostrzegła w nim coś, co wzbudzało w niej irytację.
- Czego chcesz mnie nauczyć? - spytała w końcu, aby mieć to już za sobą.
- Najpierw muszę się dowiedzieć, jaki jest twój poziom - stwierdził i podniósł się z miejsca, wyciągając dłoń w jej stronę. Suzanne przewróciła oczami. Dopiero co usiadła, a ten już kazał jej wstać. Podniosła się niechętnie z jego pomocą.
Mężczyzna przeszedł kilka metrów w kierunku wejścia. Zamknął starannie drzwi i znów skierował twarz w stronę dziewczyny. Jednym ruchem znalazł się na stole. 
- Chyba drwisz - mruknęła w momencie, w którym z różdżki chłopaka wystrzeliło jasne światło. Suzanne uskoczyła w ostatniej chwili, a czar ugodził w pobliski garnek. Naczynie spadło z hukiem na podłogę.
Nastolatka spojrzała z pretensją na Alexa. Ten jedynie wykrzywił usta w uśmiech i wystrzelił w jej kierunku kilka kolorowych promieni. Jeden z nich udało się dziewczynie odbić, jednak zrobiła to o tyle niefortunnie, że trafiła w jedną z porcelanowych filiżanek. W kuchni rozległ się głośny dźwięk tłuczonego szkła.
- Dyskretniej - chłopak zadrwił z niej po raz kolejny i rzucił kolejnym zaklęciem. Przez irytację dziewczyna nie zdołała uskoczyć i promień drasnął ją w ramię. Syknęła cicho.
- Słabiutko, Lupin - stwierdził Alex. Mężczyzna starał się zirytować dziewczynę do skraju możliwości. Tylko tym sposobem udałoby mu się wykrzesać z niej pełnię jej magicznej mocy.
- Expelliarmus! - dziewczyna po chwili odparła atak, ale chłopak z łatwością unieszkodliwił zaklęcie.
- Expelliarmus! - stwierdził, a różdżka wypadła z dłoni dziewczyny. - Jesteś bezbronna, Lupin. Poddaj się! - powiedział, schodząc ze stołu. Górowanie nad dziewczyną było obiecującym ale nieudanym pomysłem.
- Finitate - rzuciła dziewczyna, a niewidzialny promień uderzył w nieświadomego ataku mężczyznę. Z zaskoczenia przez nagły ruch dziewczyny upadł na posadzkę.
Suzanne prychnęła głośno.
- Teraz było lepiej, panie profesorze? - spytała, podchodząc do mężczyzny. Spodziewała się zastać na jego twarzy złość i irytację, ale na niej malował się... uśmiech.
- O niebo lepiej - stwierdził Alex, podnosząc się z ziemi. 
Kiedy stanął na nogach, dziewczyna już nie mogła patrzeć na niego z góry. Wyprostowała się pewnie i odsunęła na kilka kroków, aby chłopak lepiej dostrzegł jej metr sześćdziesiąt dziewięć. Mężczyzna zaśmiał się delikatnie.
- A jednak jesteś w miarę dobra - skwitował. - Ale nie najlepsza. Dlaczego jesteś w Zakonie? - W jego oczach pojawiła się ciekawość.
- Zapytaj się Dumbledore'a - mruknęła niechętnie. 
- Zapytam, masz na to moje słowo - zakpił, przywołując do siebie różdżkę dziewczyny. - I jedna rada - powiedział, spoglądając w jej oczy w nieokreślonym kolorze. - Nigdy nie daj sobie wytrącić z dłoni różdżki. Wtedy jesteś przegrana, bo różdżka jest twoim jedynym gwarantem życia. - Wyszedł z pomieszczenia, a Suzanne zacisnęła dłonie w pięści. Cała otoczka tego chłopaka zniknęła. Był to kolejny dowód na omylne działanie pierwszego wrażenia.
Alex wyszedł z zadowoleniem z Grimmauld Place. Suzanne nie była najlepsza, co jednak nie pozwoliło mu na rozczarowanie. Już niedługo...
Miał zamiar zrobić z niej wykwalifikowanego czarodzieja walczącego przeciw siłom Voldemorta. Musiała mu tylko trochę zaufać.
...
W salonie Blacków stała kanapa, stolik i zabytkowy kredens, które były pokryte białymi płachtami.
Syriusz uniósł jedną z nich, co poskutkowało pojawieniem się wszędzie grubej chmary kurzu. Wraz z Remusem napadła go fala kaszlu.
- Cleaner - warknął Syriusz, pozbywając się drobin brudu. Rozejrzał się krytycznie po pomieszczeniu i westchnął ciężko. - Przypomnij mi, czemu nie używamy magii do sprzątania.
- A pamiętasz, co się stało w kuchni? - rzucił Remus z irytacją. - Nie mam zamiaru powtarzać spotkania z tym czymś!
- Sam wpadłeś na pomysł sprzątania tego zatęchłego budynku!
- Tylko kilku pomieszczeń. - bronił się Remus. - Kuchnia, hol, salon - wyliczał na palcach.
- Zaraz się to skończy pucowaniem całego budynku! - jęczał Syriusz. - Pewnie kiedy do Zakonu wstąpi więcej osób, będzie trzeba posprzątać wszystko.
- Na razie ogarnijmy tylko parter. Naszej trójce wystarczy taka powierzchnia.
- Jasne - prychnął Black, podnosząc z ziemi stary świecznik. - Widzisz, ile tu jest tego szmelcu? Nie wiem, po cholerę mojej matce było tego tyle.
- Skarb rodziny Blacków! - Nagle do pomieszczenia wbiegł Stworek. - Oddawaj mi to! - warczał do siebie i wyrwał Syriuszowi świecznik. - Nikt nie będzie pozbywał się artefaktów mojej pani.
- Artefaktów - zadrwił czarnowłosy. - nie użyłbym tego grata jako kija do mopa od podłogi! A ty to nazywasz artefaktem.
Stworek mruknął coś pod nosem, czego Syriusz nie usłyszał - lub czego nie chciał usłyszeć - i wyszedł z pomieszczenia.
- Tak właściwie gdzie on śpi? - spytał Remus. Prawdopodobnie dla przezorności, aby nie obudzić się w nocy ze skrzatem przy boku.
- Na strychu. Zrobił sobie tam gniazdo - powiedział Syriusz z odrazą. - Zbiera tam cały ten szmelc mojej matki!
- Tyle lat był sam. Nie obwiniaj go za wątpliwy stan psychiczny.
- Zawsze był taki - warknął Black, za pomocą magii czyszcząc kanapę. Na szczęście nic z niej nie wyleciało, tak jak ze starej kuchenki w kuchni. - Jak byłem dzieckiem, gardził mną jak reszta mojej rodziny. - Pod jedną z puf dostrzegł jakiś ruch. Wziął w rękę blisko leżący pogrzebacz do kominka i uderzył nim z całej siły w kanapę. Pufa przestała się ruszać, więc Syriusz uniósł ją. Pod spodem leżała martwa Chyżówka.
- Ohyda - jęknął, a Remus sprawił, że szkodnik zniknął. 
- Zgadzam się. - przytaknął, a wtedy usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła. - Co oni tam robią? - uniósł się nagle.
- Ona ładna, on przystojny - Syriusz poruszył sugestywnie brwiami. - Uczy ją czarować, zboczeńcu! - skarcił go Black, gdy przyjaciel posłał mu karcący wzrok.
- Nie jestem przekonany co do tego chłopaka.
- Są w podobnym wieku, będą się dobrze dogadywać.
- Właśnie tego się obawiam - stwierdził Remus. - Zaraz, zaraz! Jak to są w podobnym wieku? Ona ma dopiero szesnaście lat.
Nagle zamilkł.
Zdał sobie sprawę z tego, że Suzanne ma już szesnaście lat. Z wrażenia przysiadł na pobliskim fotelu. Nie była już dzieckiem, dawno przestała nim być. Nie wiedział kiedy, ale upiornie szybko zleciał mu ten czas. Pamiętał jeszcze jak była mała, jak nosił ją na barana, jak czytał jej bajki do snu. Jak obiecał jej, że będzie najlepszym bratem jakim może być. A ona była już prawie dorosła. Zaśmiał się cichym, histerycznym śmiechem, nawet nie zauważając, że jakaś chyżówka ugryzła go w pośladek. Nagle podskoczył jak poparzony i wydarł się głośno.
- Spokojnie, ojczulku - skarcił go Syriusz, łapiąc za siwe zwierzątko. Oderwał je od spodni przyjaciela i rzucił nim o ziemię. 
Zwierzę wyglądające jak połączenie chomika z jaszczurką warknęło groźnie i uciekło przez dziurę w podłodze.
Remus pogładził się po bolącej dumie.
- Nie przejmuj się, stary. Nawet się nie zdążysz obejrzeć, a obaj będziemy leżeć w piachu.
- Dzięki za pocieszenie, Syriusz - jęknął zielonooki. - Ale przypominam ci, że twoja córka ma już czternaście lat! 
- I nie zamieniłem z nią na razie ani słowa - westchnął ciężko Syriusz, a w jego głowie zrodziła się nagle niebezpieczna myśl. Miał zamiar zastanowić się nad nią dłużej, ale wtedy usłyszał głośny jazgot z pokoju obok.
- Co to takiego? - rzucił Remus, zasłaniając uszy.
- Moja matka.
...
Mężczyźni wybiegli pośpiesznie z salonu i znaleźli się w korytarzu. Na jego końcu czarna, ciężka płachta leżała na podłodze, a Walburgia Black zawodziła na swoim obrazie.
- Wynoście się stąd! Podli zdrajcy krwi zaśmiecają dom moich przodków!
Syriusz i Remus momentalnie znaleźli się przy portrecie.
- Won stąd, ty zdrajco! Nie będziesz bezcześcił tego domu! - krzyczała kobieta. 
- Zamknij się! - odwarknął Black, przez chwilę szamocząc się z ramą obrazu. 
Wziął pośpiesznie zrzuconą płachtę i próbując zasłonić portret matki, musiał wysłuchiwać jej obelg.
- Ty cholerny zdrajco! Co robisz w moim domu? - krzyczała Walburgia, a jej głos był tak głośny, że Remus odnosił wrażenie, że zaraz go zupełnie straci.
- Przymknij się, powiedziałem - syknął Syriusz i przy pomocy Remusa udało mu się ją zasłonić.
Opadł zdyszany na podłogę.
- Nienawidzę jej - przyznał, spoglądając na przyjaciela.
- Często tak jest? - rzucił zielonooki.
- Kiedy jest za głośno. - Wzruszył ramionami. - Nawet po śmierci nawiedza mnie jej parszywy głos. 
- Nie dałoby się go zdjąć? - spytał Remus, obserwując czarną kotarę.
- Niestety. Potraktowała go zaklęciem stałego przylepca. Tylko ona zdołałaby to zdjąć. - Mężczyźni zamilkli na chwilę.
Wtem kuchenne drzwi otworzyły się, a z pomieszczenia wyszedł  wysoki blondyn. Posłał im zaskoczone spojrzenie.
- Nie pytaj - wydał z siebie Black. Alex skinął głową.
- Skończyliśmy - poinformował, podchodząc bliżej nich. - Nie było tak źle, jak myślałem. - I posyłając im krzepiący uśmiech, skierował się w stronę wyjścia.
Po chwili z pomieszczenia wypadła Suzanne.
- Poszedł już sobie? - spytała z nadzieją.
- Niefajne zajęcia? - zadrwił Black, podnosząc się z ziemi. 
Suzanne posłała mu jedynie złośliwe spojrzenie. Odwróciła się w kierunku schodów i poszła do pokoju. Zapowiadał się dla niej bardzo nieprzyjemny okres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz