poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Rozdział 136

Podniosła atmosfera w pokoju dziennym nie zdarzała się praktycznie nigdy. Zawsze któryś z Weasleyów prowadził w niej swoją prywatną awanturę, krzycząc o rzeczach, które nie interesowały innych członków rodziny. Teraz było inaczej. Rudzielcy milczeli, wmieszani w tłum pozostałych ludzi z Zakonu. Każdy patrzył na Dumbledore'a z oczekiwaniem. Na większości twarzach malowała się też rezygnacja.
- Witam wszystkich na dzisiejszym zebraniu, na którym chcę podsumować kilka faktów. - Starzec rozsiadł się wygodnie w fotelu i oplótł palce wokół gorącej filiżanki, która dawała mu ciepło. Trudno było zmieścić trzydziestu ludzi na piętnastu metrach kwadratowych, dlatego większość z nich siedziała na podłodze. Część, tak jak starzec, w fotelach, a jeszcze nieliczni podpierali ściany i regały z ksiązkami. Suzanne stała w drzwiach razem z Vincentem, który nie wzbudzał absolutnie niczyjego zaufania.
- Naprawdę musisz taki być? - syknęła najciszej jak potrafiła, ignorując słowa Dumbledore'a.
- Taki czyli jaki? - Zacisnął zęby.
- Nie pomagasz mi, aby cię przyjęto do Zakonu, zachowując się jak arogancki śmierciożerca.
Spojrzał na nią z drwiną.
- Suzy - szepnął. - Ja nie będę w Zakonie. Nie chcę się pakować z jednej sekty do innej. Muszę mieć ciebie po swojej stronie. To wszystko.
Marszcząc brwi, skierowała wzrok na starca.
- Pewnie większość z was nurtuje sytuacja z ostatnich dni. Wesele Billa i Fleur. Zostało ono przerwane przez informację od Kingsleya, a następnie zaszczycone obecnością śmierciożerców. Dlatego właśnie Suzanne i Syriusz zostali niezwłocznie ewakuowani, co wywołało dezorientację wśród niektórych z was... - Uśmiechnął się poczciwe do George'a. - Są to osoby poszukiwane przez Śmierciożerców, a obecnie też i przez ministerstwo będące już pod rządami Voldemorta. Na inwigilację państwa nic nie możemy poradzić. Nasze wszystkie polityczne wpływy właśnie przestały istnieć. Jedyną nadzieją jest obecnie uczniowie w Hogwarcie, lecz szkoła nie pozostanie neutralny. Chcę przydzielić wam dzisiaj zadania i podzielić się z wami ofertą, jaką złożył mi niedawno pewien młody człowiek. - Na twarzy Vincenta pojawił się grymas zniecierpliwienia. - Po pierwsze radio Zakonne. Chcę, żeby jego audycje były prowadzone częściej i intensywniej. Poradzicie sobie z tym chłopcy, prawda?
- A co ze mną? - wtrąciła Lupin, czując, że stojący obok niej chłopak się uśmiecha.
- Zaraz przejdę do oferty Vincenta, cierpliwości. - odkaszlnął, zbywając ją.- Wszystkie dotychczas prowadzone misje nakazuję uintensywnić i doprowadzić do końca do końca tego roku. Część z was miało za zadanie śledzić śmierciożerców. Macie jeszcze miesiąc na dostarczenie zaległych raportów. I tak wiele to nie dawało, poza siwymi włosami na głowie. - Przerwał na chwilę. - Kwatera Zakonu zostaje tutaj. Nora póki co jest najbezpieczniejszym miejscem.
Skierował swoje spojrzenie na Lupin.
- Vincent od września zostanie mianowany nauczycielem eliksirów, ponieważ Śmierciożercy przejmują Hogwart. Snape zostanie dyrektorem Hogwartu. Zostanie zatrudniony asystent na lekcje transmutacji. Suzanne... - Zrobił dramatyczną pauzę. - Od września jako nauczyciel pod przykrywką będziesz odpowiedzialna za Gwardię Dumbledore'a, rozumiesz?
Dziewczyna zamarła. Transmutację? Już jak musi być w Hogwarcie, nie może zastępować Filcha? gotować w kuchni, a nie być nauczycielem! I w innym okresie! Dlaczego będąc na celowniku Voldemorta, zostanie wrzucona w same epicentrum jego działań! Jej przerażony wzrok błądził z dyrektora na brata, Vincenta i wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu.
- Ja się nie zgadzam! - Głos nagle zabrał Remus, do tej pory uczestniczący biernie w spotkaniu. - Nie zgadzam się, dyrektorze, na to, by Suzanne znów podejmowała się takiego niebezpieczeństwa. I to pod nosem śmierciożerców! Już nie pamiętasz, co wydarzyło się ostatnim razem?
- Daj spokój, Remusie - wtrącił Vincent. - Już miałeś szansę na bycie profesorem. Teraz nadszedł czas na kolejnego Lupina w szkolnej kadrze.
- Ale nie w takich okolicznościach i nie za taką cenę! - zaprzeczył.
Suzanne wzięła głęboki wdech.
- Przecież... - wystękała w końcu. - Ja nie mam do tego najmniejszych kwalifikacji! - zaprotestowała.
- Znasz materiał zajęć transmutacji. Poza tym będziesz tylko asystentem. Chodzi o to, byś była blisko uczniów. Ja ich niestety nie będę mógł już prowadzić.
- Co się stało, Dumbledorze? - spytała Minerwa z troską.
- Jak wiecie cudem uniknąłem śmierci na wieży astronimicznej przed wakacjami. Voldemort nie zaprzestanie, póki nie zostanie panem czarnej różdżki, a z resztą moje dni i tak były już policzone od dawna. To tylko zbędne odkładanie w czasie.
W pomieszczeniu zapadła głucha cisza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz