poniedziałek, 5 marca 2018

Rozdział 56

Rozdział 56.
..
I Mapa Huncwotów przy II Mapie bliźniaków prezentowała się dosyć blado. Po jej pożółkłym od starości pergaminie poruszały się jedynie kropki z czarnymi podpisami. Na mapie bliźniaków te postaci zdawały się być bardziej realne.
Mapie bliźniaków.
Bliźniaków.
Minął zaledwie tydzień od czasu, gdy dowiedzieli się, że jestem animagiem. Minął aż tydzień od czasu, gdy nie mogłam przywitać się z nimi rano lub odwiedzić ich w dormitorium, kiedy robiło mi się nudno.
Ich głosy już nie wpadały do mojego pokoju i nie krzyczały z ust, wykrzywionych w drwiące uśmiechy:
- Witaj, Suzanne! Gotowa na dowcip życia!
Brakowało mi ich i chociaż to nie był pierwszy raz, gdy się posprzeczaliśmy, nasz obecny konflikt wydawał mi się dziwnie poważny. Bardziej dorosły, a przecież ze słów George'a wyraźnie wynikało, że tacy nie byliśmy. Nasze charaktery nam na to nie pozwalały!
Może i miał rację, bo nieodzywanie się do siebie było zachowaniem bardzo podobnym do dzieci.
Kłamstwo podobnie.
W pierwszej chwili miałam im za złe, że po dowiedzeniu się mojej tajemnicy, byli na mnie źli, to później do mnie dotarło. Znaliśmy się pięć lat. I w każdej sekundzie podczas tak wielu spędzonych razem chwil ich okłamywałam.
Ale robiłam to dla ich dobra! Tylko pytanie, czy kłamstwo może być dobre?
Ponoć wiedza jest dobra, jednak niewiedza jest lepsza. Po gdy wiesz, to twój umysł zaczyna nad tym myśleć. Myśleć i wysuwać wnioski, które często nie pokrywają się z prawdą.
Westchnęłam ciężko.
Byłam jak Syriusz Black. Mówiłam, że białe jest białe, a później wszystkiemu zaprzeczyłam, zdradzając przyjaciół.
Zdrada jest karalna. Nawet jeżeli społeczeństwo ci jej nie wymierzy, wyrzuty sumienia nie pozwolą zapomnieć. Ach, wyrzuty sumienia. Nie dało się przed nimi uciec. Zamykając oczy, kładąc się spać, biegnąc po lesie. Za każdym razem pojawiały się i nie dawały zapomnieć.
Były jak skały - nie można ich było zniszczyć. Czarne, ciężkie skały! Na przykład skały magmowe, one były najbardziej trudne.
Spojrzałam na Mapę Hogwartu.
Większość uczniów przebywała teraz w Wielkiej Sali na uczcie Halloweenowej. Większość, ale mnie wśród nich nie było. Dzisiaj zdecydowanie nie miałam ochoty na świętowanie czegoś takiego. Widok George'a wzdychającego do Bell wywoływał u mnie odruch wymiotny. Nie chciałam się z nimi konfrontować. Nie dzisiaj. Wolałam zostać w dormitorium.
W opuszczonej i spokojnej Wieży Gryffindoru. Tu byłam bezpieczna.
Po Hogwarcie pałętało się teraz niewiele kropek. Z ogromną łatwością było namierzyć te nieucztujące elementy szkolnej społeczności.
Zwłaszcza jedna z kropek wzbudziła we mnie pewne wątpliwości. Zmierzała ona w szybkim tempie w kierunku naszego Pokoju Wspólnego. Przyjrzałam jej się dokładniej. Była opatrzona napisem: Syriusz Black!
W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć.
Dopiero gdy po dłuższym czasie nie znikała, uświadomiłam sobie, że to prawda.
Seryjny morderca znajdował się teraz w murach szkoły i zmierzał w moim kierunku. Moje serce zaczęło walić jak oszalałe.
Pośpiesznie zeszłam z łóżka. Nie dbając o włożenie butów, wzięłam szybko różdżkę z biurka i wyszłam z pokoju. Korytarz pogrążony w półmroku z drobnymi lampkami sprawił, że moje serce podeszło mi do gardła.
Być może powinnam zostać w pokoju i czekać na rozwój wydarzeń, ale w tamtym momencie o tym nie myślałam. Ruszyłam biegiem do schodów, dzielących mnie od Pokoju Wspólnego, ale gdy mijałam pierwszy schodek, jakby znikąd pod moimi stopami pojawił się Krzywołap. Potknęłam się o rudego kocura i sturlałam się ze schodów, które przemieniły się w zjeżdżalnie.
Upadłam na podłogę z hukiem. Przez chwilę byłam zbyt zszokowana upadkiem, aby w ogóle być w stanie się ruszyć. Na szczęście szybko otrząsnęłam się z tego stanu. Próbując podnieść się z podłogi, usłyszałam jak ktoś dobija się do obrazu Grubej Damy.
Nie mogłam wstać. Chyba przez nadmiar strachu, jednak i tak rozglądnęłam się za różdżką.
Nie mogłam być bezbronna w chwili, gdy do pomieszczenia wpadnie Syriusz Black. W tym samym momencie rączka przedmiotu rzuciła mi się w oczy.
- Accio! - powiedziałam w jej kierunku, a w następnej chwili miałam ją w ręce.
Wtedy obraz wyskoczył z zawiasów, ukazując mi osobę, która dobijała się do środka.
Spojrzałam z przerażeniem w tamtym kierunku, wyciągając różdżkę przed siebie.
Jednak, gdy tylko ujrzałam kto taki przygląda mi się uważnie, momentalnie wstałam z ziemi, chowając różdżkę za plecami.
- Suzanne? - zwrócił się do mnie dyrektor.
- Bo ja... - zaczęłam niemrawo. - Usłyszałam dobijanie się do...
- Tak, wiem, Black tutaj był parę chwil temu - powiedział Dumbledore.
Zza jego pleców wychylili się przestraszeni bliźniacy. Na mój widok ich oczy nieco poszerzyły się. Nie wiedząc nawet kiedy, George nagle podszedł do mnie i objął pośpiesznie ramieniem, wyprowadzając mnie z pomieszczenia.
- Profesor McGonagall, Lupin! - zwrócił się do nauczycieli, stojących na innym spoczniku. - Proszę zaprowadzić uczniów do Wielkiej Sali! Tam przeczekają noc!
...
Wraz z innymi uczniami przebywałam w Wielkiej Sali i pomagałam rozłożyć materace dla osób, które jeszcze nie zdążyły do nas dotrzeć. Jak ognia unikałam spojrzeń bliźniaków, zwłaszcza George'a zerkającego na mnie z pretensją. Z pretensją o to, że wyszłam z dormitorium naprzeciw Syriusza Blacka.
Gdy skończyłam wykonywać przydzielone mi zadania, usiadłam na jednym z materacy.
Po chwili odniosłam wrażenie, że materiał ponownie ugina się obok mnie. Odwróciłam wzrok, czując jak George kładzie mi ostrożnie rękę na ramieniu.
- Już nie boli, zaleczyłam - powiedziałam głosem pełnym skruchy i oparłam głowę o jego ramię.
- Przynajmniej jedna dobra wiadomość.
- Jest też druga - stwierdziłam. - Już wiem, że jestem matołem.
- Wcześniej nie wiedziałaś?
- Chyba nie. - Westchnęłam ciężko. - Mogę liczyć na wybaczenie? - dodałam z nadzieją, lekko drwiąc z chłopaka.
- Nie usłyszałem magicznego słowa - dopomniał się.
- Przepraszam - powiedziałam. - Ale coś czuję, że to za wiele nie zmieni.
- Jak to nie? - wtrącił się Fred, siadając po mojej drugiej stronie. Na jego twarzy gościł uśmiech.
- Nie wiem. Ja bym sobie nie wybaczyła - odparłam, pociągając nosem.
- Na szczęście my nie jesteśmy tobą, Suz - pocieszyli. - I dlatego ci wspaniałomyślnie wybaczamy.
- To nie dowcip? - Mój humor był daleki od wesołości.
- Nie tym razem - powiedział Fred. - Poza tym zrobiliśmy listę rzeczy za i przeciw.
- I co wam wyszło?
- Że będziemy posiadać więcej korzyści, mając cię po swojej stronie. - George przysunął mnie bliżej siebie.
- Cieszę się - stwierdziłam.
- My też, a teraz powiedz nam, czemu nie było cię na uczcie? - Fred przeszedł do rzeczy.
- Bo mi się nie chciało.
- Tylko dlatego? - Uniósł prawą brew.
- Tak myślę - skinęłam. - A wy jakim cudem znaleźliście się tak szybko przy obrazie Grubej Damy?
- Zobaczyliśmy Blacka na Mapie Huncwotów, kiedy zmierzaliśmy w jego kierunku, Gruba Dama się wydarła, przez co zaraz za nami pojawił się Dumbledore. I tym samym reszta szkoły.
- Zaraz, zaraz! - przerwałam. - Czyli nie widzieliście Blacka na żywo?
- Nie, ale skoro udało mu się uciec tak szybko, to oznacza, że musi używać bardzo zaawansowanej czarnej magii.
- Być może... - przytaknęłam w momencie, gdy dostrzegłam postać brata idącą szybko w naszym kierunku.
- Suzanne, spotkanie prefektów - stwierdził poważnie.
- Teraz? Chyba żartujesz?
- Takie masz obowiązki - odparł, chociaż widziałam, że jemu także nie podoba się ta opcja.
- Widzimy się później - powiedzieli bliźniacy, gdy wstałam.
...
- Posłuchajcie mnie bardzo uważnie - zwrócił się do prefektów Remus, stając przy katedrze w sali, gdzie się właśnie znajdowałam. - Z powodu wątpliwego bezpieczeństwa w Hogwarcie profesor Dumbledore kazał zaangażować was w nocnym patrolowaniu korytarzy.
- Czy Black nadal znajduje się w zamku? - spytała jakaś blondynka w ślizgońskim mundurku.
- Nie wiemy - przyznał mój brat. - Będziemy o tym wiedzieć nad ranem. - Dziewczyna skinęła głową. - A teraz pozwólcie, że podzielę was w pary. Będziecie się zmieniać co dwie godziny, pierwszy dyżur obejmą - Zerknął na listę w dłoniach. - Suzanne Lupin i Cedrik Diggory.
Na mojej twarzy pojawiło się niedowierzanie.
- Czy nie da się... - Jednak Remus uciszył mnie ruchem ręki.
- Nie tym razem, Suz - stwierdził, a ja niechętnie podniosłam się z miejsca.
Wyszłam z pomieszczenia, nawet nie oglądając się za puchonem. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie teraz.
Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, już chwilę później chłopak szedł obok mnie.
- Teraz będziemy mieli okazję, aby porozmawiać - stwierdził.
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać - odparłam.
- Suzanne, zdajesz sobie sprawę, że w tym momencie zachowujesz się jak dziecko? - zadrwił.
- Dlatego z tobą zerwałam - odparłam, skręcając w inny korytarz. Puchon zrobił to samo.
- Dałabyś mi przynajmniej jakiś rozsądny powód!
- Nie chcę się z nikim spotykać w tym wieku.
- Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało?
- Wcześniej nie widziałam, że to tak fatalnie odbija się na mojej przyjaźni z bliźniakami.
- A więc to o nich chodzi! - zauważył z dumą.
Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam się kierunku chłopaka.
- Nie rozumiem, jak przez ten czas, kiedy się przyjaźniliśmy - Zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - nie dostrzegłeś, że Fred i George są dla mnie najważniejsi!
- Chyba nie zauważyłem! - Zrobił krok w moją stronę.
- Ja też tego nie widziałam - stwierdziłam. - Dopóki nie zaczęłam umawiać się z tobą.
Cedrik przez chwilę patrzył się na mnie w spokoju.
- To jest jakiś powód - stwierdził po chwili i odszedł korytarzem, z którego wcześniej przyszliśmy.
...
Cedrik Diggory był specyficznym człowiekiem. Albo wręcz przeciwnie - był nijaki. Zawsze miły, poukładany, posłuszny chłopak. Był tak różny od bliźniaków. Pewnie dlatego zaczęłam się z nim przyjaźnić. Dlatego, że chciałam odpocząć od Freda i George'a.
Jak widać takie robienie sobie wolnego od nich źle na mnie wpływało.
Postanowiłam nie robić tak już nigdy więcej.
Wtedy dostrzegłam na końcu korytarza jakiś drobny błysk. Nie namyślając się nad tym długo, wyciągnęłam z kieszeni różdżkę i ruszyłam pośpiesznie w tamtym kierunku. Wypadłam zza rogu i wtedy w oczy rzuciła mi się mała kartka leżąca na ziemi.
Czyżby to z niej wydobyło się to światło?
Podeszłam do niej niepewnie i podniosłam ją z ociągnięciem, odrobinę bojąc się tego, co zastanę w środku. Rozchyliłam lekko złączone ze sobą strony.
Chyba cię przed czymś ostrzegałem! Pamiętasz?
Nie chcesz wiedzieć, do czego jestem zdolny?
Przez chwilę wpatrywałam się w krzywe litery jak zaklęta. A jednak znów ośmielił się podrzucić mi kartkę! Musiał mieć w tym jakiś cel, skoro nie liczył się z konsekwencjami.
Cholerny Black!
Dał mi kolejny powód, abym nie chciała go znaleźć, chociaż jego postać nadal pozostała intrygującą.
...
- Matheew, wstawaj, twoja kolej w patrolowaniu - szepnęłam do drugiego prefekta Gryffindoru, który smacznie spał. Szarpnęłam nim wzburzona. - Masz patrolować korytarze! - warknęłam cicho.
- C-c-co? - zdziwił się, otwierając oczy.
- Masz patrolować korytarze, twoja kolej! - pośpieszyłam go, a chłopak po chwili rozumiejąc, zerwał się z materaca i popędził w kierunku wyjścia Wielkiej Sali, poprawiając swoją odznakę prefekta.
Zanim zdążył zamknąć za sobą drzwi, a ja dotrzeć do swojego posłania, w przejściu pojawił się Remus. Machnął na mnie ręką, przez co ja podeszłam do niego szybko.
- Możemy porozmawiać? - spytał. - Ale nie tutaj. W moim gabinecie! - Przytaknęłam jedynie, a Remus nie odezwał się do mnie, dopóki nie znaleźliśmy się w pomieszczeniu. Brat szczelnie zamknął za mną drzwi. - Dlaczego nie było cię na uczcie? - spytał.
- Bo miałam napięte stosunki z bliźniakami. - Mężczyzna zmrużył oczy.
- Oni też tak powiedzieli, ale dzisiejsze wpadanie sobie w ramiona na rozstawianiu łóżek jakoś mnie nie przekonało.
- Bo wtedy już się pogodziliśmy! - stwierdziłam pewnie.
- A ty i Cedrik... - zaczął.
- Już nie jesteśmy razem - przerwałam, siadając bez pozwolenia na krześle przed biurkiem brata. Po chwili on także usiadł.
- Rozumiem. - Potaknął. - Skąd wiedziałaś, że Black znajduje się przed wejściem do Pokoju Wspólnego?
- Przez wrzaski Grubej Damy trudno się było nie zorientować.
- Przecież na ściany Wieży Gryffindoru zostało rzucone zaklęcie wyciszające - przyuważył. Zabawne, właśnie on i Huncwoci rzucili to zaklęcie.
- Widzisz, jak się musiała wydzierać! - zadrwiłam, patrząc na niego wyzywająco.
- Suzanne to nie jest zabawa!
- Brzmi trochę jak przesłuchanie - przyrównałam.
- Taką spełnia funkcję. - Zmrużył oczy. - Suzanne, powinnaś mi mówić o wszystkim, co spotyka cię w Hogwarcie!
- Tydzień temu miałam zatrucie przez nieświeże żelki Angeliny - parsknęłam.
- Błagam cię, Suzanne. Black jest osobą niepoczytalną!

***
Pozwolę sobie teraz na krótkie zakończenie.

Otwieram oczy - widzę ciemność.
Zapalam światło - także widzę mrok.
Próbuje uciec z boru gęstwiny - nic nie widać, czarno.
Proszę o pomoc ludzi - ich serca są skamieniałe... jak bazalt.

Wołam o pomoc:
Me echo niesie się z światłem.
Jednak noc prędsza od dnia,
Zdążyła przegonić me wrzaski!

Walczę z tym, walczę ze strachem.
Jednak on liczniejszą ma armię,
Armię bólu, cierpienia, łez wielu.
Krew niewinnych zostaje przelana!

Ja uderzam się w pierś, lecz nie mogę,
Nie mogę wyrwać się z tej obłudy obrazu!

Jego autor niestety był mściwy,
Namalował go na płótnie szerokim.
Tak bardzo niepojętym przeze mnie,
Że przez życie nie wiele osiągnę!

Padam na kolana, składam dłonie.
Patrzę w gwiazdy i szepczę naiwnie:
Wyrzuty sumienia, ja tu sama jedna,
A wy jesteście tak liczne...

Tytuł: Uczucie Bazaltu Autor: Suzanne Lupin

2 komentarze:

  1. Okej to już oficjalne - zaczynam żyć tylko dla poniedziałku i piątku :D Dzięki wielkie za te wszystkie rozdziały, które piszesz. Naprawdę umilasz mi dzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc humor poprawił mi się od razu :D
      Cieszę się, że ta opowieść wciąga Cię coraz bardziej i mam nadzieję, że długo jeszcze się nią nie rozczarujesz ;)
      Pozdrawiam,
      Autorka - Suzanne Rose Lupin

      Usuń