poniedziałek, 14 maja 2018

Rozdział 84

Rozdział 84.
Nogi Suzanne oparły się na podłożu o godzinie, w której to dyrektor kazał jej i Alexowi przybyć na granicę Zakazanego Lasu z błoniami, gdzie teleportacja była jeszcze możliwa. Siedemnastolatka rozejrzała się pewnie po szkolnej łące, a następnie ruchem głowy wskazała Alexowi na pobliski stadion Quidditcha. Tak jak przypuszczała, znajdowała się już na nim cała kadra nauczycielska. 
Kiedy znaleźli się na murawie boiska, ich obecność została od razu zauważona przez niektórych profesorów. Suzanne skinęła pośpiesznie w ich kierunku, starając się wypatrzyć czym prędzej dyrektora. 
− Tam jest. − Alex dotknął ją lekko w ramię, wskazując na starca stojącego po drugiej stronie boiska.
− A palące spojrzenia są tutaj − mruknęła cicho, stawiając pierwsze kroki w kierunku mężczyzny.
− I co z tego? − prychnął Alex.
Suzanne w głębi duszy przyznała mu rację. Ruszyła w kierunku starca, a mijani przez nią nauczyciele posyłali jej zaskoczone spojrzenia. Lupin jedynie posyłała im lekki uśmiech na przywitanie. Czując tuż za sobą obecność Alexa, odczuła w sobie rosnącą pewność siebie.
Gdy już prawie znajdowali się przy dyrektorze, nagle tuż przed nimi pojawił się wysoki mężczyzna, na którego twarzy włosy układały się w kozią bródkę.
− A ty co tutaj robisz? − spytał z delikatną naleciałością słowiańskiego akcentu. − Uczniom nie można tutaj wchodzić!
− Ale my nie jesteśmy uczniami, profesorze Karkarov − stwierdził Alex, widząc, że postać mężczyzny wywołała w Lupin dziwne uczucie lęku. − Jesteśmy znajomymi Dumbledore'a.
− Tak, a ty kto, chłopcze, że śmiesz się podawać za znajomego Dumbledore'a? − warknął Rosjanin.
− Alex Moody − rzekł pewnie blondyn.
− кто? − dopytywał podchwytliwie mężczyzna. 
− Алекс Муди, профессор − mruknął z niezadowoleniem chłopak, co wywołało na twarzy Karkarova uśmiech.
− И это мой мальчик! 
− Можем ли мы поговорить с Дамблдором?
− Bardzo bym chciał, ale uczniowie nie mogą − stwierdził mężczyzna z niechęcią, a Suzanne westchnęła z ulgą, że wreszcie może coś zrozumieć.
− Uczniowie? − powtórzył Alex. − Nie jesteśmy już nimi.
− Tobie to ja może jeszcze uwierzę, łgarzu. Ale jej... − Spojrzał z niechęcią na Suzanne.
− Przyszliście już − W tej samej chwili do rozmowy wtrącił się Albus, na którego widok Karkarov stracił humor. − Jakiś problem, Igorze?
− Nie, ale twoja uczennica chce...
− Nie jest już moją uczennicą. Prawda, Suzanne? − Dziewczyna potaknęła niechętnie.
− как это? − oburzył się Rosjanin.
− Zostałam usunięta z Hogwartu − rzuciła Suzanne, na co Karkarov uśmiechnął się szeroko.
− Co taka mała женщина, jak ty musiała przeskrobać, że wyrzucono cię ze szkoły?
− Voldemort, to wystarczy − prychnęła pół−żartem pół−serio, przez co z twarzy Karkarova zniknął uśmiech. 
− Bierz ją, Dumbledorze. Dziwną macie tutaj młodzież w Brytanii. − Rosjanin pokręcił głową i odszedł.
− Profesorze Dumbledore, kazał nam pan stawić się tutaj...
− Tak, tak. Jeszcze pamiętam, do kogo stosuję swoje prośby. − Poklepał ją ciepło po ramieniu. − Suzanne, Alex, bardzo was proszę, abyście zajęli się tą ścianą labiryntu. Tylko pamiętajcie, że mamy czas tylko do wieczora.
− Da się zrobić − potaknęli, a wtedy Albus ruszył w ślad za Karkarovem. 
Suzanne wyjęła z torby kilka słoiczków z zielonym bluszczem. Na jednym z nich był napisany ogromny wykrzyknik. 
− To te twoje sidła? − zadrwił Alex.
− Tak. I miejmy nadzieję, że nie poturbują za mocno żadnego z zawodników. 
− Tak samo jak mnie poturbowały? − prychnął chłopak, za pomocą różdżki otwierając inny słoiczek i wyprowadzając z niego zawiązkę bluszczu. Już po chwili znajdowała się przed nim czterometrowa ściana, która stale rosła. Zatrzymała się dopiero na wysokości trybuny nauczycielskiej. 
− A właśnie! − podchwyciła Suzanne. − Miałeś mnie nauczyć tej sztuczki z trucizną duszy.
− Nigdy nic takiego nie powiedziałem. − Blondyn zaczął rozszerzać ścianę wzdłuż. − Poza tym, mówiłem ci ostatnio, że to koniec z naszymi lekcjami. Mamy dwudziesty piąty czerwca. Nikt normalny nie uczy się już w szkole!
− Nie zapominaj, że ja nie chodzę do normalnej szkoły. − Zrobiła przejście w ścianie bluszczu zrobionej przez Alexa. − Sidła powinny obrastać dół ścianki − mruknęła do siebie.
− Nie potrzebna ci aż tak zaawansowana magia − skarcił chłopak dziewczynę, lecz ta jedynie otworzyła na chwilę słoik z sidłami i zaczęła rozprowadzać je przy ziemi. 
...
Spotkanie otworzył Dumbledore i nie wyglądał na zbytnio zadowolonego.
− Dzisiaj nasze spotkanie będzie niezwykle zwięzłe, moi drodzy − powiedział, a większość osób zgromadzonych w pomieszczeniu miała na sobie piżamy. − Domyślam się, że większość z was nie wie, co się stało, a nie chciałbym, abyście dowiedzieli się o tym z jakiś nieodpowiednich źródeł. − Suz wymieniła z bratem zdziwione spojrzenie
− Mam oczywiście na myśli przebieg ostatniego zadania Turnieju Trójmagicznego, które odbyło się dzisiaj.
− Kto wygrał? − rzucił Black bez chwili namysłu, co zapewne było czystą głupotą, ale mężczyzna z całego serca chciał wierzyć, że był to Harry. Przynajmniej w sposób mentalny mógł go wspierać.
− Będzie to odpowiedź, jakiej zapewne oczekujesz, Black. − Zagrzmiał niski głos za Dumbledorem. Był to Alastor Moody, ale od czasu, gdy Suzanne i Alex widzieli go ostatni raz, bardzo się zmienił. Wyłysiał, mocno schudł, a jego sztuczne oko niepokojąco zwisało na nadszarpniętym pasku. − Ale zwycięzcą został Harry Potter.
Na te słowa część osób nieco ożywiła się, jakby była to dobra nowina. Syriusz westchnął z ulgą i uśmiechnął się lekko pod nosem.
− Przepraszam, Dumbledore − odchrząknął Moody i ponownie usunął się w cień pomieszczenia.
− Nic nie szkodzi − odparł spokojnie dyrektor. − A was moi drodzy bardzo proszę o spokój. − Wziął głęboki wdech. − A więc na sam początek pragnę ogłosić, aby Suzanne i Syriusz zajęli się sprzątaniem dalszych pięter domu, ponieważ w niedługim czasie pojawi się tutaj więcej osób niż wasza trójka. − Spojrzał także na Remusa. − A teraz pora na smutniejsze wieści.
Rozejrzał się po zgromadzonych.
− Profesorowie Snape i McGonagall niestety nie mogli się dzisiaj z nami spotkać, gdyż zatrzymały ich powinności związane z zakończeniem turnieju. Muszą posprzątać labirynt z boiska. − Odkaszlnął ponownie, a Suz dopiero teraz dostrzegła w jak podłym starzec jest stanie. − Trzecie zadanie turnieju polegało na wędrówce po labiryncie i znalezieniu pucharu, który był nagrodą dla zwycięzcy. Po drodze zawodnicy napotykali wiele przeszkód, w których realizacji pomógł nam Alex i Suzanne. − Uśmiechnął się posępnie. − Przez kilka godzin Krum, Fleur, Potter i Diggory mieli chodzić po labiryncie i zmagać się z jego przeszkodami, jednak panna Delacour po półgodzinie zrezygnowała. Pan Krum zrobił to kilka minut po niej, a wyglądał jak ktoś opętany. Wtedy w labiryncie zostali tylko Diggory i Potter. − Zamilkł.
− Co było dalej? − rzucił Fletcher z przerażeniem.
− Minęły kolejne trzy godziny, a wtedy na mecie pojawili się pan Potter i Diggory. − Przełknął ślinę. − Niestety okazało się, że Cedrik był martwy.
Na jego słowa momentalnie Suz podniosła wzrok z podłogi. Dumbledore przyglądał się jej z ogromną uwagą, lecz dziewczyna jedynie zacisnęła mocno wargi.
− Zginął? − spytała naiwnie, czując totalny mętlik w głowie.
− Przykro mi, Suzanne, ale taka jest prawda − rzekł dyrektor, a dziewczyna przeniosła wzrok na Syriusza i brata. Obaj posyłali jej współczujące spojrzenia.
− Harry powiedział, że Cedrik został zabity przez Lorda Voldemorta, który się odrodził. − Ta informacja wywołała szok na twarzach zgromadzonych. − Świadkami jego odrodzenia było pięciu śmierciożerców, w tym Peter Pettigrew.
− Kto jeszcze? − dopytywał Black, a jego dłonie zacisnęły się w pięści.
− Malfoy, Avery, Nott, Micnair − mruknął Moody.
− Tak − potaknął Dumbledore. − Ze słów Harry'ego wynika, że do odrodzenia Voldemorta użyto nekromancji na bardzo wysokim poziomie. Potem Moody zabrał pana Pottera do swojego gabinetu.
− Alastorze! − skarcił go Syriusz. − Przecież wiesz, że przy Dumbledorze Harry byłby najbezpieczniejszy! 
− Ja to wiem! − fuknął Szalonooki. − Niestety Crouch jr. o ty nie miał pojęcia!
− Wujku? − Alex przełknął ślinę.
− Niestety, Alexie, ale obawiam się, że przez rok rozmawialiście, przekazywaliście informacje i ufaliście śmierciożercy. Na szczęście problem został już rozwiązany, bo dzisiejszej nocy Croucha poddaliśmy pocałunkowi dementora.
Po plecach Blacka przeszły dreszcze.
− Kiedy cię zmienił? − spytał z przerażeniem blondyn.
− Tej nocy, kiedy dowiedziałeś się, że będziesz uczył Suzanne obrony − wyjaśnił Albus.
− Czyli to nie ty się zgodziłeś − Alex podniósł się z krzesła, patrząc na wujka z rozczarowaniem. − To nie ty pozwoliłeś mi uczyć Suzanne, tylko jakiś podrzędny śmierciożerca!
− Ja nigdy bym się na to nie zgodził − rzekł poważnie Moody.
− Zawsze uważałeś mnie za gorszego. Za pomiota − Alex ściszył głos.
− Alexie! − Szalonooki chciał mu przerwać.
− Nie, wujku! Nawet jakiś śmierciożerca ufał mi bardziej niż ty! Ty nigdy nie byłeś w stanie zrozumieć, że nie jestem taki jak mój ojciec! Zawsze mówiłeś, że do niczego się nie nadaję i nic ze mnie nie będzie!
− A dziwisz mi się? − warknął Moody. − Spójrz na siebie, Alex. Kryje się w tobie zło, które zaczęło przenikać cię na wskroś. Tego już nie da się wyplenić.
− Może od razu zamknij mnie w Azkabanie! − zaproponował ironicznie chłopak, zaciskając dłonie w pięści. − Tak samo jak wszystkich sojuszników Voldemorta! Jestem przecież jeszcze gorszy niż oni!
− Alexie!
− Nie! Daj mi spokój! − orzekł chłopak, nakładając na siebie kurtkę i wychodząc z pomieszczenia. Kiedy znalazł się na ulicy, teleportował się z hukiem w kierunku pobliskiego pubu. 
Wolał tego całego Croucha jr. od własnego wujka! Crouch przynajmniej dał mu szansę!
...
Tragedia Podczas III zadania turnieju
Zginął uczeń Hogwartu!
Wczoraj, dwudziestego piątego czerwca, odbyło się trzecie zadanie Turnieju Trójmagicznego, którego niezaprzeczalnymi faworytami byli dwaj uczniowie z Hogwartu − Harry Potter i Cedrik Diggory. Przypominamy, że zawodnicy walczyli o zwycięstwo − czyli o 1000 galeonów!
Na początku wszystko przebiegało w porządku. Szkoła Magii i Czarodziejska w Hogwarcie w znacznym stopniu dopełniła swoje obowiązki w roli gospodarza, ale już po półgodzinie gry, panna Delacour zrezygnowała z konkurencji. Krótko po tym fakcie to samo uczynił Bułgar − Wiktor Krum − którego stan zaraz po opuszczeniu labiryntu świadkowie oceniali jako opętanie.
A zatem w labiryncie zostali nasi brytyjscy faworyci. Do ostatniej chwili myślano jednak, że to pan Cedrik Diggory zostanie zwycięzcą, patrząc na jego większe od pana Pottera wykształcenie magiczne. 
Ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich był fakt, że ci dwaj chłopcy w tym samym czasie znaleźli się w miejscu mety. Niestety szybko okazało się, że Harry Potter nie płacze z radości a wszechogarniającego bólu, a Cedrik Diggory nie skamieniał z wrażenia przez swoje zwycięstwo.
Publiczność po chwili zrozumiała, że Cedrik Diggory nie żyje. 
Była taka możliwość. Każdy wiedział, że takie wypadki nie raz występowały w owym Turnieju. Jednak dopiero słowa Harry'ego Pottera wzmogły jeszcze dosadniej emocje kibiców.
"On go zabił! Panie profesorze [Dumbledorze − dopisek red.] on go zabił! Cedrik został zamordowany przez Lorda Voldemorta!" − cytat Harry'ego Pottera.
Niestety dyrektor, Albus Dumbledore, wziął sobie słowa chłopca bardzo na poważnie, ogłaszając na szkolnym apelu i siejąc tym samym popłoch wśród uczniów, że Sam Wiesz Kto odrodził się, a jego sprzymierzeńcy wznawiają swoje działania.
Rita Skeeter
...
Delikatna dłoń spoczęła na muskularnym ramieniu blondyna, przez co ten odwrócił się szybko za siebie. Kiedy dostrzegł przed sobą łagodne spojrzenie niebieskich oczu Suzanne, w jego duszy momentalnie zagościł spokój. 
− Co tutaj robisz? − rzucił do niej, dopijając Whisky do końca.
− A jak myślisz? Chcę zabrać cię do domu − stwierdziła dziewczyna miłym lecz stanowczym tonem.
− Daj mi spokój!
− O, nie! Zapomnij! − Pokręciła głową. − Zabiorę cię do twojego mieszkania.
− Skąd wiesz, gdzie mieszkam? − zdziwił się.
− Pokazałeś mi. − Złapała go pewnie za nadgarstek. − No błagam, nie daj się prosić. 
− Co będę z tego miał? − W jego oczach pojawiła się nuta rozbawienia.
− Świadomość, że będziemy w bardziej wymagającym miejscu niż podmiejska speluna. − Wzdrygnęła się.
− Jak mnie znalazłaś? − podrzucił.
− Intuicja − wyjaśniła, splatając ich dłonie. Rozejrzała się niechętnie po pomieszczeniu. Jego bywalcy byli zbyt pijani, aby zauważyć ich zniknięcie.
− Zaraz! − zaprotestował. − Co ty chcesz zrobić?
− Chodź! − warknęła, teleportując ich do ciemnego pomieszczenia.
Pośpiesznie zapaliła pobliską lampę dłonią, a wtedy korytarz wypełniło przyjazne światło, ukazując tym samym jego ceglane ściany, na których wisiało kilka kinowych plakatów. Posłała chłopakowi lekki uśmiech, przeczesując jego włosy dłonią. Jej palce były lodowate od deszczowej nocy.
Alex złapał ją za dłoń i przystawił ją do ust, a następnie pocałował. W niebieskich oczach dziewczyny dostrzegał zadziorne iskry. Uwielbiał, gdy pojawiały się w jej źrenicach. Wtedy miał pewność, że jest dla niego wyjątkowa.
− To brzmi idiotycznie, ale na tym świecie zostałaś mi chyba tylko ty − wyznał, przybliżając drobne ciało dziewczyny do siebie. Wtulił twarz w jej włosy w kolorze ciemnego blondu, pachnące kokosowym szamponem. 
− Nie jesteś sam. − Suzanne zaprzeczyła głową, stając na palcach, aby dostać wargami jego ust. Ten pocałunek był jednak zbyt krótki, by z twarzy chłopaka zniknął smutek.
− Uwielbiam cię − wyznał Alex, ponownie przytulając się do niej.
Dzisiejszego wieczora potrzebował od niej tylko tyle. Aby była blisko i aby zapewniała mu przyjemne ciepło. To którego nie zaznał już od dawna.
− Alastor był fatalną rodziną zastępczą − mówił dalej. − Przygarnął mnie, gdy byłem już starym koniem, ale nadal potrzebowałem uwagi. Wujek jest kompletnym przeciwieństwem mojej matki. 
− Alexie, nie musisz opowiadać, jeżeli nie chcesz... − Suzanne oderwała się od niego.
− Ale ja chcę − zaprzeczył, przyciągając ją do siebie. Musnął wargami skroń dziewczyny. − Nienawidził mojego ojca. Uważał go za złego człowieka, ponieważ popełnił w życiu jeden, głupi błąd. Wybaczył mu każdy tylko nie Alastor. − Suzanne przylgnęła mocniej do klatki piersiowej blondyna, wyraźnie czując jego spokojny oddech. − Wiesz, co zrobił? − mruknął. − Zabił. Zabił, ponieważ tak mu podpowiadało sumienie, a nie potrafił inaczej.
Lupin nie zareagowała. Cały czas ze spokojem znajdowała się w ramionach chłopaka.
− To był jakiś starzec, potrącił go mugolski kierowca, a od śmierci dzieliły go minuty. Mój ojciec przechadzał się wtedy tą samą ulicą. Kiedy go zobaczył, chciał mu pomóc, ale ten człowiek tego nie chciał. "I tak umrę, to dlaczego nie teraz", powiedział coś w tym stylu. Ale obrażenia stawały się coraz rozleglejsze, więc mój ojciec zrobił to, o co prosiły go oczy starca. 
− Dobrze zrobił − rzekła Suz.
− Mój ojciec też to wiedział. Jednak w przekonaniu Alastora był zwykłym mordercą niewinnego człowieka. Teraz uważa, że postawiony przed takim wyborem, uczyniłbym to samo, co mój ojciec, ale ja tego nie wiem. I nikt nie ma prawa tego wiedzieć! − Suzanne spojrzała na jego bladą twarz, a w jego oczach, które zawsze emanowały pewnością, teraz plątał się strach. − Zostałem przekreślony przez czyn, którego nawet nie popełniłem.
− Alex, jesteś dobrym człowiekiem. − Blondyn jednak pokręcił głową i nagle wyrwał się z jej objęć i skierował się do salonu. Opadł na kanapę i spojrzał w kierunku okna, za którego szybą rozciągała się panorama wiecznie żywego miasta mugoli. − Wiesz, że istnieją dwa rodzaje bólu? − rzucił w kierunku dziewczyny.
Suzanne po chwili znalazła się w pomieszczeniu i posłała blondynowi krzepiący uśmiech. 
− Ten niepotrzebny i ten kształcący − potaknęła. − Wiem, czytałam Odyseusza. 
− Właśnie, a ten człowiek cierpiał niepotrzebnie, a wtedy nie ma się żadnego wyboru.
Suzanne westchnęła ciężko i usiadła obok chłopaka na kanapie. Odsunęła z jego twarzy kilka uroczych kosmyków, dostrzegając tym samym zniewalający granat oczu blondyna.
− Kocham twoje oczy − wyznała, czując, że jej serce zaczyna bić szybciej.
− Kocham twój uśmiech. − Dłoń chłopaka dotknęła lekko jej policzka.
Dziewczyna nie namyślając się długo, przysunęła się do chłopaka i złożyła na jego ustach czuły pocałunek, który już po chwili przerodził się w słodki taniec ich nienasyconych warg. Suzanne znalazła się na kolanach blondyna, a jego dłonie dotykały zachłannie jej delikatnego ciała.
Ta chwila wydawała się dla nich tak bardzo ulotna.
Alex przeniósł swoje pocałunki na żuchwę dziewczyny, co Suzanne podsumowała cichym westchnieniem. Jej dłonie zaczęły z wolna odpinać pierwsze guziki koszuli chłopaka, jednak wtedy blondyn przerwał tę cudowną dla nich chwilę.
Przełknął ślinę, czując, że ta dziewczyna jest wszystkim, czego w tym momencie potrzebuje.
− Nie powinniśmy − powiedział, a jego dłonie znów znalazły się przy twarzy dziewczyny.
Suzanne skinęła powolnie głową. Z ulegania emocjom nigdy nie wynikało nic dobrego. 
Złożyła na jego ustach jeszcze ostatni pocałunek i teleportowała się na Grimmauld Place. Alex zasnął z błogim uśmiechem na twarzy.
...
Dumbledore usiadł na swoim fotelu w gabinecie, słysząc, że drzwi zostały otwarte. Po chwili znaleźli się przed nim dwaj Huncwoci, na których twarzach malowała się dojrzała powaga. Nawet oni wpadli w ręce dorosłości, a do samego końca zachowywał nadzieję, że zostanie w nich ta beztroska naiwność nastolatków.
− Dumbledorze, Molly została poinformowana − zaczął Black. − Weasleye pojawią się na Grimmauld Place w drugim tygodniu wakacji.
Albus oszczędnie skinął głową. Czuł w sobie gorycz, która już od dawna nie pojawiła się w jego wnętrzu. Miał wyrzuty sumienia, których nie w sposób było ugasić.
− Usiądźcie. − Machnął na nich ręką, co też mężczyźni szybko zrobili. − Cedrik Diggory nie żyje − wyznał im.
− Wiemy, Dumbledorze, pisano o tym w gazetach. − Remus posłał mu zaniepokojone spojrzenie.
− Nie żyje z mojej winy. − Albus oparł brodę na złączonych palcach.
− Dumbledorze, chociaż ty zachowaj racjonalizm w tych czasach − poprosił Black. − Wszyscy wiemy, że to nie jest twoja wina. To Voldemort za to odpowiada!
− Mogłem temu zapobiec − mówił dalej starzec. − Wiedziałem, że to się stanie, ale niczego nie zrobiłem!
Dwaj Huncwoci wymienili ze sobą zdziwione spojrzenia.
− Albusie, zrobiłeś tyle, ile było trzeba − Lupin starał się go pocieszyć.
− Ale nie tak jak trzeba. Straciłem ucznia, a mogłem temu zapobiec!
− Albusie!
− Nie, Syriuszu. Wysłuchałem przepowiedni Trelawney. − Na tę informację mężczyźni wstrzymali na chwilę oddech. − Wygłosiła ją na początku tamtych wakacji, kilka dni po reaktywacji Zakonu.
− Co mówiła? − spytał Black, a ze zdenerwowania jego dłonie zaczęły drżeć.
− Że na cmentarzu zbierze się osiem postaci... − wyznał, a następnie zamilkł.
− Te osiem osób to Voldemort, Pettigrew, Malfoy, Avery, Nott, Micnair, Harry, Cedrik? − spytał Black.
− Tak − potaknął niechętnie starzec. − Harry i Voldemort musieli tam być... Avery, Malfoy, Micnair, Nott i Pettigrew nie mieli wyboru...
−  A Cedrik?
− Ósma osoba miała być zbędna ale ważna − powiedział. − Myślałem, że chodzi o Suzanne.
− Bałeś się, że Suz trafi do Turnieju, a Voldemort ją zabije, więc nie puściłeś jej w tym roku do Hogwartu! − powiedział Remus, zasłaniając dłonią usta.
Perspektywa stracenia siostry wypełniła go przerażeniem.
− Nakreśliłem linię wieku, bo myślałem, że usunięcie Suzanne z Hogwartu nie wystarczy. Że Harry albo któryś z bliźniaków dostanie się do turnieju. A przecież potrzebujemy ich żywych! Poza tym słyszałeś, Remusie, Fletchera. Skoro Śmierciożercy i przychylni Voldemorta są w ministerstwie, muszą znajdować się też w Hogwarcie. Suzanne mogła być pod obserwacją któregoś z nich w szkole, a bliźniacy mogli przecież dostać się do turnieju! Nie mogę stracić tej dwójki!
− Jak widać, chodziło o Cedrika, a nie o Suzanne czy bliźniaków − mruknął Black.
− Jednak myśl o straceniu tego chłopca napełnia mnie mniejszym lękiem. Śmierć Suzanne czy bliźniaków odczulibyśmy wszyscy.
− Albusie... − Nagle Remus podniósł głowę. − Istnieje jakaś przepowiednia, mam rację? Istnieje jakaś przepowiednia dotycząca bliźniaków i Suzanne.
− Nie nazwałbym tego przepowiednią. Ludzie tacy, jak ta trójka, mają w sobie energię, która przydaje się w trudnych chwilach. Gwarantuję wam, że wojna, której początku właśnie jesteśmy świadkami, nie raz utwierdzi was w przekonaniu, że nadzieja zawsze umiera ostatnia.
Mężczyźni patrzyli na Dumbledore'a w niezrozumieniu.
− Wy, Huncwoci, byliście iskierką, która dawała nam nadzieję podczas pierwszej wojny. Niestety w jej trakcie wyszły stare spory, których nie byliście w stanie przezwyciężyć. Dlatego James zginął, ty, Syriuszu, trafiłeś do Azkabanu, a ty, Remusie, przez prawie trzynaście lat żyłeś jak uciekinier na uboczu. Peter przez kompleksy, jakie rosły w nim przez te wszystkie lata, postanowił zdradzić. Ale teraz nie możemy do tego dopuścić.
− Albusie... − Remus odważył się zabrać głos. − Czy mam rozumieć, że Suzanne teraz będzie mogła wrócić do Hogwartu?
− Będzie mogła wrócić, a raczej będzie to dla niej koniecznością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz