poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Rozdział 140


Otarł pot z jasnego czoła i ustawił ciało w postawie wyjściowej. Kuzynka okazała się lepszym przeciwnikiem, niż początkowo myślał, dlatego teraz wziął sobie za punkt honoru, aby to ona wylądowała na posadzce.
- Przygotuj się na porażkę - ostrzegł Malfoy, zaciskając szczękę i unosząc lekko różdżkę.
- Tak jak na tamte trzy poprzednie należące do ciebie. - Uśmiechnęła się drwiąco Black i upuściła różdżkę na podłogę. Chłopak zmarszczył brwi, koncentrując się na spadającym przedmiocie. - Skucha! - zakrzyknęła.
Zaklęcie odpychające uderzyło w jego klatkę piersiową, pozbawiając go równowagi. W czasie gdy podnosił się z ziemi, Maureen podniosła różdżkę i teleportowała się za niego. Oberwał upiorogackiem i znów poleciał jak długi.
- Nie daruję ci tego! - warknął, przewracając się na plecy i w chwili, gdy miał oberwać czarem wstrząsonośnym, zamachnął się różdżką, uderzając w Maureen antyzaklęciem.
Dziewczyna zdążyła tylko rzec kurwa. Oberwała w sam środek ciała, unosząc się pod wpływem uderzenia w powietrze i koziołkując prosto na ścianę.
Gdy już miała uderzyć w skalny pion, jej ciało znalazło się w zawiesinie i zostało sprowadzone na dół.
- Malfoy? - Przez Pokój Życzeń poniósł się głos profesora Hooda. Blondyn stał przy wejściu, obserwując wszystkich zgromadzonych z niemniejszym zaskoczeniem, co uczniowie jego. - Zabini, Grengras? - Suzanne miała ochotę wymieniać dalej, ale nie znała pozostałych ślizgońskich nazwisk.
Maureen zamarła. Wszedł tutaj, nie używając żadnych zaklęć. Znaczy że znał hasło. A teraz jeszcze wzywa do siebie ślizgonów!
- Ty pieprzony kłamco! - warknęła Black, podnosząc się z ziemi i chcąc zamachnąć się na Malfoya Cruciatusem. Miała już w dupie wszelkie konsekwensje. Ten dupek zdradził ich, lecąc do znienawidzonego nauczyciela.
- Nie daruję ci - zagroziła, puszczając strumień czerwonego światła. Jednak nim zaklęcie zdołało ugodzić w Malfoya, na jego celowniku znalazł się znikąd profesor. Musiał się teleportować.
Szkarłatna smuga oblała ciało mężczyzny, rzucając nim po posadzce. Z jego gardła wydobył się absurdalnie kobiecy głos.
Przez metamorfomagiczne ciało Suzanne przeszło milion uderzeń, kopnięć i uszczypnięć w sekundę. Miała wrażenie, że przejeżdża ją czołg i uderza atomówka, łamiąc każdą kość i mięsień. Uratowała Malfoya, ale nie mogła zatrzymać pędzącego zaklęcia.
Nagle wszystko się uspokoiło. Próbowała się podnieść, ale jej członki zesztywniały.
Tak mocny atak odbił się w jej sztucznej postaci, nie pozwalając jej dłużej ukrywać prawdziwego ciała Lupin. W ostatnim momencie Suzanne zatrzymała na sobie powłokę Rogera. Dysząc ciężko, wydyszała niewyraźnie:
- Maureen, kurwa, kto cię nauczył rzucać zaklęcia niewybaczalne?
- Panie profesorze - Wokół nauczyciela zleciała się większość uczniów. Nie podchodzili tylko ślizgoni i Maureen. Oni jedynie zdawali sobie sprawę, jak ogromne dla nich konsekwencje może nieść obecność nauczyciela w tym miejscu.
- Pomóc panu? - zaproponował ktoś, lecz Suzanne zganiła go ruchem ręki i o drżących nogach, sama się podniosła.
- Jestem dumny. - Skinęła głową, uśmiechając się szczerze i serdecznie. - I zanim niektórzy z was wyciągną pochopne wnioski... Prawda Maureen? Pragnę wyjaśnić parę spraw. - Dość kłamstw, powiedziała w myślach. - Jestem członkiem Zakonu Feniksa i jeżeli ktokolwiek z was chce nas zdradzić, wyjście jest tam. - Wskazała na wrota. Wszyscy stali w miejscu, zastanawiając się, jak ten pieprzony psychol może to zarzucać im.
- Już chce pan wychodzić? - rzuciła Maureen, nie mogąc się powstrzymać. Nienawidziła tego mężczyzny i nie miała zamiaru tego ukrywać.
- Przepraszam, Maureen. Pomyliłem się, co do tego wszystkiego. Myślałem, że Draco chce cię zaatakować. Dlatego zareagowałem.
- Naprawdę? - zadrwiła dziewczyna, przepychając się przez grupę uczniów. - A mi właśnie wydawało się, że to pan ratuje Draco przede mną. Nawet nie próbuj udawać, profesorze. Nie mógłbyś tu wejść bez znajomości hasła!
- Chyba, że mam dobre intencje, Maureen. Nie ucz mnie, jak działa to pomieszczenie. Zbyt wiele razy używałem go, by nie znać jego właściwości.
- Mamy panu zaufać? - Maureen skrzywiła się.
- Tak samo jak zaufaliście nam - podsunął Blaise, czując nagle, że pod okropną prezencją profesora, kryje się człowiek walczący o dobro.
- Wy to co innego. On działa na naszą szkodę i...
- Mogę udowodnić, po której stronie stoję. - zapewnił Roger. - Zanim jednak to zrobię, muszę mieć twoje zapewnienie, Maureen, że nikt z was mnie nie wyda.
- Jest nas tu raptem piętnastu, profesorze. Bardziej wybranych już nie znajdę - zadrwiła.
Suzanne skinęła, na moment zamykając oczy. Jej ciało przybrało prawdziwą postać.
- Wiem, że Dumbledore był stary i czasem działał jak skończony kretyn i dupek, Maureen. Ale nigdy nie umarłby, zostawiając Hogwart w niepowołanych rękach. - Rozejrzała się dookoła siebie. - Tak naprawdę nazywam się Suzanne Lupin i jestem członkiem Zakonu Feniksa. Jestem tu, aby was uczyć. Wiem, że większość z was myślała, że nie żyję, jednak muszę was zawieść. Mam się dobrze i jeszcze nigdy nie było mi tak daleko od grobu.


1 komentarz:

  1. Opowiadanie ciekawe, tylko niestety literki i tło się zlewają, przez co źle się czyta :(

    OdpowiedzUsuń