piątek, 9 listopada 2018

Rozdział 114


W słodkiej samotni jakiegoś zapomnianego przed laty pomieszczenia, cisza była przerywana przez cichy oddech Lupin, wpatrujacej się z utęsknieniem w gładką taflę bogatozdobionego lustra. Zwierciadło EinEgarp, jak głosił napis na ozdobnej ramie, przykuwało uwagę, a żaden człowiek nie mogł się dobrowolnie od niego oderwać.

Nic więc dziwnego, że kiedy Suzanne uzupełniała kolejne dokumenty administracji Zakonu i natrafiła na akt własności tego artefaktu, została owładnięta przez ciekawość i poszła przyjrzeć się temu przedmiotowi.

Po godzinie wpatrywania się w nie, nadal miała identyczny wyraz twarzy do tego, kiedy tu weszła. Obraz kryjący się w tafli zawładnął nią bez reszty i przyciągał do siebie jak magnez - nie pozwalał siebie opuścić.

Dziewczynie zdawało się, że odbicie woła do niej nieśmiałe propozycje przystania do niego. "Dołącz do nas, Suzanne... spójrz jak jest nam cudownie"

Lupin przygryzła dolną wargę, staczając w sercu ciężką walkę uczuć z rozumem.

Z jednej strony widok jej w objęciach George'a był wspaniałym przeżyciem, z drugiej zaś zdawała sobie sprawę z tego, że to była jedynie skąpa iluzja - a jednocześnie, jak się okazało, jej najskrytrze pragnienie.

- Co widzisz w zwierciadle? - rzucił w jej kierunku Dumbledore spokojnym tonem.

Dopiero teraz oderwała wzrok od szklanej tafli. Nawet nie zauważyła, kiedy profesor pojawił sie w pomieszczeniu. Westchnęła lekko i przełykając ślinę, odwróciła się plecami do lustra już na dobre.

- Ciężko to okreslić - mruknęła niechętnie, ganiąc się w myślach za samolubstwo. Trwała wojna! Niewinni ludzie byli torturowani i mordowani, a jej największym pragnieniem w tym momencie było znalezienie sie w ramionach pewnego rudzielca i posmakowanie jego warg. Żałosne.

- To nie jest samolubne, Suzanne - Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie.

Nastolatka zmarszczyła czoło.

- Jak profesor wtargnął do moich myśli? Przecież...

- Nie zrobiłem tego, kochana - Szybko pokręcił głową. - Ale już nie raz widziałem osoby siedzęce przed tym zwierciadłem. Patrząc na człowieka można łatwo wywnioskować, czego najbardziej pragnie. A poczucie bezgranicznej miłości i bezpieczeństwa nie jest samolubne, Suzanne. Stanowi raczej świetną motywację na wygranie wojny.

Przygryzła dolną wargę, spuszczając głowę.

- Twojego brata ostatnio prześladowały podobne myśli co ciebie - dodał po krótkiej chwili milczenia. - Nimfadora zawróciła mu w głowie. Właściwie się cieszę...

- Lepiej, że Remus zajął sobie głowę czymś innym niż nadchodzącym końcem - wtrąciła posępnie.

- Wojna nie zawsze oznacza koniec - poprawił profesor.

- Nie dla wszystkich. Ale nie oszukujmy się, że wielu z naszych sprzymierzeńców nie zginie...

- Aby pozostali mogli żyć w lepszym świecie, Suzanne - tym razem to on wszedł jej w słowo. - Wojna nie zawsze musi oznaczać koniec. Tak samo jak porażka nie zawsze musi oznaczać klęskę.

- To się wyklucza, profesorze.

- Być może, Suzanne. Ale czy życie nie polega własnie na sprzecznościach?

- Może i tak ale...

- One nadają mu smak. Bez wojny nie byłabyś w stanie cieszyć się pokojem. A bez świadomości końca, być może Remus nie byłby w stanie cieszyć się kwitnacą miłością.

Dziewczyna westchnęła ciężko. Dumbledore miał rację; jak w wielu innych sprawach. 

Przekręciła głowę w stronę zwierciadła, gdzie ona i George trzymali się za ręce.

...

Przemierzał ciemny korytarz, w którego końcu majaczyło światło wydobywające się z przytulnej kuchni. Wraz z rozpoczęciem się września, pogoda w Anglii zmieniła się diametralnie i teraz przez większość czasu tylko lało. Mężczyzna pojawił się z ulgą w ciepłym pomieszczeniu.

Przy szerokim stole zasiadali prawie wszyscy członkowie Zakonu, wyłączając pracowników Hogwartu, którzy musieli się zająć nowoprzybyłymi dziećmi.

Czuł, że jego obecność nie wywołała jednak zbytniego zadowolenia w zgromadzonych. A przynajmniej w konkretnych osobach, na których uwadze mu zależało. Remus i Syriusz posłali mu zaskoczone spojrzenia, Nimfadora złożyła usta w cienką linię, a bliźniacy Weasley wpatrywali się w niego jak zaklęci.

Czyżby się stęsknili? - uśmiechnął się w duchu i skłonił się w kierunku Dumbledore'a.

Zajął wolne krzesło prawie przy ciepłym piecu, a na blacie przed nim momentalnie pojawiła się wyczarowana filiżanka świeżej kawy. Nie odmówił sobie tej przyjemności. Zwilżył górną wargę i koniuszek języka w tej gorzkiej cieszy.

Przeszedł go dreszcz zadowolenia.

Dobrze było się znaleźć tutaj z powrotem.

- Możemy zaczynać - rzekł nagle Dumbledore, a spojrzenia co poniektórych skierowały się na drzwi.

Blondyn także zerknął na przejście. Jego oczy momentalnie pociemniały, a usta wykrzywiły się w uśmiechu. Lupin wyglądała inaczej, niż ją zapamiętał.

Długie włosy sięgające trochę za łopatki i błękitne kocie oczy. Wiśniowe usta i lekko zarysowane kości policzkowe. Stęsknił się za jej widokiem. Nie omieszkał także zjechać niżej; na jej długie zgrabne nogi, na których układały się teraz obtarte boyfriendy.

Dziewczyna uważnie przyjrzała się zgromadzonym, finalnie zatrzymując swój wzrok na nim. Patrzyła obojętnie.

Uśmiechnął się w duchu jeszcze szerzej.

A więc pogłoski o jej amnezji były prawdą - Suz nie miała pojęcia, kim dla niej był. 

Usiadła obok brata i czarnoskórej dziewczyny, która musiała znać jego tożsamość. I chociaż Alex nie potrafił zlokalizować jej twarzy w swoim umyśle, podejrzewał, że była to Angelina Johnson - przyjaciółka Lupin.

...

Suzanne czuła na swoim ciele palące spojrzenie granatowych oczu blondyna, którego wygląd coś jej przypominał. Nie potrafiła się skupić na słowach Dumbledore'a, obejmując w dłoniach czarny kubek pełen zielonej cherbaty. 

Alex Moody - kotłowało w jej głowie nazwisko mężczyzny, gdy nagle blondyn wstał; najwyraźniej dyrektor kazał mu przemówić.

- Amerykanie mają wywalone na naszą wojnę - powiedział, a z jego ust wydobył się męski głos, który nie wywołał w dziewczynie żadnych miłych wspomnień. Znała go! Nie potrafiła jednak skojarzyć z nim wspomnień... - Kiedy starasz się z nimi rozmawiać o sytuacji politycznej, oni ucinają temat i oskarżają cię o rasizm. - Kilka osób zmarszczyło brwi. - Nie pomogą nam. Takie poglądy ma większość zwykłych obywateli, co dopiero przedstawiciele ministerstwa.

- Może należy wysłać tam specjalnych ludzi - zaproponował Kingsley. - Wzięliby nas bardziej na poważnie, niż szkolącego się pojedynczego rekruta z Rosji. - Posłał blondynowi znaczące spojrzenie.

A więc tak o nas myślą - pomyślała Suzanne, natrafiając wtedy na zaniepokojone spojrzenie George'a.

Wszystko okej? - Usłyszała w swojej głowie.

Nie - W myślach nie potrafiła kłamać. Po chwili podjęła. - Kim jest ten blondyn?

George zacisnął dłonie w pięści, starannie lustrując twarz dziewczyny.

Naprawdę go nie pamiętasz?

Wiem, że powinnam i coś mi świta, ale nie mam pojęcia, do czego się odnieść. - wyjaśniła speszona.

To siostrzenie Moody'ego. Był twoim nauczycielem, kiedy opuściłaś Hogwart. - Ta myśl wydała się dziewczynie dziwinie smutna w głowie rudzielca.

Czy on nie jest za młody na bycie nauczycielem? - przyuważyła.

Zapytaj się tych, co ci go przydzielili. - Nagle połączenie zostało przerwane.

- Kinglsley, Black i Alex? - parsknął stary Moody szyderczo. - Uważasz, że z takim składem wezmą nas na poważnie, Dumbledore? - W oczach Syriusza Suzanne zauważyła iskierki nadziei. - Jak jeszcze Kingsley to dobry wybór, tak zbiegły morderca i mało znany auror to bardzo kiepski pomysł. - Pokręcił głową.

- Takimi ludźmi pokażemy im, że jesteśmy zdesperowani albo że nie bierzemy ich na poważnie, co tym bardziej ich rozjuszy.

- A czy ktoś inny zgłasza się na tę misję? - rzucił Dumbledore, przyglądając się pozostałym. Nikt nie podniósł ręki, a trzej wytypowani mężczyźni patrzyli ufnie w oczy dyrektora. - Czyli załatwione - ogłosił starzec. - Ale nie zgadzam się z tobą, Alastorze. To najlepszy wybór.

- Czyli jesteśmy zgubieni - syknął Szalonooki i podniósł się z krzesła.

- Co ty robisz? - skarciła go pani Julia.

- Wychodzę, mam za chwilę zebranie rady w urzędzie - warknął, teleportując się z trzaskiem.

- Z takimi humorami się nie dogadamy - powiedziała kobieta, rozżalona. - Dumbledorze, nic z tym nie zrobisz?

- Dowiedział się, jak wygląda sytuacja, mógł opuścić zebranie. - Wzruszył ramionami dyrektor.

- Czyli skoro ja też otrzymałem rozkazy, też mogę się deportować? - rzucił inny, nieznany Lupin z imienia, czarodziej.

- Tak, Bag. Możesz stąd wyjść chociażby i zaraz - odrzekł surowo starzec, jednak mężczyzna ani drgnął. - Dobrze, a zatem następna sprawa. Dotyczy ona Suzanne.

Dziewczyna ożywiła się nagle, a jej niepewny wzrok spocząć na dyrektorze.

- Julio, jak oceniasz jej stan? - poprosił Dumbledore, cały czas lustrując Lupin uważnie.

- W listopadzie będzie uczestniczyć w kursie na Aurora. - Blondyn zagryzł wargę na to stwierdzenie. - Pamięta istotne rzeczy, a pozostałe luki w pamięci powinny do niej wrócić samoistnie.

- Jest gotowa na wysłanie na misję? - spytał konkretnie starzec.

- Pod czyjąś opieką jak najbardziej. - powiedziała kobieta. Dumbledore skinął głową i przeniósł swój wzrok na Freda.

- Jak idzie z czaszką św. Hektora?

- Jestem niedaleko, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu - Fred wyprostował się nienaturalnie. Atmosfera w sali zrobiła się strasznie ciężka.

- Ile?

- Miesiąc - odparł Fred, nie będąc pewny swoich słów.

- George - Teraz drugi bliźniak dostał się pod ostry wzrok starca. 

Dumbledore miał już swoje lata. Był zmęczony i stary, brakowało mu i czasu, i cierpliwości, aby ogarnąć cały Zakon. W głowie dziewczyny pojawiła się straszna myśl, że dni dyrektora były już tak naprawdę policzone.

- W sklepie pałętało się kilka osób z kręgu śmierciożerców w ostatnich dniach. Nie zachowaywali sie jednak podejrzanie - odparł rudzielec, na nieusłyszane przez Lupin pytanie.

- Radzisz sobie z wszystkimi obowiązkami? Słyszałem, że w sklepie pomaga ci Suzanne. - ciągnął dyrektor.

- Jest w porządku, ale... - Nagle urwał i przeniósł wzrok na Lupin, jakby czekając na jej zgodę.

Dziewczyna skinęła niezauważalnie głową, a George wypuścił głośno powietrze z ust i podniósł się z miejsca. Przelewitował w kierunku dyrektora teczkę z papierami.

Suzanne przełknęła ślinę ze zdenerwowania.

Będzie dobrze - pocieszyła go w jego własnych myślach.

Oby - odparł chłopak, ponownie siadając na swoim miejscu.

George'owi zdawało się, że dyrektor przegląda wieki otrzymane papiery, a
kiedy już wszyscy myśleli, że to się nigdy nie skończy, Dumbledore odchrząknął i podniósł głowę znad sterty kartek.

Chłód jego niebieskich oczu spowodował dreszcz na karku rudzielca.

- Jesteś pewny, że wiesz, co robisz?

- Tak - odparł chłopak, uspokajając oddech.

Dyrektorowi wystarczyła taka odpowiedź.

- Wszystkich, którzy nie są w zarządzie Zakonu, proszę o opuszczenie pomieszczenia. Lee, Angelina, wy zostajecie. Czeka was przecież inicjacja - powiedział oschle dyrektor, a wtedy większość osób zgromadzonych w pomieszczeniu zaczęła się podnosić i wychodzić.

Suzanne także się podniosła. 

Ruszyła razem z tym osowiałym tłumem przez korytarz, a nastepnie skręciła na schody i skierowała się do górnego salonu, gdzie miała poczekać na resztę przyjaciół.

Bała się nadchodzacych miesięcy. Może nawet i lat. Jeszcze nie odczuła tego, jaki ciężar potrafi przynieść wojna, jednak już teraz zdawała sobie sprawę z jego istnienia. Czuła jak smoła zatacza się powolnie w jej płucach. Na jej nieszczęście nie była to niestety sadza z papierosów, której mogłaby sie pozbyć jednym zaklęciem.

Czuła wyrzuty sumienia, że nie jest wystarczająco gotowa na wojnę. Że mając dziewiętnaście lat, musi się z nią zmierzyć. Nie wiedziała, jaki strach musiał czuł Remus, kiedy zaczęło się to piekło. To uczucie paraliżowało ją, a co dopiero jej niegdyś młodego brata, którego rodzice zginęli, a mała siostra potrzebowała opieki.

Suzanne poczuła nagle uścisk na swoim ramieniu. Odwróciła się w tamtym kierunku i ujrzała blondyna z sali obrad, który wzbudził w niej tyle wątpliwości.

Alex wepchnął ją do najlbiższego pomieszczenia i zamykając za nimi drzwi, z całej siły przyparł ją do ściany.

- Stęskniłem się, mała - mruknął do jej ucha, po chwili całując ją po szyi. Jego dłonie 
złapały ją mocno za nadgarstki, a jego biodra naparły na jej, przygwożdżając jeszcze boleśniej do muru.

- Co ty robisz? - warknęła, próbując się wyrwać.

- Nie mów, że ze mną nie było ci dobrze. - Wzmocnił uścisk na jej dłoniach.

Dziewczyna wydała z siebie syk, a zamglone wspomnienia z udziałem blondyna nagle wróciły. Ich pierwszy pocałunek, jej pierwszy seks. Kłótnia! Fakt, że go wykorzystała.

- Sądziłeś, że jeśli cię nie pamiętam, nie będę pamiętała też tego, co pomiędzy nami zaszło? Że będziesz mógł to naprawić? - warknęła, starając się czarami odepchnąć blondyna. Niestety był dużo silniejszy.

- Suzanne - wymówił z drwiną, a na jego twarzy gościł coraz szerszy uśmiech.

- Jesteś kretynem, Moody - pisnęła, czując zaklęcie na swoim ciele. Blondyn odsunął się od niej i zaśmiał się perliście, kiedy przez Suzanne przebiegały dreszcze po oberwaniu upiorogackiem.

Dziewczyna upadła na ziemię boleśnie, atakowana przez intensywne uroki, podobne do przebiegającego w przewodach prądu.

- Pasowaliśmy do siebie - stwierdził, nachylając się nad jej bezbronnym ciałem. Jego zaklęcia cały czas ją paraliżowały. Dłoń mężczyzny powędrowała na usta dziewczyny, a jego kciuk musnął jej dolną wargę. - Tamten okres razem był cudowny, nie powinniśmy z niego rezygnować tylko ze względu na smutny koniec.

Suzanne poruszyła mocno ciałem, czując narastający ból w okolicach brzucha. 

- To że oboje byliśmy wtedy głupi, nie znaczy, że mamy siebie skreślać. - Dłoń Aleksa powędrowała na szyję dziewczyny, a następnie ześlizgnęła się na pierś, przechodząc przez brzuch i finalnie zatrzymując się na udzie.

W jego granatowych oczach malowała się żądza.

Suzanne przełknęła ślinę, próbując wyrwać się zaklęciu. Te wszystkie głupoty, które on pieprzył... Była bezbronna.

...

George obserwował czujnie Lupin, której mina z każdą kolejną chwilą przebywania na spotkaniu markotniała, dlatego też odczuł ogromną ulgę, kiedy Dumbledore kazał im wyjść.

Chłopak wstał z krzesła i podążył wzrokiem za włosami dziewczyny, która oddalała się coraz bardziej.

- Chodźmy za nią - mruknął do Freda, jednak jego brat musiał się jeszcze udać na stronę.

Rudzielec ruszył za przyjaciółką sam.

W pewnym momencie jednak jej sylwetka zniknęła mu w tłumie, a kiedy znalazł się w saloniku, który był pusty, zawładnęły nim wątpliwości. Zszedł na piętro niżej, rozglądając się za Suzanne, która na pewno poszła schodami na górę. 

Nie wiedział, czemu w jego głowie ta sytuacja wydała się niepokojąca. Rudzielec nagle poczuł potrzebę zobaczenia dziewczyny i mocnego objęcia jej, aby już nigdy nie wydarzyła jej się krzywda.

Nie poznawał siebie ostatnimi czasy!

Mijał kolejne drzwi domu Blacków i otwierał je po kolei, aby zmierzyć się z ich pustymi wnętrzami.

W jego głowie kokotłował się ten cholerny głos, że musi znaleźć Suzanne. Przyspieszył kroku, wpadając do kolejnego opuszczonego pomieszczenia. A może Suzanne jest teraz w swoim pokoju? Może zdurniał już do reszty?

Cofnął się na schody i pobiegł na górę, aby jeszcze raz daremnie wpaść do pustego pokoju dziewczyny. Zbiegając ze schodów zderzył się z Fredem, który posłał mu zaskoczoną minę.

- Co ci? - parsknął, ale George nie potrafił tego wytłumaczyć.

- Suzanne - wystękał, zdając sobie sprawę, że gdyby tak zachowywał sie jego brat, wyśmiałby go i ustawił do pionu. - Miałem jakieś cholerne przeczucie. - Wyjrzał w dół, za balustradę schodów. 

- Ne ma jej w pokoju? - rzucił Fred, a George pokręcił głową. Jego brat zamyślil się przez chwilę, a po chwili przemierzył kilka schodów w górę.

- Jeszcze raz sprawdź pierwsze. Ja się rozejrzę wyżej - polecił, znikając za stropem wyższego piętra.

George ruszył w pogoń po wyznaczonym mu piętrze. Jeszcze raz wpadał do wszystkich pomieszczeń, aż nagle usłyszał zduszony pisk zza jednych z drzwi.

Ruszył w ich kierunku, praktycznie biegnąc, a kiedy znalazł się przy nich, pchnął je z całej siły, a wtedy pierwszą osobą, jaką ujrzał, był Alex, klęczący nad ciałem dziewczyny, której szukał.

- Odsuń się od niej! - warknął, kierując różdżkę w stronę blondyna.

Mężczyzna spojrzał na niego z rozbawieniem.

- Weasley - prychnął tamten. - Naprawdę mi grozisz? - Poruszył dłonią, kierując w stronę George'a zaklęcie, którego zostało odbite.

Rudzielec odpowiedział na atak, rzucając w Alexa malagą.

Blondyn zdążył ją odbić, ale w tej samej chwili Suzanne zaatakowała go z drugiej strony.

Syknął z bólu, upadając na posadzkę.

- Wynoś się stąd! - syknął George, łapiąc Moody'ego za kark i zmuszając go do wstania.

W oczach Alexa kołatała wściekłość.

- Ona i tak będzie moja! - zarzekł się, starając się wyrwać. I może rok temu by mu się to udało. Jednak teraz George miał nad nim fizyczną przewagę. Wypchnął blondyna z pomieszczenia w momencie, gdy w ich stronę biegł Fred. 

Spojrzał ze zdziwieniem na brata, a nastepnie na Suzanne leżącą w środku. Przełknął ślinę, chwytając mocno Alexa i wykręcając mu dłonie.

Po chwili zniknął rudzielcowi z pola widzenia, wyprowadzając blondyna na parter, zapewne z zamiarem wywalenia z domu.

- George - stęknęła Suzanne, a chłopak odwrócił się pospiesznie w jej kierunku.

Przemierzył dzielącą ich odległość i ukucnął przy niej, a ona uśmiechnęła się delikatnie. Kiedy próbowała się podnieść, jęknęła, przez co George objął ją za łopatki.

Jej drobne ciało trzęsło się, będąc tak blisko niego.

- To mi przypomina - mruknęła, starając się uspokoić nerwy. - Ten epizod z boginem, kiedy mnie przed nim ocaliłeś.

Spojrzała w oczy przyjaciela, uśmiechając się do niego ciepło.

Rudzielec nie widział tego u niej od bardzo dawna. W jej błękitnych oczach pojawiły się iskierki, które zawsze przypisywał sobie; być może samolubnie.

Jego wzrok nieświadomie spełzł na jej wargi. Byli cholernie blisko, a uderzenia ich serc prawie zderzały się ze sobą.

- Przepraszam - wydusił z siebie, starając się oderwać wzrok od warg dziewczyny.

George sądził, że dziewczyna zaraz rozpłynie się w jego ramionach jak rosa.

Suzanne zrobiła jednak coś odwrotnego. Położyła dłoń na jego karku i zahaczając palcami o jego rude włosy, przybliżyła się do jego twarzy i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek, który dla chłopaka był niczym dotknięcie motylich skrzydeł.

Odwzajemnił ruchy jej warg, zatapiając się w smaku jej ust, i oddał się całkowicie tej chwili.

...

Następny rozdział to kolejny tom. Wpisy będą pojawiały się dwa razy w tygodniu - poniedziałki i piątki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz