wtorek, 5 grudnia 2017

Rozdział 36

IV część maratonu

***        

Świat dzieli się na dwa rodzaje istot. Pierwsze z nich to te, które sprawiają, że jednak nie chcemy przystawiać sobie siekierki do szyi. Drugie to takie, które trzymają tę siekierę tuż nad twoją skórą i tylko czekają, aby ci uciąć łeb!

Zdecydowanie do tego drugiego rodzaju zaliczał się Filch, któremu na sam mój widok włączał się piąty bieg. W ostatnich dniach jego wyniki w sprincie dodatkowo się polepszyły, gdyż, napędzany złością po stracie Pani Norris, poruszał się szybciej, niż było mu to wcześniej dane.

Tylko cudem uciekłam mężczyźnie po raz kolejny, ponieważ schowałam się w szkolnej bibliotece, do której, tak nawiasem mówiąc, zmierzałam od kilku minut. Rozejrzałam się pospiesznie po pomieszczeniu, a po zlokalizowaniu swoich dwóch rudych przyjaciół, podeszłam do nich i usiadłam na wolnym miejscu.

- Na pewno nikt cię nie śledził? - rzucił do mnie George na przywitanie, a ja przewróciłam oczami.

- A co ty jesteś, Scotland Yard? - odparłam kpiąco, co jednak nie zniszczyło w bliźniakach poczucia bycia agentem.

- Obiekcie, to poważna sprawa - upomniał mnie Fred poważnym tonem, a ja posłałam mu jedynie irytujące spojrzenie i skrzyżowałam dłonie na piersi.

- Ponawiam pytanie, czy byłaś śledzona? - wtrącił jego brat, trzymając w dłoni porządnie naostrzony ołówek, którego końcówka delikatnie naciskała na białą kartkę.

- Filch mnie gonił, nie nazwałabym tego jednak śledzeniem - odparłam niespiesznie, a chłopak szybko napisałam moje "zeznanie" na papierze.

Bliźniacy siedzieli po drugiej stronie stołu i byli ode mnie oddzieleni murem zbudowanym z książek detektywistycznych autorów takich jak Arthur Conan Doyle czy Agatha Christie i całych stert papierów, na których od kilku tygodni były spisywane pewne ważne informacje.

- Siódmy listopada, sobota, obiekt był śledzony przez woźnego Argusa Filcha, motyw: śmierć kotki - mruczał Fred pod nosem, także to zapisując.

- Nie chcę was martwić, ale pani Norris została spetryfikowana prawie dwa miesiące po tym, jak znalazłam ten artykuł - zadrwiłam z ich zachowania, na co oni uciszyli mnie ręką.

- Jak już mówiłem, to jest geniusz zbrodni. George, dopisz Filcha do podejrzanych - rozkazał Fred bratu.

- Już zapisuję - przytaknął żywo chłopak.

- Kogo jeszcze macie na tej swojej liście? - rzuciłam w ich kierunku i wychyliłam się, aby samej sprawdzić, jednak wysoki mur z ich notatek skutecznie mi to przeszkodził.

- Jak na razie... - powtórzył George, rozglądając się z rezerwą po otoczeniu. Gdy upewnił się, że nikt nas nie obserwuje, spojrzał na trzymany w rękach pergamin. - Olivia Yaxley, Severus Snape, Draco Malfoy i teraz Argus Filch.

- Ciszej - skarcił go Fred i wstał z krzesła. Wziął jedną z książek o Sherlocku Holmesie i przekartkował ją szybko, lecz uważnie. - Tutaj napisano - Wskazał na jeden z fragmentów. - że musimy zachowywać absolutną ostrożność.

- Jasne, bo otoczenie się murem książek wcale nie wygląda podejrzanie - prychnęłam.

- Uczymy się - odparli profesjonalnie, a ja przewróciłam oczami.

- Czy mogłabym na minutę zobaczyć tę waszą listę? - spytałam w końcu, a bliźniacy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Niby jesteś w to zamieszana, ale... - zaczął Fred.

- Masz minutę - stwierdził George, podając mi kartkę. Na białym pergaminie faktycznie widniały cztery nazwiska, a przy każdym z nich krótsze lub dłuższe notatki.

Olivia Yaxley: nie lubi Obiektu, jest ze Slytherinu

Severus Snape: nie znosi Obiektu i Remusa Lupina (brat Obiektu), był w Slytherinie za czasów szkolnych

Draco Malfoy: nie lubi nikogo z Gryffindoru, kiedyś wytknął Obiektowi sieroctwo, jest ze Slytherinu, jego ojciec jest głupkiem (pewnie ma to w genach)

Argus Filch: woźny w Hogwarcie, nienawidzi wszystkich, stracił kota

W tej samej chwili kartka została wyrwana z moich dłoni.

- Minuta minęła - obwieścił George, ale na szczęście ja przeczytałam wszystkie zapisane na niej notatki.

- Dobra, ale... - zastanowiłam się chwilę. - Kiedy Malfoy wytknął mi niby to sieroctwo, przecież... - I wtedy, jakby za sprawą dotknięcia czarodziejskiej różdżki, przed oczami stanęła mi kłótnia Malfoya z Potterem i Ronem. Wtedy Percy ukarał nas za uczestnictwo w niej, zabierając nam kilkanaście punktów.

- Przypomniało ci się? - zadrwili bliźniacy, a ja przytaknęłam.

- Dopiszcie do listy także jego ojca - stwierdziłam pewnie. - Maureen mówiła mi, że Lucjusz ostatnimi czasy często pojawia się w Hogwarcie, ponoć Ministerstwo ma jakieś interesy z Dumbledore'em, ale... Być może jedna z takich wizyt wystarczyła, żeby mi podrzucić taki wycinek.

- Wątpię, aby to był Malfoy. Nie ryzykowałby aż tak bardzo w podrzuceniu tobie takiego artykułu. Gdyby na przykład został przyłapany, zapewne wywaliliby go z ministerstwa - powiedział Fred.

- Ale Malfoy ma kontakty. Zapewne przekupiłby Knota i wszystko rozeszłoby się po kościach - poparł mnie George. - Po za tym, taki ktoś jak on nie przejmowałby się swoją reputacją w Hogwarcie. Przecież on żywo gardzi tą szkołą.

- Okey, zgadzam się - stwierdził Fred i dopisał Malfoya na listę.

Lucjusz Malfoy: ma gdzieś swoją reputację, ma mnóstwo kasy, nie lubi Obiektu, był w Slytherinie za czasów szkolnych

- Wie też, że jestem sierotą - podrzuciłam, gdy chłopak pisał. - Wie, że Remusowi nie układa się w pracy i że mój brat jest moim opiekunem. A fakt, że pracuje w ministerstwie powoduje, że ma dostęp do archiwów, gdzie są przechowywane stare numery Proroka Codziennego. Nie musiał się wiele natrudzić nad jego znalezieniem.

, zna sytuację rodzinną Obiektu i miał odpowiednie warunki

- Też określenie - prychnęłam. - Odpowiednie warunki.

- Nie marudź - odburknął George. - Natomiast uważam, że powinniśmy skreślić Yaxley. - Wskazał na jej nazwisko na papierze. - Ona jest za głupia, żeby podrzucić taki artykuł i kompletnie nie nadaje się do bycia stalkerem. Mieliśmy ją na oku przez ostatnie trzy dni i nawet nie zauważyła, że ktoś ją obserwuje! - oburzył się.

- Tak, wierzę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę waszą subtelność w całej tej akcji. - zaśmiałam się cicho.

- Wcale nie. Byliśmy bardzo subtelni, nawet ty byś się nie zorientowała, gdybyśmy mieli cię na oku! - stwierdził Fred, skreślając dziewczynę z listy.

- Oczywiście - zakpiłam. - A dalej jaki macie plan działania? Będziecie chodzić za Filchem? Może udzieli wam wywiadu! - zadrwiłam.

- Od przyszłego tygodnia będziemy przyglądać się Snape'owi. Co do młodego Malfoya, to jeszcze trochę poczekamy, ale prawda jest taka, że gdyby coś przeskrobał, od razu się o tym dowiadujemy - powiedział z dumą George.

- Co to znaczy? Że wtajemniczyliście kogoś? Mówiłam wam przecież, że...

- Nie, spokojnie, Obiekcie. Nikomu nie powiedzieliśmy, nie jesteśmy przecież aż tacy głupi - uspokoił mnie Fred. - Ale Ron za każdym razem, gdy zirytuje go Malfoy, wrzeszczy o tym w dormitorium jak oszalały, a my przecież mamy bardzo cienkie ściany i bardzo dobry słuch.

- To wszystko wyjaśnia. - Skinęłam głową i w tej samej chwili minęła nas grupka rozchichotanych dziewczyn z Gryffindoru. Wśród nich była między innymi Angelina oraz Katy Bell wraz z Alicją Spinnet. Kiedy tylko przeszły przez nasz dział, George zaczął jednej z nich przypatrywać się niezwykle subtelnie, a jeżeli z tak samo dużą dokładnością obserwował wtedy Yaxley, to nie miałam się zupełnie czym martwić.

Tamte dziewczyny, jakby chcąc być obserwowane, usiadły przy stoliku, na który my mieliśmy idealny widok. George w tym momencie zapewne stracił wszystko: całą pewność siebie, ironiczny styl bycia, chęć do robienia żartów i, co najważniejsze, godność. Jednak, co było w tym wszystkim najgorsze, chłopak niestety nie zdawał sobie z tego sprawy.

Wymieniłam z Fredem spojrzenia, lecz ten zdawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw. No jasne, przecież gdy George będzie zachowywał się jak Jordan w stosunku do Angeliny, to niedługo rudzielec zacznie podrywać i mnie, co z pewnością Fred będzie odbierał z wielkim humorem. Teraz już rozumiałam o co mu chodziło, gdy powiedział do brata: "To tylko chwilowe" - otóż nie, chwilowe to to nie było.

W tej samej chwili do naszego stolika dosiadła się kolejna osoba - Lee.

- Hej, widzieliście gdzieś Angelinę? Zgubiłem ją po tym, jak zniknęła za drzwiami biblioteki - powiedział na jednym wydechu, a ja wskazałam mu ukradkiem siedzące nieopodal gryfonki. Część z nich kręciła loki na swoim palcu i spoglądała ukradkiem w naszym kierunku. Coraz bardziej żałowałam, że wpakowałam się w to towarzystwo. Lee momentalnie przysiadł się do nas.

Fred w tym samym czasie używał zaklęcia zmniejszającego i zmniejszał wszystkie książki i notatki, a następnie wkładał je szybko do twardej teczki z podpisanymi przedziałkami.

"Ach, nie ma to, jak mieć fajne detektywistyczne gadżety" - przyszło mi na myśl.

- Jak myślicie, o czym rozmawiają? - spytał Lee z podekscytowaniem i spojrzał na mnie. Na to pytanie najwidoczniej powinnam znać odpowiedź.

- Nie wiem - wybąkałam niepewnie. - Zapewne o tym, o czym najczęściej rozmawiają dziewczyny. Ubrania, chłopaki, plotkują.

- Przecież ty nie gadasz nigdy o ubraniach czy o chłopakach! - zauważył George, jakby z wyrzutem, że jego obiekt westchnień może rozmawiać o tak błahych sprawach.

- Od takich rzeczy mam Maureen i Angelinę - rzuciłam do niego, a wtedy także i Fred poczuł się urażony.

- Suzanne, czy ty chcesz nam powiedzieć, że my ci już nie wystarczamy? - spytał poważnie.

- Nie wierzę, że chcecie ze mną rozmawiać o chłopakach - powiedziałam, posyłając im drwiący uśmiech.

- My jesteśmy do takich rozmów idealni! - prychnął Fred. - Kto zna się lepiej na męskiej części Hogwartu, niż sama męska część Hogwartu?

- Dobrze, zatem czy nie uważacie, że Roger Davies to niezły przystojniak? Według mnie jest cudowny z tymi jego oczami w kolorze gorzkiej czekolady - stwierdziłam z rozmarzeniem, mało nie parskając śmiechem na zszokowane miny chłopaków.

- Co to jest za kolor gorzkiej czekolady? - spytał George z niedowierzaniem.

- Roger Davies? Ten rok młodszy z Ravenclavu? - dodał Fred.

- Oczywiście, zawsze podobali mi się młodsi - zadrwiłam, a ci wtedy zrozumieli, że to był żart.

- Dziewczyny są jakieś dziwne - podsumował Fred, a wtedy George i Lee posłali swoim wybrankom tęskne spojrzenia.

- Wypraszam sobie, Fred - zwróciłam się do niego. - Przyjdzie jeszcze dzień, że będziesz się zachowywał jak ta dwójka tutaj. - parsknęłam śmiechem.

- Och, daj spokój. Czep się lepiej tego swojego Cedrika. - Posłał mi drwiący uśmiech, a ja tym bardziej się uśmiechnęłam.

- Katy Bell ma ładne włosy - stwierdził nagle George, gdy dziewczyna po raz kolejny zarzuciła swoje długie włosy na plecy.

- Angelina także - dodał Lee, mało nie dostając zawału. Jego plan do doprowadzenia dziewczyny do zazdrości nie przynosił zbytnio efektów. Bardziej niż jej, działał on mnie na nerwy.

- Gryfonki z zasady są ładne - wtrącił wtedy ze śmiechem Fred, także patrząc ukradkiem w stronę tamtego towarzystwa.

- Halo, jestem tutaj - rzekłam, przypominając chłopakom o swojej obecności, bo najwidoczniej powoli zaczynali o tym zapominać.

Wolałam jednak, aby nie dzielili się ze mną swoimi przemyśleniami na temat innych dziewczyn. Niespecjalnie mnie to obchodziło.

- Skoro tak ci to przeszkadza, to wiedz, że nie mieliśmy tu na myśli ciebie - rzucił George, a ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem.

- Dzięki - prychnęłam zirytowana i wstałam z krzesła, a następnie wyszłam z biblioteki.

"Też coś - myślałam. - Zachciało się wam mnie wprowadzać w te wasze żałosne podboje. Chyba się wam zmysły pokićkały, jeżeli myślicie, że..."

W tej samej chwili do moich myśli przedostał się czyjś głos. Spojrzałam w tamtym kierunku i natrafiłam na parę niebieskich oczu, należących do pewnego blondyna.

- Witaj, Suzanne - zawołał radośnie po raz kolejny Collin i zeskoczył z kamiennego parapetu, na który wdrapał się najwidoczniej po to, by łatwiej było go spostrzec.

- Cześć, jak ci mija dzień? - odparłam i tym sposobem razem ruszyliśmy w stronę Wieży Gryffindoru.

- Wiesz, zastanawiałem się nad tym, jak zdobyć od Harry'ego autograf - Chłopak dreptał za mną pospiesznie, co i rusz pokazując mi kolejne zdjęcia, jakie wykonał swoim magicznym aparatem.

- Całkiem niezłą masz kolekcję, ale nie sądzę, aby Potter był skory do rozdawania autografów.

- Dlaczego? Przecież jest sławny, a po za tym jeden podpis by go nie zbawił - zauważył blondyn.

- Myślę, że tu chodzi o zasady, ale... to jest fajne! - Wskazałam na fotografię, na której co chwilę spadała na Pottera jajecznica.

Latająca jajecznica, którą bliźniacy unieśli w powietrze i chcieli zrzucić na Rona.

- Mi także się ono podoba - przytaknął Collin w momencie, gdy znaleźliśmy się pod obrazem Grubej Damy. - Miecz Gryffindora - mruknął bez zainteresowania, zanim kobieta zdążyła nas zapytać o hasło.

Gdy pojawiliśmy się w pomieszczeniu w oczy wpadły mi od razu trzy sylwetki siedzące w fotelach przy kominku. Ostatnio coraz częściej tam przesiadywali i jak zawsze rozmawiali ze sobą przyciszonym tonem.

- Wiesz co, Collin, chciałbyś dostać ten autograf, tak? Zaraz go dostaniesz - stwierdziłam pewnie i ruszyłam w stronę Pottera, Rona i Hermiony, uprzednio wyczarowując sobie kartkę papieru.

- Cześć wam - rzuciłam, jednym ruchem przeskakując przez oparcie kanapy i lądując na niej koło Rona, który spojrzał na mnie z dystansem. - Nie chciałabym przeszkadzać w waszych tajnych obradach - zaczęłam, siadając wygodniej na kokardkę - ale to zajmie tylko chwilę.

- Co się stało? - rzuciła Hermiona z uśmiechem w moim kierunku, a ja zaczęłam kontynuować.

- Na wróżbiarstwie z Trelawney omawiamy teraz wróżenie z charakterów pisma, więc czy mogłabym was poprosić, abyście się wpisali na kartkę?

- Jasne, nie ma problemu - powiedziała Hermiona i jako pierwsza wpisała swoje imię i nazwisko. Na szczęście zrobiła to małymi literkami.

- No tak, ale to powinny być większe litery - stwierdziłam, a Ron wyrwał kartkę dziewczynie.

- Ja ci pokażę, Hermiono, jak to się robi - zadeklarował, podpisując się. Jego pismo było koślawe, jak litery Jordana.

- Potrzebne mi są dużo większe znaki - zabrałam rudemu kartkę. - Harry, tak mniej więcej z pół strony - Wskazałam z nadzieją na kartkę.

- Ymm, okey - Odpowiedź Wybrańca zabrzmiała bardziej jak pytanie, ale chłopak podpisał się idealnie.

- Dziękuję wam bardzo, teraz przynajmniej nie obleję. - Uśmiechnęłam się do nich promiennie i czmychnęłam. Na szczęście oni od razu wrócili do rozmowy, zamiast śledzić mnie tak jak bliźniacy Yaxley.

 Colin siedział w kącie pomieszczenia, otoczony przez cienie foteli. Tylko cudem udało mi się go dostrzec.

- Zdobyłaś? - spytał z nadzieją, a ja posłałam mu chytry uśmiech.

- Wątpisz w moje umiejętności?

- Kiedyś, jak próbowałaś nabrać pana Thomasa na te karciane sztuczki, to ci nie wyszło - zauważył trafnie.

- To było dawno, gdybym teraz miała pokazać mu swoje umiejętności z tasowaniem kart, użyłabym do tego magii - odparłam zdawkowo. - A oto twój autograf. - Wskazałam na  zabazgraną kartkę, znajdującą się na stoliku.

- Ale to powinno być na zdjęciu z Harrym - zauważył bystrze chłopak, a ja westchnęłam ciężko, przez chwilę myśląc.

- Ty to masz wymagania, wiesz? - stwierdziłam. - Daj mi zdjęcie, na którym ma być ten autograf.

- Pójdziesz do niego jeszcze raz? - dziwił się, podając mi fotografię.

- Nie, zrobię coś prostszego - odparłam, wyjmując z kieszeni różdżkę. - Eripio! - wyszeptałam i za pomocą różdżki sprawiłam, że podpis Pottera zaświecił się granatowym światłem, a następnie uniósł się w powietrze, pozostawiając na kartce jedynie blade smugi. Po chwili znajdował się już na zdjęciu wybranym przez chłopaka i wyglądał, jakby Harry od samego początku napisał go właśnie na fotografii. Pergamin, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się czarne linie, kształtujące się w imiona Wybrańca, teraz sprawiał wrażenie, jakby tylko Ron i Hermiona się na nim podpisali.

 - Powinno być w porządku - rzuciłam do chłopaka, lecz ten nie odpowiedział.

Gdy spojrzałam na niego, ujrzałam w jego oczach ogromne ogniki podekscytowania - magia chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać.

...

Około godziny dwudziestej zapadł zmrok na błoniach, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Niezauważona, przemknęłam na korytarz na siódmym piętrze i wkradłam się do Pokoju Życzeń. Szczerze mówiąc pomieszczenie zmieniło się nieco od pierwszego razu, gdy znalazłam się w nim w II klasie.

Podłoga nadal była pokryta granitem, a na wysokich ścianach znajdowały się lustra. Jednak teraz nie było już drzew z eliksirem regeneracji ani książek. Nie potrzebowałam ich, gdyż poznałam całą teorię i skutki tej dziedziny magii.

Rozejrzałam się jeszcze raz uważnie po Pokoju. Za każdym razem, kiedy tu przychodziłam, pojawiała się w nim jakaś rzecz, która rzekomo miałaby mi się przydać w nauce zamieniania się w zwierzę. Tym razem było to małe pudełeczko o dziwnym, kolorowym wzorku.

Podniosłam je pewnie i po chwilowym mocowaniu z pokrywką, otworzyłam je, a ze środka wydobył się jasny proszek, lecz nie czułam jego zapachu. Zakręciło mi się jedynie od niego w nosie, gdyż poczułam się, jakby w moje nozdrza wpadł piasek, który przypominał palące drobiny.

Kichnęłam, żeby się tego pozbyć i odstawiłam pudełko na ziemię.

"Ciekawe do czego masz mi się przydać" - spytałam w głowie samą siebie.

Odeszłam od niego czym prędzej i stanęłam na środku pomieszczenia. Przez chwilę popatrzyłam jeszcze na swoje dłonie, które w tamtym momencie zdawały się pochłonąć całe piękno wszechświata. Jednak w końcu przymknęłam oczy, a gdy z powrotem je otworzyłam, świat zdawał się być z innej perspektywy.

Zdawał, bo tak naprawdę nie zmieniłam perspektywy w jakiś znaczący sposób. Po prostu upadłam.

Przeniosłam swój wzrok na pobliską ścianę, gdzie znajdowało się lustro. Przez chwilę przyglądałam się sobie, ale po kilku minutach stwierdziłam, że człowiek o wilczych kończynach zamiast rąk, dziwnie spiczastych uszach i wystającym ogonie nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Chociaż uczucie posiadania ogona było całkiem interesujące. Pomachałam nim kilka razy, co wyglądało naprawdę zabawnie, a następnie przymknęłam powieki i znów je podniosłam.

- Chyba wolę być człowiekiem, niż pół-człowiekiem i pół-wilkiem.

Jednak postanowiłam spróbować jeszcze raz. Dla pewności, że tym razem nie upadnę, usiadłam na podłodze i przymknęłam oczy. Skupiłam się całą sobą i wyobraziłam sobie zwierzę, które szczęśliwe biega pośród polan i lasów. Poczułam dziwny kurcz w żołądku i ponownie podniosłam powieki.

Czułam się bardzo dziwnie.

Obraz zastany przeze mnie w lustrze przypominał hybrydę człowieka i wilkołaka po przemianie, więc wątpiłam we własne istnienie. Musiałam się temu przyjrzeć z bliska, aby przekonać się, że...

Zamiast moich małych uszu, teraz przez moje włosy przebijały się duże, owłosione, kompletnie nie przypominające moich. Mogłam nimi poruszać w śmieszny sposób, a znajdująca się na nich rudawo szara szczecina unosiła się i opadała z każdym ich ruchem. Gdy spojrzałam niżej, ujrzałam swoją twarz, a raczej jej pozostałości. O ile czoło i oczy były takie same, o tyle moje usta, nos i podbródek zamieniły się teraz w pysk o umaszczeniu podobnym do moich uszu - rudawo szaroczarny. To była nowość, jeszcze nigdy wcześniej nie udało mi się  przemienić chociaż części twarzy. Następnie sierść szła aż do szyi, przerzedzając się i gęstniejąc nieco. Moje ręce były w całości przemienione. Później dostrzegłam ogon, który zdawał się bujniejszy niż zwykle. Dalej pozostałam już człowiekiem.

Jednak niepokoił mnie mój tułów. Ściągnęłam z siebie swój różowawy golf, a wtedy moim oczom ukazała się moja skóra, obrośnięta w większej części przez sierść. Było to zadziwiające uczucie. Przecież nawet nie poczułam, aby moje ciało poddawało się jakimś zmianom. Ból brzucha można poczuć  nawet po zjedzeniu niedojrzałych jabłek, więc takie odczucie nie było niczym osobliwym. Podwinęłam delikatnie podkoszulek, lecz na moim brzuchu także znajdowała się gęsta sierść.

Wtedy poczułam naprawdę zagadkowy zapach. Poszłam w jego kierunku, aż w końcu natrafiłam na pudełko, które znalazłam tutaj na początku swoich odwiedzin. Pachniało trochę jak pokrzywy, deszcz albo... pachniało lasem. Był to dosyć pociągający zapach, który... tym razem poczułam. Przecież gdy byłam w swojej ludzkiej postaci, nie czułam nic w tym pudełku.

Kolejna lekcja pochodząca z Pokoju Życzeń brzmiała: animag posiada zdolności swojego zwierzęcia. Posiadłam wilczy węch.

Znów podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Wzdrygnęłam się delikatnie i czym prędzej wróciłam do swojej poprzedniej postaci.

Włosy, które jeszcze przed chwilą obrastały całe moje ciało, teraz nagle magicznie zniknęły. Przynajmniej nie musiałam z ubrań wybierać wypadniętej sierści. Po raz kolejny spojrzałam w lustro.

Na policzkach pojawiły się mocne rumieńce, a oczy były jakby zaszklone albo po prostu tak świeciły się z przejęcia. Bez tej całej sierści nagle poczułam się dziwnie drobna i naga, więc w pośpiechu założyłam z powrotem na siebie golf.

W zasadzie wyglądałam jak jakaś pokraka. Włosy były lekko zmierzwione, jakbym właśnie zeszła z miotły, co w moim przypadku nie było zbytnio rozsądne, a moja klatka piersiowa unosiła się delikatnie.

Położyłam dłoń na tafli lustra i spojrzałam sobie prosto w oczy. Zdawało mi się, że ich kolor odrobinę się zmienił.

- Zostało tak niewiele - wyszeptałam, czując, jak przechodzi mnie delikatny dreszcz zniecierpliwienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz