***
Rudzielec przetarł dłonią spocone czoło, krzywiąc się na wilgotną substancję na skórze. Bycie detektywem miało swoje wady i zalety. Pisanie sprawozdań zaliczało się zapewne do tych pierwszych.
Westchnął ciężko, wyostrzając wzrok na białą kartkę. Od przeszło godziny nie zapełniła się o choćby jednego kleksa. Fred nie był dobrym pisarzem - jeśli można to tak nazwać. A bynajmniej nie pomagała mu w tym trzecia kawa i wybijana przez zegar czwarta w nocy.
Jeden odgłos kukułki.
Drugi odgłos kukułki.
Trzeci odgłos...
Fred rzucił w kierunku sztucznego ptaka czar, którego ogień zajął ogon zwierzęcia. Znów w pomieszczeniu nastał spokój.
Jego kawa wystygła. I poczuł lekki kurcz w żołądku - zrobił się głodny.
Pomimo niechęci resztek racjonalnych myśli, podniósł się z ulgą z krzesła i podszedł do chlebaka, z którego wyjął wczorajszego bajgla. Ugryzł soczysty kęs ciasta.
Jeśli będzie się tak ociągał w tej robocie, Dumbledore prędzej niż później zastąpi go kimś innym. Może Georgem, aby zająć jego myśli?
Odłożył bułkę na blat i wrócił do stołu. Upił łyk kawy, a gorzka ciecz podrażniła jego kubki smakowe. Nie lubił tego napoju. Ale nic innego nie rozbudzało go tak skutecznie.
Wziął długopis do ręki i nieświadomie przygryzł jego rysik zębami, rozprowadzając na wargach niebieski tusz.
Lucjusz Malfoy jest w posiadaniu czaszki w celach osobistych. Jego pośrednik - Andrew Snake - jest skory sprzedać ten artefakt za pewną sumę Adamowi Mantle'owi. Adam Mantle wyraża chęć nabycia czaszki pod warunkiem zbicia ceny. Ta cena wynosi kilku cyfrową sumkę - istnieje cień szansy, iż informacje mogą być formą płatności.
Czy te kilka zdań wystarczą jako dwumiesięczny raport?
Fred znajdował się teraz w przestępczym środowisku, a tam przecież nie liczył się czas a autentyczność nabywcy.
Adam Mantle jest wg Andrew Snake'a dobrym nabywcą i jest w stanie mu zaufać.
...
George oparł się znużony o regał pełen kolorowych towarów swojego sklepu. Właśnie wybiła godzina osiemnasta, a Myrmidon żegnał ostatniego klienta.
Ostatnie dni były dla mężczyzn spokojne. Zajęli się produkcją gadżetów na halloween, które było oddzielane od nich przez dwa i pół tygodnia. Dość czasu, aby dostatecznie przygotować ofertę.
- George. - Usłyszał głos przyjaciela z dołu. Rudzielec niechętnie podniósł się z posadzki i wyjrzał przez barierkę.
Zmrużył oczy, aby lepiej zidentyfikować przedmiot, znajdujący się w palcach Jaya.
- Nie widzę. - Pokręcił głową, a po chwili zaczął schodzić po schodach. Kiedy stanął obok mieszańca, dostrzegł na jego twarzy przerażenie. Ku jego niechęci, jego mina chwilę później nabrała podobnego kształtu.
W dłoni mężczyzny znajdowało się czarodziejskie urządzenie szpiegowskie.
W tym momencie George ucieszył się, że nigdy nie rozmawiał o wojnie w czasie pracy. Wziął od mężczyzny pluskwę i zaczął przyglądać się jej drobnemu mechanizmowi. Nie było w niej wbudowanej kamery. Dostrzegł zaś mały głośniczek.
- Off - rzucił zaklęcie, przez które urządzenie wyłączyło się. Jego budowa nie była wielce skomplikowana.
- Należy powiadomić Dumbledore'a? - spytał Jay.
George przełknął ślinę.
- Dumbledore już wie. - Myrmidon zrobił zaskoczoną minę. - Ostatnio wezwał mnie do siebie wraz z Lee i Johnson. Powiedział, że jeśli w naszym otoczeniu pojawią się takie oznaki, będzie zmuszony wysłać nas w to samo miejsce, gdzie panią Julię i Suz.
- Wyruszycie do Leeds?
- Teleportujemy się tam. Zapewne jeszcze dziś w nocy. Tam znajduje się główna siedziba śmierciożerców.
- Och, a więc są już wiadomości od nich? Myślałem, że zajmie im dłużej lokalizacja...
- Nie wiemy tego od Suzanne i Julii. Pewna mieszkanka tamtych okolic to dobra znajoma Dumblesore'a. Poinformowała go krótko po tym, gdy wyjechały dziewczyny. Swoją drogą one nie dały o sobie jeszcze żadnego odzewu od czasu, gdy wyjechały.
- W takim razie dobrze że jedziecie. Zobaczycie, czy u nich wszystko w porządku.
…
- Idziesz na to? - warknął w jego kierunku karzeł o ciemnych włosach.
Fred dopił swoje whisky do końca.
- To brzmi jak obraza - odparł, podnosząc się z barowego stołka i ściągając płaszcz. Postura wyimaginowanego Adama Mantle'a była masywniejsza od rzeczywistej Weasleya. Meżczyzna miał silnie zarysowane bary i siłę w rękach. W porównaniu do niskiego faceta przed nim był wręcz olbrzymem.
Fred otarł twarz Adama wierzchem dłoni, a po chwili skierował palce w kierunku karła, ustawiając się naprzeciw niego.
- Na trzy! - krzyknął z ekscytacją sędzia; jeden z bliższych znajomych Snake'a, który gorąco kibicował striptizerce, wyginającej się w drugiej stronie baru i tylko kąem oka obserwował nadchodzącą walkę. - Raz. - Fred uniósł w górę lewy kącik ust. - Dwa. - Publiczność jeszcze mocniej ścieśniła się do tyłu i nagle ucichła. - Trzy!
W tym samym momencie dwa zaklęcia uderzyły w siebie, powodując spięcie.
Stawka była wysoka, więc Fred nie mógł lekceważyć przeciwnika. Dzięki drobnemu ciału, był giętrzy i szybszy. Mógł zaatakować celniej. Miał przewagę też w tym, że to było JEGO ciało.
Weasley zacisnął szczękę.
Kierował w przeciwnika zaklęciami, za które w Hogwarcie już dawno zostałby wydalony.
Czuł na swoim czole intensywne strużki potu - podobnie sytuacja miała się na jego plecach. Poczuł, że materiał koszuli zaczyna przylepiać się do jego ciała.
- Dacenescet! - ryknął, uderzając w karła tak bolesnym zaklęciem, że nawet Freda przeszedł dreszcz bólu.
Niski facet upadł na posadzkę, zostawiając na niej smugi krwi.
- Mamy zwycięzcę! - Prowadzący chwycił Adama za nadgarstek i uniósł go w górze.
Wokół rozniosły się głośne owacje.
- Mantle, Mantle! - krzyczano dookoła. Osoby, które postawiły na karła, rzucały niewybrednymi komentarzami i niechętnie opuszcały pub.
- To jest mój człowiek! - Fred na swoich plecah poczuł serdeczne uderzenie.
Andrew potrzedł go od tyłu i pogratulował mu w swoim stylu.
- Jak tak dalej pójdzie, Adam, wystawię cię na mojego głównego walczącego. A tym czasem... - Sięgnął dłonią do swojej kieszeni. - Część nagrody. - Przekazał mu czek na konkretną sumkę. - Jeśli zechcesz wziąć udział w głównych rozgrywkach, dostaniesz o wiele więcej. - Puścił mu oko.
- Zastanowię się. - Zbył go z nonszalanckim uśmiechem, podnosząc rachunek z czterocyfrową liczbą. - Alkohol dla wszystkich.
Krzyk radosnych mafiozów czarodziejskiego świata poniósł się echem po całym nokturnie.
Ostatnie dni były dla mężczyzn spokojne. Zajęli się produkcją gadżetów na halloween, które było oddzielane od nich przez dwa i pół tygodnia. Dość czasu, aby dostatecznie przygotować ofertę.
- George. - Usłyszał głos przyjaciela z dołu. Rudzielec niechętnie podniósł się z posadzki i wyjrzał przez barierkę.
Zmrużył oczy, aby lepiej zidentyfikować przedmiot, znajdujący się w palcach Jaya.
- Nie widzę. - Pokręcił głową, a po chwili zaczął schodzić po schodach. Kiedy stanął obok mieszańca, dostrzegł na jego twarzy przerażenie. Ku jego niechęci, jego mina chwilę później nabrała podobnego kształtu.
W dłoni mężczyzny znajdowało się czarodziejskie urządzenie szpiegowskie.
W tym momencie George ucieszył się, że nigdy nie rozmawiał o wojnie w czasie pracy. Wziął od mężczyzny pluskwę i zaczął przyglądać się jej drobnemu mechanizmowi. Nie było w niej wbudowanej kamery. Dostrzegł zaś mały głośniczek.
- Off - rzucił zaklęcie, przez które urządzenie wyłączyło się. Jego budowa nie była wielce skomplikowana.
- Należy powiadomić Dumbledore'a? - spytał Jay.
George przełknął ślinę.
- Dumbledore już wie. - Myrmidon zrobił zaskoczoną minę. - Ostatnio wezwał mnie do siebie wraz z Lee i Johnson. Powiedział, że jeśli w naszym otoczeniu pojawią się takie oznaki, będzie zmuszony wysłać nas w to samo miejsce, gdzie panią Julię i Suz.
- Wyruszycie do Leeds?
- Teleportujemy się tam. Zapewne jeszcze dziś w nocy. Tam znajduje się główna siedziba śmierciożerców.
- Och, a więc są już wiadomości od nich? Myślałem, że zajmie im dłużej lokalizacja...
- Nie wiemy tego od Suzanne i Julii. Pewna mieszkanka tamtych okolic to dobra znajoma Dumblesore'a. Poinformowała go krótko po tym, gdy wyjechały dziewczyny. Swoją drogą one nie dały o sobie jeszcze żadnego odzewu od czasu, gdy wyjechały.
- W takim razie dobrze że jedziecie. Zobaczycie, czy u nich wszystko w porządku.
…
- Idziesz na to? - warknął w jego kierunku karzeł o ciemnych włosach.
Fred dopił swoje whisky do końca.
- To brzmi jak obraza - odparł, podnosząc się z barowego stołka i ściągając płaszcz. Postura wyimaginowanego Adama Mantle'a była masywniejsza od rzeczywistej Weasleya. Meżczyzna miał silnie zarysowane bary i siłę w rękach. W porównaniu do niskiego faceta przed nim był wręcz olbrzymem.
Fred otarł twarz Adama wierzchem dłoni, a po chwili skierował palce w kierunku karła, ustawiając się naprzeciw niego.
- Na trzy! - krzyknął z ekscytacją sędzia; jeden z bliższych znajomych Snake'a, który gorąco kibicował striptizerce, wyginającej się w drugiej stronie baru i tylko kąem oka obserwował nadchodzącą walkę. - Raz. - Fred uniósł w górę lewy kącik ust. - Dwa. - Publiczność jeszcze mocniej ścieśniła się do tyłu i nagle ucichła. - Trzy!
W tym samym momencie dwa zaklęcia uderzyły w siebie, powodując spięcie.
Stawka była wysoka, więc Fred nie mógł lekceważyć przeciwnika. Dzięki drobnemu ciału, był giętrzy i szybszy. Mógł zaatakować celniej. Miał przewagę też w tym, że to było JEGO ciało.
Weasley zacisnął szczękę.
Kierował w przeciwnika zaklęciami, za które w Hogwarcie już dawno zostałby wydalony.
Czuł na swoim czole intensywne strużki potu - podobnie sytuacja miała się na jego plecach. Poczuł, że materiał koszuli zaczyna przylepiać się do jego ciała.
- Dacenescet! - ryknął, uderzając w karła tak bolesnym zaklęciem, że nawet Freda przeszedł dreszcz bólu.
Niski facet upadł na posadzkę, zostawiając na niej smugi krwi.
- Mamy zwycięzcę! - Prowadzący chwycił Adama za nadgarstek i uniósł go w górze.
Wokół rozniosły się głośne owacje.
- Mantle, Mantle! - krzyczano dookoła. Osoby, które postawiły na karła, rzucały niewybrednymi komentarzami i niechętnie opuszcały pub.
- To jest mój człowiek! - Fred na swoich plecah poczuł serdeczne uderzenie.
Andrew potrzedł go od tyłu i pogratulował mu w swoim stylu.
- Jak tak dalej pójdzie, Adam, wystawię cię na mojego głównego walczącego. A tym czasem... - Sięgnął dłonią do swojej kieszeni. - Część nagrody. - Przekazał mu czek na konkretną sumkę. - Jeśli zechcesz wziąć udział w głównych rozgrywkach, dostaniesz o wiele więcej. - Puścił mu oko.
- Zastanowię się. - Zbył go z nonszalanckim uśmiechem, podnosząc rachunek z czterocyfrową liczbą. - Alkohol dla wszystkich.
Krzyk radosnych mafiozów czarodziejskiego świata poniósł się echem po całym nokturnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz