niedziela, 6 maja 2018

Rozdział 80

Rozdział 80.
...
Drogocenna lampa spadła na podłogę i rozbiła się na tysiąc małych drobin, a dźwiękowi jej rozrywanych szczątków towarzyszył jęk Stworka. Skrzat rzucił się na zbezczeszczony skarb przodków jego pani i zaniósł się gromkim płaczem, który wzbudziłby w niejednym litość. Jednak Black postanowił nie zwracać uwagi na zażalenia stworzenia i nadal strącał przedmioty z półek. Musiał znaleźć ten przeklęty wazon. Po prostu musiał - nie wyobrażał sobie innej możliwości. 
Kolejne trzy tomy pradawnych ksiąg upadły z hukiem na podłogę. Pod nosem cieszył się, że denerwował Stworka swoją "niesubordynacją". Wkurzanie tego skrzata było jego jedyną formą rozrywki ostatnimi czasy - nie licząc oczywiście denerwowania Lupinów. Z racji jednak, że Remus jak zwykle wybył gdzieś na spotkanie, a Suzanne zamknęła się w swoim pokoju, musiał radzić sobie sam. 
Kiedy w oczy wpadła mu ozdobna menora, ochoczo trącił ją w kąt, przez co jej dwa ramiona oderwały się. Stworek prychnął z pogardą.
- Zamknij się i posprzątaj to! - skarcił go mężczyzna z rosnącym uśmiechem na twarzy. Kochał ten zew nienawiści o poranku. Stworek był zbyt naiwny, aby wyczuć fakt, że Syriusz tylko się z nim drażnił. 
W gruncie rzeczy nie niszczyłby tego świętego przybytku, gdyby nie szargało to nerwów jego sługi.
Zaśmiał się gardłowo. Wyciągnął dłoń w kierunku srebrnej wazy, na której nóżce widniał wizerunek węża. Smagnął po niej dwa razy kciukiem, a wtedy ślepia gada zaświeciły się i wydobyło się z nich zielonkawe światło. Paszcza otwarła się i wypełzł z niej język.
- Podaj hasło.
Syriusz ponownie się zaśmiał. Sprytny był ten jego ojczulek, co racja, to racja. Wyjął z kieszeni przerdzewiały już scyzoryk i naciął swoją wewnętrzną część dłoni. Przyłożył krwawiącą ranę do otworu wazonu, a już chwilę później kilka kropel świeżej krwi znalazło się w jej środku. Zalśniło złote światło, a naczynie przemieniło się w klamkę. 
- Wynoś się stąd - warknął do Stworka, który usłużnie opuścił pomieszczenie. 
Black, czując, że jest już bezpieczny, nacisnął na nowopowstałą gałkę, a wtedy regał z książkami odskoczył od ściany, ukazując szarym oczom tajne przejście. Znów zaśmiał się histerycznie. Starożytne rody były już zbyt przereklamowane, a ich wątpliwa potęga dawno temu zeszła na psy. Pamiętał, że w domu Dorcas także znajdowało się takie ukryte przejście w bibliotece.
Wszedł do środka i przez chwilę kierował się kamiennym korytarzem, na którym nie pojawiły się żadne oznaki starości -  nawet pomimo tego że nikt nie przechadzał się nim od ponad dekady.
Po chwili znalazł się w dużym pomieszczeniu. Wszędzie wokół otoczyły go stare fiolki, zwoje oraz wysokie szafki z multum rodzajów ekstraktów. Podszedł do jednej z półek. Wiedział, czego szukać. Nigdy nie był tego bardziej pewien. Sięgnął dłonią po starą fiolkę, na której widniały tak dobrze znane frazy. 
Otworzył ją i upił z niej solidnego łyka, a wtedy stara ciecz rozlała się nieprzyjemnie po jego gardle - poczuł, że po jego plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz. Ostry kurcz żołądka, mrowienie wszystkich kończyn, aż w końcu ten piekielny ból głowy.
Eliksir Wielosokowy nigdy nie należał do najprzyjemniejszych. 
Ale Black musiał sięgnąć po jak najskuteczniejsze środki. Przez prawie trzy miesiące nie opuścił tego przeklętego więzienia. Nie po to uciekł z Azkabanu, aby teraz nie móc przebywać na wolności.
Spojrzał w lustro wiszące na przeciwległej ścianie. Uśmiechnął się na swój niesamowity widok. Miał krótkie, jasne włosy, a na twarzy kilkudniowy zarost. Na jego szyi widniał tatuaż tygrysa, który zapewne mieścił się na jego całej klatce piersiowej. Był niższy niż normalnie, za to młodszy i z pewnością sprawniejszy. 
Ubranie zmienił jednym ruchem ręki. Teraz nic nie stało już na przeszkodzie opuszczenia tych murów!
Udał się w drogę powrotną i skierował się w kierunku drzwi wejściowych. Kiedy opuszczał korytarz, usłyszał jego ciche zamykanie się, co znów zmusiło go do szerokiego uśmiechu. Przeszedł schody i znalazł się na korytarzu. Założył wełniany kaszkiet swojego ojczulka, który wisiał na starym wieszaku do tej pory. Już miał nacisnąć na klamkę i uwolnić się od tej udręki, gdy nagle dobiegł do niej dźwięk znaczącego kaszlnięcia.
Niechętnie odwrócił się w stronę, gdzie spodziewał się zastać parę zielonych oczu, które patrzyły na niego z politowaniem.
- Jesteś idiotą, Black - warknęła Suzanne w jego stronę.
W tamtej chwili nie wiedział, czy nie wolałby jednak ujrzeć przed sobą brata dziewczyny.
- Ładna pogoda na dworze. - Wskazał kciukiem na drzwi.
- Uważasz, że wystarczy zmienić ciało, aby bezkarnie poruszać się po Londynie? - skarciła go. - Nie rozumiesz, że Ministerstwo ma wtyki wszędzie?
- Nie wszędzie.
- Prawie-wszędzie - stwierdziła, krzyżując ręce na piersi. - Nie możesz nigdzie wychodzić, bo ktoś cię może rozpoznać.
Black wywrócił oczami.
- W tym ciele raczej nie zostanę zdemaskowany.
- Za ile zamierzałbyś wrócić?
- Dwie godziny? Nie wiem. Chcę po prostu nacieszyć się wolnością!
- Nacieszysz się nią po wsze czasy, kiedy wsadzą cię do Azkabanu!
- Och, no weź. Powoli zaczynasz gadać jak Remus.
- Remus ma wiele racji.
- Ja także mam! Nie zamierzam ani chwili dłużej tkwić w tym przeklętym budynku!
- Syriusz!
- Nie! - przerwał jej. - I nawet nie próbuj mnie zatrzymywać! Wrócę przed kolacją.
- Nawet nie próbuj!
- Już spróbowałem. - warknął, otwierając drzwi i teleportując się w nieznane Suz miejsce.
...
Remus ponownie spojrzał w roześmiane oczy Tonks. Ta kobieta miała w sobie coś, czego nie spotkał od bardzo dawna. Miała w sobie magnetyzm, który kazał mu podążać za sobą. I właśnie dlatego ograniczał się do spędzania czasu z kobietą. 
Nie wiedział czemu, ale zachowywał się przy niej inaczej, niż kiedy przebywał z siostrą czy Blackiem. Dobrze znał to uczucie. Towarzyszyło mu ono w czasach, gdy znajdował się jeszcze w murach Hogwartu i w zasadzie nie miał zamiaru go powtarzać. Marlena McKinnon stałą się dla niego kimś więcej niż przyjaciółką i czym to się dla niej skończyło? Zginęła, tak samo jak większość z jego przyjaciół. 
Miał znowu zakochać się w czasie wojny? Kompletna bzdura i kompletna strata czasu.
- Remusie. - Kobieta szturchnęła go w ramię.
- C-c-o? - zdziwił się, zdając sobie sprawę, że przyglądał się jej od dłuższego czasu.
- Co sądzisz o planie Kingsleya? - powtórzyła, wskazując na czarnoskórego.
- T-tak, jest dobry - potaknął.
- Nawet nie wiesz, o czym mówimy - skarcił go Shacklebolt.
- Być może. - Remus przetarł zmęczone czoło i spojrzał na nich przepraszająco. - Wybaczcie. Jestem już po prostu zmęczony.
Skarcił się w myślach. Zachowywał się jak zakochana nastolatka. A i jego siostra zdawała się bardziej nad sobą panować.
- Dobra, więcej i tak już dzisiaj nie ustalimy. - Dora podniosła się z krzesła. - Dziękujemy, Kingsley, za poświęcony czas. Widzimy się w przyszłym tygodniu. - Posłała mu oko.
- Jasne - odparł mężczyzna, uśmiechając się delikatnie. 
Remus jedynie wstał od stołu i skinął na czarnoskórego, a następnie wyszedł. Po chwili poczuł, że tuż przy nim znajduje się kobieta. Westchnął głośno, co niewątpliwie nie umknęło uwadze Tonks.
- Rozumiem, że mnie nie lubisz, ale chyba będziemy walczyć we wspólnym interesie - upomniała, na co Lupin posłał jej zdezorientowane spojrzenie. Dopiero po chwili zrozumiał, o co jej chodzi.
- Mam po prostu gorszy dzień.
- Zawsze masz gorszy dzień. - Zrobiła cudzysłów palcami.
- To nie tak... - próbował się usprawiedliwić.
- Rozumiem to, ja także nie darzę wszystkich sympatią w... - Nagle zamilkła, rozglądając się po korytarzu Ministerstwa. Byli na nim sami. - Zakonie, ale nie okazuję tego tak bardzo. 
- Tonks, to nie tak.
- Nie tłumacz się. - Spuściła wzrok. - I przepraszam, ale muszę już iść. Czeka na mnie jeszcze jedno zadanie w moim dziale. - Udała się innym korytarzem niż on.
Remus zmarszczył brwi. W zasadzie czego się spodziewał? Teleportował się na Grimmauld Place, by jak najszybciej o tym zapomnieć.
...
Black przechadzał się młodzieżowym krokiem po Tower Bridge, a jego wzrok wciąż wędrował po innych budynkach, ludziach i obiektach. Londyn zmienił się nie do poznania. Nie był już tym samym miastem, które pamiętał z dawnych lat - z czasów, gdy był tylko naiwnym dzieckiem. 
Coraz więcej banerów, jakie pojawiały się na ścianach budynków, poruszało się jak czarodziejskie fotografie, a ludzie coraz liczniej maszerowali ulicami z dziwnymi urządzeniami, do których rozmawiali. Za jego czasów nie występowało to tak licznie. Czuł się trochę jak emeryt, który wrócił do nowoczesnego świata po długiej przerwie. Kiedy go zostawił, było pusto, ale teraz wręcz nie dało się przejść.
Zatrzymał się na czerwonym świetle. Samochody jeździły coraz szybciej, mugole żyli coraz rozrzutniej, a czarodzieje chyba stali w miejscu. Nie mieli komórek, telewizorów. Tylko magia usprawniała ich życia. 
W pobliskim śmietniku grzebał szczur. Black w pierwszej chwili chciał cisnąć w niego rożkiem, którego miał w ręce, ale po chwili się powtrzymał. Nie mógł zwracać na siebie uwagi. Westchnął delikatnie, nie spuszczając z gryzonia wzroku.
Swoim obleśnym ogonem przytrzymywał się krawędzi kosza. Jego otłuszczone ciało przykrywały stare papierki i butelki po piwie, a ich krótkie ruchy zdradzały jego obecność.
Syriusz zacisnął wolną rękę w pięść. Nienawidził gryzoni. Store'owie upokorzyli go, podarowując jego córce szczura, który miał ją chronić. Nie obchodziło go, jak bardzo był inteligentny i cudowny. Był szczurem, który nie miał racji bytu. Erebus stanowił pamiątkę po kimś, kto uniemożliwił Maureen poznanie prawdziwego ojca.
A jednak cisnął lodową gałką o wnętrze śmietnika. Truskawkowa maź rozlazła się po metalowej wkładce, a szczur poruszył się niespokojnie. Jakiś Azjata spojrzał na Blacka karcąco. Ten tylko wzruszył ramionami. Jednak mu nie ulżyło.
Zawrócił w kierunku, z którego przybył. Stanął na środku mostu, a jego nogi stały na dwóch częściach konstrukcji. Wilgotna łuna powietrza smagnęła jego twarz, a oczy skierowały się na spory prom płynący w jego stronę. Ruch wstrzymano, a dwie części mostu zaczęły się unosić.
Jakiś facet do niego krzyknął, aby zszedł stamtąd. On go nie słuchał. Chciał jak najszybciej znaleźć się w parku St. Jamesa, gdzie jako dzieciak spędzał upalne wieczory. Chociaż na zewnątrz było ledwo pięć stopni i tak chciał się teraz tam znaleźć. 
Gdy łódź znalazła się tuż pod nim, wskoczył na nią za pomocą jednego ruchu. Jego pojawienie się na pokładzie wprawiło pasażerów w niemałe osłupienie.
- Witam, ja tylko do pobliskiego parku - wyjaśnił, pokazując białe zęby mężczyzny, który zginął z rąk jego ojca dwadzieścia lat temu.
...
"Przynajmniej jedna rzecz w tym mieście pozostaje bez zmian" - stwierdził w głowie, uśmiechając się do siebie. 
Syriusz siedział na spróchniałej ławeczce w sercu parku. Przed nim znajdowała się ogromna fontanna, w której po zmroku pojawiały się fioletowe światła. Przymknął leniwie oczy. Uwielbiał spokój, jaki ogarniał go w tym miejscu. 
W tamtej chwili zatęsknił za czasami dzieciaka. Ponownie mieć piętnaście lat. To byłaby dopiero zabawa. Pyskować rodzicom, robić kawały, nie mieć wyroku w Azkabanie. Ach, beztroska z pewnością przydałaby mu się ostatnimi czasy. Wprawdzie znów musiałby się uczyć, ale było to o niebo lepsze od niekończącego przesiadywania w tym przeklętym budynku. Zbyt wiele bolesnych wspomnień wiązało się z tym miejscem. Od tortur Cruciatusem, po zabójstwo Sammy'ego. 
Sammy był radosnym gościem, który robił interesy z rodem Black. Czekała na niego wybitna przyszłość, jednak ojczulek Syriusza postanowił inaczej. Zabił go na oczach jego i Regulusa - mieli zaledwie trzynaście lat, a już widzieli śmierć człowieka.
To dzięki Sammy'emu mógł cieszyć się teraz tym błogim popołudniem. Był mu za to wdzięczny, chociaż wiedział, że po śmierci Sammy i tak już nie miał prawa wyboru.
Nagle poczuł ciepłą dłoń na swoim kolanie. Instynktownie spojrzał w tamtym kierunku. W oczy wpadła mu drobna sylwetka dziecka, którego lśniące oczy wpatrywały się w niego z zacięciem.
- Skarbie, zostaw pana w spokoju. - Kobiecy głos na chwilę odwrócił uwagę chłopca od niego.
- Ale, mamo, ten pan ma głowę tygrysa na szyi! - Uparł się blondasek, wskazując na Blacka. 
Syriusz parsknął śmiechem. Takie towarzystwo bardzo mu odpowiadało.
- Nie przeszkadzaj panu - powtórzyła jego matka bardziej stanowczym tonem, a wtedy Syriusz podjął się spojrzenia na nią.
W ich kierunku szła wysoka kobieta w jego wieku. Miała długie, brązowe włosy zaplecione w warkocz, a jej strój wskazywał na chęć pobiegania po parku. Najwidoczniej jej synowi niezbyt się to podobało.
- Mogę zobaczyć pana tatuaż? - zwrócił się do niego chłopiec, siadając na ławce tuż obok. 
- Obawiam się, że nie. - Black zignorował karcący wzrok jego matki.
- Dlaczego?
- Możesz się przestraszyć. - Czarnowłosy zmienił nogi, aby teraz to lewa opierała się na kolanie.
- Jestem odważny - zapewnił sześciolatek.
- Nie wątpię, ale całego z pewnością nie zobaczysz.
- Dlaczego?
- Bo... - Syriusz spojrzał na kobietę, posyłając jej uprzedzający wzrok. - Kończy się on tam, gdzie słońce nie dochodzi.
- Naprawdę? - Zachwycił się chłopiec.
- Oskar, powinniśmy już iść! - upomniała matka. Jej błękitne oczy patrzyły niepewnie na Syriusza.
- Spokojnie, proszę pani - stwierdził Black. - Przecież to tylko dziecinna ciekawość. Nigdy pani czegoś takiego nie przeżyła? - zadrwił.
- Oskar, idziemy! - Kobieta ułożyła usta w cienką linię. Pewność siebie mężczyzny wzbudzała w niej wątpliwości.
- Mamo! - jęknął chłopiec. Kobieta w odpowiedzi chwyciła syna za nadgarstek i przyciągnęła do siebie. - Mamo, to boli.
- Chodź, wracamy do domu! - orzekła, obdarowując Blacka karcącym spojrzeniem.
- Niech się pani tak nie spina - rzucił w jej stronę. Nagle poczuł się bezkarnie w jej towarzystwie.
Kobieta westchnęła ciężko.
- Nie powinien pan rozmawiać z moim synem!
- To przecież on do mnie podszedł - zauważył Syriusz. - Niech pani pilnuje swojego dzieciaka!
- Jakiś problem? - W tej samej chwili do rozmowy wtrącił się wysoki, barczysty mężczyzna.
Black ujrzał przed sobą jakąś retrospekcję. 
- Wszystko jest w porządku - powiedział Syriusz.
- Tak? A ja odniosłem wrażenie, że próbował się pan dobrać do syna tej kobiety - Nowoprzybyły spojrzał na Blacka z satysfakcją. Ten charakterystyczny błysk w oczach!
Jedynie Thorfinn Rowle posiadał tak jawną chęć mordu w swoich kocich ślepiach. Ale czy zdawał sobie sprawę, że rozmawia właśnie ze swoim rywalem sprzed lat?
- Nic podobnego - Głos Blacka momentalnie stał się wyższy. 
Śmierciożerca uśmiechnął się zwycięsko. To oznaczało tylko jedno.
Już wiedział! Że też przeklęty eliksir Wielosokowy nie mógł zmienić barwy głosu!
- A mi się wydaje, że jesteś po prostu namolny, Syriuszu - stwierdził drwiąco.
Black przełknął gulę w gardle. Czyli jednak go rozpoznał!
- Nic mi nie możesz zrobić - bronił się. - Za wiele ludzi się tu kręci. - Spojrzał na stoją tuż obok nich kobietę z dzieckiem. Wydawali się być spokojni.
- To tylko durni mugole! - warknął Rowle. - Nie masz pojęcia, jak Pettigrew ucieszy się na twój widok. 
Z rękawa marynarki Śmierciożercy wyłoniła się jego różdżka.
- Nie zrobisz tego - powiedział Black. Szczerze mówiąc, pogodził się już z atakiem. 
Nie wziął różdżki. Kretyn!
- Drętwo... - zaczął Thorfinn.
- Drętwota! - Zaklęcie powaliło go gwałtownie na ziemię.
Black przymknął oczy. Jego serce waliło w jego klatce jak oszalałe, a myśli rozbijały się po wewnętrzach czaszki. 
Poczuł na swoim ramieniu silny uścisk, który nie przypominał mu męskiego dotyku. Uniósł powieki. Pierwszym, co zobaczył, była para błękitnych oczu.
- Syriusz Black stoi tuż przede mną na wolności - stwierdziła matka półszeptem, chowając różdżkę. Tuż za nią ukrywał się jej syn.
- Nie rozumiem. - Black pokręcił głową.
- Ponoć Zakon został reaktywowany - Nadal szeptała. Syriusz zdobył się jedynie na przytakniecie głową. - Teleportuj nas tam. Kawka wróci do domu. - Wskazała na chłopca.
- Kawka? - Zdziwił się Black.
- Mój skrzat domowy. Kiedy tylko cię zobaczyłam, wiedziałam, że to ty. Ale nie mogłam tak po prostu podejść.
Thorfinn Rowle poruszył się niespokojnie.
- Zaraz się ocknie - Black myślał na głos. 
- Nie marudź tyle, Syriuszu.
- Skąd mam pewność, że mogę ci ufać?
- Nie pamiętasz mnie? - fuknęła kobieta. - Emmelina Vance, walczyliśmy razem w bitwie o Longbottonów.
- Schrzaniliśmy ją.
- Syriuszu!
Black zmarszczył brwi.
- Chodźmy. - Rozkazał, łapiąc kobietę za rękę. Już po chwili poczuli w żołądkach silny kurcz.
...
- Jak to Black zniknął? - spytał Remus, patrząc na siostrę z wyrzutem.
- Nie zniknął, tylko wyszedł. Rozumiesz różnicę?
- Gdzie on teraz jest?
- Nie mam pojęcia. Wyobraź sobie, że nie zostawił mi planu zwiedzania.
- Suzanne, to jest poważna sprawa. On jest poszukiwany!
- Wiem o tym, próbowałam go zatrzymać, ale zablokował drzwi - upierała się przy swoim dziewczyna.
- Szlag! - warknął Remus, siadając przy stole. Uderzył dłonią o stół, przez co poczuł nagły ból małego palca. - Cholera!
- Uspokój się. Z pewnością zaraz wróci.
- Suzanne, przed chwila  byłem w Ministerstwie. Kingsley przekazał nam, że część śmierciożerców znów wstąpiła w szeregi Voldemorta!
- To jest już znana informacja - stwierdziła Suzanne, wzdychając ciężko.
- A czy słyszałaś o tym, że śmierciożercy także poszukują Blacka? Mamy informacje, że część z nich została powołana do znalezienia go. 
- Chodzą po Londynie i szukają azkabańskiego zbiega? Proszę cię.
- Tak, właśnie tak to wygląda. W tych oddziałach znajduje się między innymi Yaxley, Cramp i Rowle. To nie są przelewki!
- Yaxley? Ojciec Olivii?
- On nie jest najgorszy. Rowle nie cofnie się przed niczym, w czasie pierwszej wojny zabił wielu ludzi Zakonu. Zbyt wielu.
- Jak małe są szansę, aby znalazł Blacka?
- Wystarczająco duże, aby było to prawdopodobne - stwierdził, słysząc otwierane drzwi.
Suzanne poderwała się z miejsca.
- Alex, mamy problem - rzuciła, nawet nie wychodząc jeszcze z kuchni. - Black zniknął! - Wyszła na korytarz.
- Już się znalazł - odparła jej kobieta o ciemny włosach spiętych w warkocz.
- Kim pani jest? - Suzanne instynktownie wyciągnęła różdżkę w jej stronę.
- Kimś, do kogo nie powinno się celować różdżką - mruknęła kobieta, rzucają w kierunku nastolatki szybkim zaklęciem.
Dziewczyna odbiła czar i posłała jej jeszcze dwa kolejne, co nieco wytrąciło kobietę z równowagi. Zbadała dziewczynę wzrokiem.
- My się raczej nie znamy - powiedziała, zaglądając wręcz nachalnie do kuchni. - Remusie, co to za dziecko?
- Suzanne Lupin - odparł z rozbawieniem mężczyzna, na widok miny Suzanne. - A ty, Em, co tu właściwie robisz? - zwrócił się do kobiety.
- Zakon został reaktywowany. Plotki wręcz rozrywają Ministerstwo. - Ułożyła usta w cienką linię i  spojrzała na nastolatkę. - Ile ty już masz lat?
- Szesnaście - odparła, starając się o spokój.
- Nieźle - skwitowała. - Nieźle też walczysz. Co ona robi w Zakonie? - spytała Remusa.
- Na razie współpracuje.
- Hogwart przestał być bezpiecznym miejscem? - zakpiła Vance. - Wiedziałam, że to prędzej czy później nastąpi.
- Jasne - prychnął Remus pod nosem. - Wchodź, śmiało. - Wskazał na kuchnię. - Chcesz herbaty?
- Kawy - poprawiła.
Remus ruchem ręki wyczarował na stole dwie filiżanki kawy oraz trzy herbaty.
- Zaraz pojawi się z nami jeszcze jeden koneser herbaty - wyjaśnił na zdziwiony wzrok Em. 
- Ten cały Alex?
Przytaknął głową, a towarzystwo rozsiadło się przy stole.
- Myślałem, że nie ma cię w Londynie, co tutaj robisz? - zagaił Lupin.
- Od trzech miesięcy pracuję w Ministerstwie. Ucieczka Blacka zachęciła mnie do powrotu.
- Uciekłem ponad półtora roku temu - wtrącił Black.
- Miałam jeszcze pewne sprawy do załatwienia. - Upiła łyk ciepłego płynu.
- Możemy cię brać za sojusznika? - kontynuował Remus. - Zakon poszukuje członków.
- Gdyby było inaczej, nie byłoby mnie tutaj. A przy okazji, Rowle wie o Syriuszu. Teraz Black wygląda normalnie, ale jeszcze kwadrans temu był blondynem z tygrysem na szyi.
Z twarzy Remusa momentalnie zszedł uśmiech.
- Skąd wziąłeś eliksir Wielosokowy? - spytał z niechęcią.
- Tajemnica - mruknął Black, chowając pół twarzy w filiżance, która nagle powiększyła się za sprawą Syriusza.
- Az strach zapytać, ale jak się znaleźliście? - rzucił Remus, patrząc na Em.
- Siedział w St. James Park. Biegałam nieopodal, a poza tym, wybacz Syriuszu, ale masz bardzo charakterystyczny typ siedzenia. Od razu cię poznałam.
- Dziękuję. - Black z odrazą skinął głową. Ta rozmowa przestała go bawić równie bardzo jak siedzącą tuż obok niego dziewczynę.
- Próbowałam go zagadać z pomocą mojego skrzata, ale Black jakoś nieszczególnie łapał moje zamiary - kontynuowała kobieta. - Wtedy znikąd pojawił się obok nas Rowle i proponował mi swoją pomoc. Swoją drogą, Syriuszu, ten żart o tatuażu na twoim przyrodzeniu był bardzo niewybredny. - skarciła go.
- Bywa - mruknął, nawet nie podnosząc na nią wzroku.
- Czyli szukają nas - podsumował Remus. - No cóż, przekażę Dumbledore'owi twoje uczestnictwo w Zakonie. 
Brunetka skinęła głową, upijając z filiżanki kolejnego łyka gorącego płynu.
Black pluł sobie w brodę za swoją nieostrożność. Znając Remusa, wlepi mu za to coś w rodzaju aresztu domowego.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz