sobota, 31 marca 2018

Rozdział 64 + Szklana Kula

I część maratonu

Życzmy bliźniakom wszystkiego najlepszego z okazji ich święta

...
Siedziałam w pokoju wspólnym i kątem oka obserwowałam Rona i Harry'ego, którzy siedzieli przy kominku z Parszywkiem na kolanach. Byli zbyt zajęci rozmową, aby dostrzec, że ktoś ich obserwuje.
- Suzanne, co tak sama siedzisz? - Usłyszałam nagle nad głową radosny głos pewnego rudzielca.
- Siedzę sama, George. Myślę, czasami mam taką potrzebę - odparłam, kierując wzrok na chłopaka.
Na jego twarzy malował się szeroki uśmiech, a piegi były podkreślone przez wydatne rumieńce.
- Co się takiego stało? - zadrwiłam.
- Idę na randkę - Wyszczerzył zęby, na co ja poczułam drobne ukłucie w  żołądku. Zmarszczyłam lekko brwi.
- Co to za szczęściara? - rzuciłam, a mój głos przybrał drwiącą barwę.
- Katy - stwierdził, gdy nagle coś za mną przykuło jego uwagę. Ruszył szybko w tamtym kierunku.
Zanim jednak ponownie zdążyłam nacieszyć się samotnością, na tym samym fotelu przysiadł drugi brat bliźniak.
- Zazdrosna? - zakpił.
- O kogo? - odparłam, nie rozumiejąc. - Mówisz o Bell? Daj spokój, przecież to śmieszne.
- Mówię o George'u. Chociaż tak, sens pozostaje ten sam. - Posłał mi drwiący uśmiech.
- Oczywiście, oczywiście. - Machnęłam ręką. - Przydaj mi się lepiej na coś i powiedz mi, jak długo twoja rodzina ma Parszywka?
- Parszywka? - powtórzył z zastanowieniem. - W tym roku będzie ze dwanaście lat! - stwierdził z zachwytem. - Chociaż szczerze mówiąc, modlimy się już z George'em, aby zdechł. To wyjątkowo głupi i nieporęczny gryzoń.
- Wiesz, to zabawne, bo... - Zaśmiałam się nerwowo. - Znam kogoś, kto zginął dwanaście lat temu. A przynajmniej wszystkim się tak wydaje...
...
Kolor nieba przypominał delikatny błękit, jednak chmury na nim zgromadzone przybierały barwy feniksa. Na swoich krawędziach gościły ciemne, karminowe odcienie, które bledły wraz z gęstnięciem obłoku, dosięgając różu czy nawet bieli. Ich faktura przypominała mi strzępki skrzydeł i puchate góry, oplatające cały nieboskłon.
Poruszały się one powolnie, nigdzie się nie spiesząc, bo i nie miały dokąd. Omiatały swoją objętością czubki najwyższych drzew, a swoim pięknem zaczepiały niezdarnego przechodnia.
Od czasu do czasu ten monumentalny spokój przerywał czarny ptak, który sam nie wiedział, gdzie zmierza. Trzepotał swoimi małymi skrzydełkami, pobudzającym tym samym leniwe cząsteczki powietrza do ruchu.
Chciałam już nigdy nie móc oderwać oczu od tego widoku. Zakazany Las na tle popołudniowego nieba wyglądał imponująco, a fałdy śniegu okalające jego najbardziej odległe punkty przywodziły na myśl stabilność emocjonalną.
Nie chciałam już patrzeć na cokolwiek innego. Nie teraz. Nie tutaj, gdzie mapa bliźniaków leżała zaledwie kilka cali od mojej dłoni. Otworzyłam ją z dwa kwadranse temu i od momentu, w którym ujrzałam tę czarną kropkę, nie byłam w stanie spojrzeć tam drugi raz.
Dlatego, że się bałam. Zarówno tego, co tam zobaczę, jak i tego, że będę musiała przyznać się do błędu. Przyznać się do wiary w głupie pogłoski, którym ulegli wszyscy. Między innymi dlatego nie powinnam się wstydzić. Nie tylko ja się nabrałam. Nabrali się wszyscy i  uwierzyli w tę propagandę! A jednak nie mogłam sobie wybaczyć.
Skreśliłam Blacka tak po prostu! Chociaż mój wewnętrzny instynkt podpowiadał mi jego niewinność. Jego brak winy - to i tak synonimy. Tylko słowa!
Moje przypuszczenia okazały się prawdą. Syriusz Black nie byłby zdolny do czegoś takiego. Nie mógłby tego zrobić. A jego przyjaciel mógł.
Czarna kropka Peter Pettigrew znajdowała się teraz w dormitorium Harry'ego i Rona i wskazywała na to, że szczur śpi. Podły, pieprzony zdrajca! Black miał rację go tak nazywając. Ten człowiek miał czelność przebywać w pomieszczeniu z chłopcem, którego rodzice zostali zamordowani właśnie przez niego.
Glizdogon. Podły robak.
Nadal nie rozumiałam jeszcze wielu elementów. Wiedziałam jednak, że Peter Pettigrew żył, miał się dobrze i tylko czekał. Na co? Tylko on był w stanie to wiedzieć!
Poczułam obok siebie niespokojny ruch. Niechętnie odwróciłam wzrok, spodziewając się tam bliźniaków lub jakiegoś innego ucznia.
Natknęłam się wtedy na czarnego psa - Syriusza Blacka.
Przez chwilę lustrowałam go niepewnym spojrzeniem. Po chwili jednak stwierdziłam, że takie zachowanie nie ma najmniejszego sensu.
- Przyszedłeś - zadrwiłam, odwracając wzrok w kierunku jeziora.
Ono także stało niewzruszone, a jego słodki obraz nadal mógłby cieszyć moje oczy, gdyby zwierzę nie usiadło tuż przede mną. Pies wskazał wymownie na mapę.
- Co? - warknęłam, rzucając w przedmiot zaklęciem. - Nie szukaj problemów, gdzie ich nie ma!
Posłał mi ironiczne spojrzenie. Westchnęłam ciężko.
- Co mogę ci powiedzieć? - rzuciłam, wstając z pieńka ściętego drzewa, na którym dotychczas siedziałam. Stanęłam naprzeciw zbiornika wody. - Współczuję, że Peter Pettigrew żyje, ale nic nie możesz z tym zrobić. Wkrótce i tak zostaniesz pojmany. - powiedziałam niewzruszona.
Black posłał mi zdziwione spojrzenie i podszedł do mnie, trącając moją dłoń pyskiem.
- Nie mam ochoty na zabawę - skarciłam, zaplatając dłonie na piersi. Pies wydał z siebie cichy pomruk. Nie wiedzieć czemu, zrozumiałam, co do mnie powiedział. - Nie powiedziałam o tobie nikomu. Chociaż bardzo bym chciała. Nie powiem, co Remus z chęcią by z tobą zrobił. Pasujesz idealnie na dywanik pod łóżko! - fuknęłam.
Pies, chwilę lustrując mnie wzrokiem, przybrał nagle postać człowieka. Wytrzeszczyłam lekko oczy.
- Black, co ty, do cholery wyrabiasz!? - warknęłam w jego kierunku. - Gdyby ktoś cię zobaczył...
- Odwróciłabyś ode mnie uwagę swoimi wrzaskami. - przerwał mi spokojnym tonem, a w jego głosie wyczułam arystokratyczną dumę.
Nie przeczyłam, mężczyzna wyglądał lepiej, niż poprzedniego dnia.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałam.
- Spotkać się na neutralnym gruncie.
- Po co?
- Czy to ma teraz znaczenie?
- Ogromne - odparłam, mężczyzna jedynie skinął ze zrozumieniem.
- Potrzebuję cię, Suz. Wiesz o tym, że cię potrzebuję.
- Dlaczego ja?
- Znasz osobę, która jest tak samo nieodpowiedzialna jak ty! - skarcił mnie. - Nikt inny nie ośmieliłby się na spotkanie z seryjnym mordercą w nawiedzonym domu.
- Zadziałały emocje. - Próbowałam się usprawiedliwić.
- Jak tak dalej będziesz się kierować emocjami, to zginiesz. Wiem coś o tym, a przestrzegając cię przed tym, wykazuję się dużą dozą hipokryzji.
...
Nie wiedząc, w co tak naprawdę się pakuje, postanowiłam zaufać Blackowi i przemieniając się w wilka, popędziłam za nim w miejsce jego dotychczasowej kryjówki. Z torbą w pysku było mi biec niezwykle trudno, ale w końcu dotarliśmy.
Black znów przekształcił się w człowieka. Po chwili zrobiłam to samo.
- Zacna dziura - stwierdziłam, rozglądając się po jaskini, w której to mężczyzna mieszkał od kilku miesięcy.
- Ciasne, ale własne - podsumował, siadając na lodowatej ziemi. Już wyjmowałam różdżkę z torby, aby wyczarować chociażby ognisko, jednak mężczyzna pokręcił szybko głową. - Wyczują użycie magii. Ministerstwo monitoruje użyte zaklęcia na tym obszarze.
Po tych zaskakujących słowach, szarooki wyjął z kieszeni płaszcza drobne krzesiwo i chwilę się z nim szamocząc, wykrzesał kilka iskier ognia, które podpaliły drobne patyki.
- A dym? - rzuciłam jeszcze. - Skoro jesteś taki ostrożny, to nie pomyślałeś o tym, że ktoś może ujrzeć dym wydobywający się ze skał?
- Mieszkańcy wioski nie zwracają na to uwagi. Poza tym znajdujemy się na terenach wyjątkowo szybko poddających się parowaniu śniegu. Będą myśleli, że to woda. - Wzruszył ramionami.
- Jasne... - odparłam niepewnie, siadając bliżej ognia. - A więc... - zaczęłam, gdy zaległa między nami cisza, a mężczyzna silnie unikał patrzenia na mnie. - Jesteś zbiegiem z Azkabanu? - Uniosłam w górę brwi.
- Na to wygląda.
- Jak ci się udało uciec? - pytałam dalej, widząc, że mężczyzna tego oczekuje. Sama tego oczekiwałam.
- Jestem wychudzony. - Wskazał na siebie. - Pod postacią psa byłem jeszcze szczuplejszy. Przecisnąłem się przez kraty i uciekłem. Nie byłem w drugim wcieleniu przez dwanaście lat.
- A potem przepłynąłeś morze? - zadrwiłam.
- Udało mi się teleportować, kiedy tylko wypłynąłem poza strefę antyteleportacyjną. Użyłem do tego jedynie siły woli. Ciało i umysł mi na to już nie pozwalały.
Przez chwilę zamilkliśmy wspólnie. Nie wiedziałam, czy mam ochotę pytać dalej.
- I mówisz... że to nie ty zdradziłeś Potterów?
- Nie pomieszały mi się zmysły! - Black nagle podniósł głos. Po chwili jednak starał się uspokoić. - Posłuchaj mnie, Suzanne! - Zbliżył się do mnie. - Przez ostatnie dwanaście lat czekałem jedynie na dzień, gdy wyrównam stare rachunki. To nie mogło mi się przewidzieć, bo to nie była jakaś pieprzona zjawa! - Patrzył na mnie złowrogo, a jego szare oczy wyrażały desperację. - Przez dwanaście lat myśl o zemście na tym grubym pokurczu tak wrosło mi w umysł i duszę, że nie potrafię myśleć o czymś innym! - prawie, że szeptał. - Zemsta jest jedynym rozwiązaniem, kiedy go zabiję, ja także będę mógł umrzeć. Umrzeć spokojnie i bez wyrzutów sumienia, że zabójca Jamesa i Lily odkupił swoje czyny! - Ostatnią sylabę wymówił prawie bezgłośnie.
Przełknęłam ślinę.
- Przecież to ty byłeś Strażnikiem Tajemnicy Potterów? - zauważyłam, czując, jak wracają mi racjonalne myśli. - To ty jedyny miałeś rzeczywistą władzę nad ich życiem! Mogłeś z nimi zrobić wszystko!
- Suzanne, jesteś taka podobna do brata - powiedział z rozczuleniem. - I masz rację, gdyby nie ja, Lily i Rogacz nadal byliby z nami. Śmialiby się, byliby rodzicami Harry'ego! Ale ja to spieprzyłem! - Zaniósł się histerycznym śmiechem, opierając się o pobliską skałę.
- Black - rzuciłam niepewnie.
- Tak, dobrze słyszysz! - warknął. - Każdej nocy zasypiam z widokiem martwej twarzy Rogacza! A to wszystko moja wina!
- Przecież powiedziałeś, że nie jesteś zdrajcą!?
- Jestem głupcem, Suz! Jestem idiotą, kretynem, debilem! Zawsze tak było, że ja, Syriusz Black, musiałem mieć dobre pomysły! - Splunął na ziemię.
Czułam, że moja klatka piersiowa unosi się szybciej niż zwykle.
- Nie dostrzegasz tego? - zakpił ze mnie. - Nadal? - dopytywał się. - A więc wiedz, że ja nie byłem Strażnikiem Tajemnicy! Miałem nim zostać, ale wpadłem na cudowny pomysł! Wtedy jeszcze myślałem, że był to błyskotliwy plan, a okazał się być jedynie gwoździem do trumny!
- Peter Pettigrew został mianowany na Strażnika Tajemnicy, bo ty mógłbyś się okazać zbyt oczywistym wyborem! - Olśniło mnie, a Black znów zaniósł się śmiechem.
- Nie wyobrażasz sobie, jak ta zdradziecka szuja musiała się czuć, gdy dowiedziała się o tym! - powiedział. - Ja miałem być torturowany przez Śmierciożerców, aby tylko James i Lily byli bezpieczni! Jednak taki Peter Pettigrew postanowił nas wszystkich oszukać i polecieć, jak wierny pies, do swojego zasranego pana! Sama Wiesz Kogo!
- A jak było z Peterem? - rzuciłam jeszcze. - Przecież wszystkie gazety rozpisywały się, że go zabiłeś!
- To on zabił mnie! - odparł mężczyzna. - Zniszczył wszystkie ideały, które wyznawałem! Zamordował Dorcas! Wydał Potterów! Zdradził nas wszystkich! Mnie, Remusa, Dorcas, cały Zakon, Jamesa, Lily - obłęd z jakim wypowiedział imiona zmarłych przyjaciół nie pozwolił mi zapytać, o jaki dokładnie Zakon mu chodziło. - Ale jeżeli chcesz wiedzieć... Powiem ci. - Odchrząknął lekko. - Tej nocy, gdy dowiedziałem się o śmierci Potterów, postanowiłem znaleźć Pettigrew i zabić go. Jednak kiedy spotkałem go na ulicy, ta mała Glizda wywołała u mnie wahanie. Tylko ten moment wystarczył, aby rzucił w Dorcas zaklęciem uśmiercającym. Po chwili wysadził też pół ulicy i odgryzł sobie palca, aby wszyscy myśleli, że nie żyje! Tak naprawdę on wcale nie zginął! ...Zamienił się w szczura i uciekł kanałami, zatrzymując się u Weasleyów, jako ich zwierzątko domowe - dodał z goryczą.
Nie śmiałam się odezwać. Black poczuł się zirytowany narastającą ciszą.
- Mogę cię mieć za sojusznika? - spytał w końcu.
Momentalnie poderwałam się z miejsca.
- Hola, hola, Black! - warknęłam, oddalając się od jego cały czas siedzącej postaci. - Dobrze, może i powiedziałeś mi tą swoją rzewną historyjkę, ale nie myśl, że jestem ci skłonna od tak zaufać! Jeszcze tak bardzo nie oszalałam!
- Masz więcej powodów, aby bardziej nie ufać Snape'owi niż mnie.
- Snape'a do tego nie mieszaj, chociaż prawda jest taka, że gardzę nim bardziej niż więźniami z Azkabanu!
Na moje słowa Syriusz lekko zmrużył oczy.
- Może jednak nie jesteś spokrewniona z Remusem - myślał na głos. - Zbyt pośpiesznie zdobyłem się na porównanie waszej dwójki.
- Nie znam ludzi bardziej podobnych od nas - zaprotestowałam. - Nie licząc oczywiście dwóch zidiociałych bałwanów, którzy zapewne teraz podrywają dziewczyny z roku niżej.
- Jakbym słyszał opis siebie i Jamesa. - Mężczyzna parsknął śmiechem, jednak imię martwego przyjaciela wypowiedział ze smutkiem. Remus w podobny sposób opowiadał o Potterach. - Kiedy byliśmy na piątym roku, podrywaliśmy wszystko, co się ruszało. McGonagall przyłapała nas kiedyś na obściskiwaniu się z jakimiś krukonkami pod Bijącą Wierzbą. To były czasy.
- Były. Sam sobie zgotowałeś taki los, trzeba przestać żyć przeszłością!
- Ty nadal mi nie wierzysz? - prychnął. - Myślisz, że siedzenie przez dwanaście lat było dla mnie rozrywką? - Podniósł się z ziemi. - Dzień po zamordowaniu mojej żony trafiłem do tego gówna bez procesu, gdzie przebywali najgorsi z najgorszych.
- Żony? - powtórzyłam. - Dorcas Meadowes była twoją żoną?
- Była - powtórzył gorzko. - Za jej śmierć wsadzili mnie do Azkabanu. Codziennie wmawiano mi coś, czego nie popełniłem! Wmawiali mi zabójstwo mojej Dor!
Mężczyzna stał tuż przede mną, a w jego oczach znów pojawiły się łzy.
- Muszę to przemyśleć - stwierdziłam po chwili, kierując się do wyjścia z jaskini.
- Zaczekaj! - zawołał za mną Black. - Maureen... Jaka ona jest? - spytał z nadzieją. - Widziałem ją, grającą na meczu. Jest znakomita.
- Jest znakomita - powiedziałam. - I nie zasłużyła na to, aby jej ojciec był uważany za mordercę.
Black posłał mi zaskoczone spojrzenie.
- Co to znaczy? - spytał z niepokojem.
- Jeżeli mnie okłamujesz, to wyjdę na idiotkę zamordowaną przez Syriusza Blacka. Jednak jeśli mówisz prawdę, będę miała szansę ci pomóc.
Przemieniłam się w wilka i skierowałam się w kierunku zamku.
Przyrzekłam, że wrócę jeszcze do niego i mu pomogę, jednak nie miałam zamiaru robić tego przed początkiem roku. Ta sprawa była dużo bardziej skomplikowana, niż mi się wydawało. Musiałam się nad nią dobrze zastanowić.
...
Zanim Maureen wyjechała na święta, podrzuciłam jej do kufra jej album rodzinny. Mnie i tak już bardziej by się nie przydał, a dziewczyna miała jeszcze wiele do odkrycia z jego pomocą.
Założyłam białą koszulę ze srebrnym kołnierzem i rękawami do połowy ręki oraz czarne, skórzane spodnie. Tak oto się prezentując, zeszłam na dół do Wielkiej Sali, gdzie świętowano Boże Narodzenie. W tym roku zostałam wraz z Remusem w Hogwarcie. Nie było sensu wracać do domu, bo przecież chodziło o to, aby święta były spędzone wspólnie.
Podczas świątecznego posiłku profesor Trelawney wywróżyła nam kolejną przepowiednię.
"Tam, gdzie zbierze się trzynaście osób, pierwsza, która wstanie, umrze najprędzej"
Tak jakoś wyszło przypadkowo, ale podniosłam się z miejsca, by na chwilę wrócić do pokoju po prezent dla brata. Tym samym skazałam siebie na przedwczesną śmierć.
...
Szklana Kula #3
...
Po przestronnym pomieszczeniu, które zdawało się być pokojem dziecka, krzątała się drobna czarnowłosa nastolatka o bojowej minie. Chodząc wśród różowych lalek ułożonych na półkach oraz wśród pluszowych misiów nie prezentowała się dosyć dystyngowanie. Jedynie granatowy, luźny strój sprawiał, że nie można jej było pomylić z otoczeniem. Włosy miała związane w luźny warkocz, a na jej łóżku znajdował się album o bordowej okładce. Album, w którym były zdjęcia.
Dziewczyna przez pierwszych kilka sekund nie mogła zrozumieć potęgi swojego znaleziska. Dopiero wtedy, gdy zaczęła go przeglądać, dotarło do niej, co tak naprawdę się stało. Ów zbiór należał niewątpliwie do uczniów z rocznika Remusa Lupina - nauczyciela Obrony oraz brata jej przyjaciółki. Nie miała jednak dotąd pojęcia, że ten człowiek przyjaźnił się z Syriuszem Blackiem - seryjnym mordercą, przez którego to, jak wyjaśnił jej ojciec, jej matka sporo schudła ostatnimi czasy.
Maureen nie do końca przejmowała się stanem zdrowia rodzicielki. Tak naprawdę w ogóle jej to nie obchodziło. Pochoruje i przestanie, może w między czasie zgubi też tę deprawującą chęć do trzymania swojej jedynaczki pod kloszem.
Maureen zawsze miała silne poczucie własnej niezależności, idąc do Hogwartu zyskała z powrotem wolność, której wcześniej nie otrzymała przez nadwrażliwą matkę. Ta kobieta zawsze działała jej na nerwy. Dziewczyna nie wiedziała czemu, ale zawsze głęboko w sobie czuła do niej niechęć. Tak, jakby Emily zrobiła jej jakąś krzywdę. Chociaż dziewczyna nazywała ją matką, absolutnie jej za taką nie miała. Kiedyś chciała z tym walczyć i pokochać ją na siłę, ale w końcu się poddała. Na świecie są matki niekochające swoich dzieci, dlatego też czasem zdarzają się dzieci, które nie darzą swoich mam  miłością. A jedynie wzmagającą się niechęcią.
Z ojcem tak nie miała. Był wesołym duchem z szalonymi pomysłami, które niestety nigdy nie zostały spełnione. Nigdy nie potrafiła sobie wytłumaczyć, jak taki fajny facet jak Jack mógł poślubić tak toksyczną kobietę. Wszyscy Meadowes'owie byli nudni. A z racji tego, że jej matka wywodziła się z tego rodu, odziedziczyła to po nich.
Jedno ze zdjęć szczególnie ją zaintrygowało.
Znajdowała się na nim dwójka pięknych, młodych ludzi, patrzących na siebie z zachwytem. Byli wolni i dostrzegała między nimi miłość. Jedynie podpis pod spodem wzbudził w dziewczynie wątpliwości.
Dorcas Meadowes i Syriusz Black
Dziewczyna ze zdjęcia nieznacznie przypominała jej matkę - Emily. Dorcas była jednak radosna i nie miała w sobie tego kołka, który ograniczał każdy jej ruch.
Przez chwilę Maureen bardzo mocno nie chciała iść do rodziców zapytać o tę dziewczynę, ale czuła, że inaczej nie zaśnie. A przynajmniej, że przez kilka najbliższych dni nie będzie mogła przestać o tym myśleć.
Wzięła album w dłonie i pewnym krokiem wyszła z pokoju. Stanęła w progu biblioteki, gdzie jej matka już po raz trzeci czytała artykuł z Proroka Codziennego. Chrząknęła znacząco, co w okamgnieniu zwróciło na nią wzrok matki.
Kobieta uśmiechnęła się do niej swoim sztucznym uśmiechem, a w jej oczach nadal panował chłód. Maureen nie dziwiła się już, dlaczego Suzanne nie lubiła kobiety. Sama za matką zbytnio nie przepadała.
- Mamo, mam pytanie - powiedziała na wstępie. Na tę wypowiedź przy kącikach ust kobiety pojawiły się zmarszczki. - Co to za dziewczyna? - rzuciła, pokazując matce fotografię z albumem.
Kobieta momentalnie się wyprostowała. Wzięła do rąk bordowy album, a następnie spojrzała z przerażeniem na córkę.
To było niemożliwe! Jakim cudem album dostał się w ręce dziewczynki? - pytała siebie.
- Skąd to masz? - zdobyła się jedynie na obojętny ton.
- To nieistotne. Kim jest Dorcas Meadowes? - powtórzyła dziewczyna stoicko.
- Nikim, skarbie. - powiedziała kobieta, przenosząc przedmiot czarami na najwyższą z półek w bibliotece. - Idź do pokoju i poukładaj puzzle.
- Słucham? - rzuciła. - Każesz mi układać puzzle, bo zadałam ci niewygodne pytanie? Przecież nie jestem już małą dziewczynką - uniosła się dziewczynka, doskonale wiedząc, że tym sposobem niczego nie ugra.
- Dorosła także nie jesteś!
- Co nie zmienia faktu, że chcę wiedzieć, kim jest Dorcas Meadowes. - Ponownie zdobyła się na spokój.
Nagle tajne przejście w jednym z regałów otworzyło się. Zwabiony dźwiękami kłótni Jack postanowił sprawdzić, co się dzieje.
- Skarbie, idź do pokoju! - Jego żona powiedziała stanowczo do Maureen.
- Tato! - Maureen utkwiła swoje stalowe tęczówki w mężczyznę. Ich kolor go przerażał. Tak samo jak jego żonę. Przerażała ich osoba, która była odpowiedzialna za ten kolor. - Przynajmniej ty mógłbyś mi powiedzieć? - poprosiła.
- Dorcas Meadowes - powtórzył mężczyzna, posyłając swojej małżonce znaczące spojrzenie. Było to jednak o tyle niesubtelne, że ich przybrana córka momentalnie to wyłapała.
- Macie mnie za głupią? - prychnęła, jedynie ruchem ręki sprawiając, że album znów znalazł się w jej dłoniach. Otworzyła go na właściwej stronie. - Powiedzcie kim jest ta dziewczyna?
Emily westchnęła głośno. Czując w sobie ogromną bezsilność, usiadła bezradnie na fotelu.
- Kto to? - dopytywała córka.
- To moja siostra, skarbie - powiedziała w końcu. - Moja młodsza siostra. Porzuciła nas od razu po szkole i uciekła z Syriuszem Blackiem. Dziadkowie ją wydziedziczyli.
- To dlatego o niej nie wspominacie? - spytała Maureen.
- Została przez niego zamordowana zaledwie rok po tym, jak nas zostawiła - Kobieta pociągnęła nosem.
- Byli małżeństwem? - Emily skinęła głową. - A zatem Syriusz Black, ten seryjny morderca, który ostatnio uciekł z Azkabanu, jest członkiem naszej rodziny? - Maureen wytrzeszczyła oczy.
- Był, kochanie - wyszeptała. - Był, dopóki nie zabił mojej siostry. - Położyła nacisk na te słowa.
Kobieta musiała mieć pewność, że Maureen nigdy nie dowie się prawdy. Nigdy nie dowie się o tym, że nie jest ich prawdziwą córką i o tym, że Black wcale nie był mordercą. Był po prostu niewinny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz