piątek, 6 lipca 2018

Rozdział 99


...
Są pewne granice, których nie należy przekraczać. I chociaż był to chwyt poniżej pasa, wiedziałam, że nie mogę nic zrobić, bo Umbridge grała zgodnie z zasadami. Podczas ostatniego meczu Quidditcha Malfoy sprowokował Harry'ego, Freda i George'a, co skończyło się dla niego trochę brutalnie. Też coś, dwa siniaki po jednym mocniejszym uderzeniu. Gryfoni jednak przypłacili to członkostwem w drużynie. Tak, zgadza się. Straciliśmy dwóch pałkarzy i szukającego, co, nie ukrywajmy, było dotkliwą stratą, bo ta trójka była świetna w tym, co robiła!
Westchnęłam ciężko, spoglądając na Angelinę, która jako honorowy kapitan drużyny wypisywała wszystkich, którzy mogliby się nadawać do zostania przyjętym do naszego składu. Mówiła to na tyle głośno, abym mogła z jej wypowiedzi wychwycić najważniejszą myśl, ale prawda była taka, że nie za bardzo mnie to interesowało - nawet jeśli byłam jej zastępcą.
Mój wzrok wręcz nachalnie wyrywał się w stronę George'a, który siedział w kącie pokoju wspólnego i dyskutował o czymś zacięcie z Jordanem i bratem. Bujał się na krześle, odpychając się lewą nogą od blatu, a co kilka chwil robił zdziwioną minę, jakby jego rozmówcy byli jakimiś heretykami. 
W dłoniach trzymał książkę, którą czytał dopóki jego współlokatorzy nie przysiedli się do niego.
George miał bardzo ładny profil. Karcąc się za takie myśli, nadal wpatrywałam się znad zeszytu na spokojną twarz chłopaka, z którego ust od czasu do czasu wydobywały się jakieś wypowiedzi. Musiały być zabawne (lub wyjątkowo głupie) ponieważ Fred i Lee za każdym razem wybuchali śmiechem.
Założyłam kosmyk swoich jasnobrązowych włosów za ucho. Były takie proste, że czasami miałam po prostu ochotę się ich pozbyć. Ta cecha na szczęście stanowiła też doskonałą zaletę, bo dzięki temu nie plątały się i zawsze wydawały się miękkie w dotyku.
Dotknęłam delikatnie jeden z pukli opadających na moje lewe ramię.
Miękki i pachnący kokosem.
Zaklęłam, przypominając sobie eliksiry na piątym roku. George wyczuł w Amortencji właśnie ten owoc. Było to dosyć dziwne uczucie, ale cóż. Zapewne miało jakieś logiczne wyjaśnienie.
Znów skierowałam wzrok na George'a. Szlag! Patrzył tymi swoimi czekoladowymi oczami na jakąś dziewczynę, stojącą obok nich. Jawnie z nim flirtowała, a on jeszcze się dawał! Szlag! Ale musiałam się uspokoić. Nie mogłam być jak te wszystkie zakochane nastolatki w mugolskich filmach, które interweniują za każdym razem, gdy ich chłopak gada z jakąś inną dziewczyną.
Zaraz, zaraz! Suzanne, wstrzymaj konia!
Po pierwsze: nie byłam zakochaną nastolatką, po drugie nie byłam zakochana w George'u, a jedynie odczuwałam względem niego chwilowy pociąg fizyczny i po trzecie - najważniejsze - on nie był moim chłopakiem!
I niestety nigdy taki stan się nie zmieni.
- Cholera jasna! - zaklęłam trochę za głośno niż zamierzałam, bo tusz z pióra przez cały ten czas spływał swobodnie po moim nadgarstku aż do łokcia, a następnie na spodnie.
Siłą rzeczy sprowadziłam na siebie spojrzenie Angeliny i chłopaków w rogu pokoju. Na moje szczęście nie było już z nimi tej dziewczyny.
- Suzanne, spokojnie! - krzyknął Fred w moją stronę. - Złość piękności szkodzi!
- Jak na ciebie patrzę, to zaczynam ci wierzyć - odrzekłam, ruchem ręki usuwając z ubrania i siebie plamy po atramencie.
- Jakbyś patrzyła w kartkę, a nie na nas to byś się nie upaćkała. - Słowa Freda sprawiły, że zacisnęłam zęby i usiadłam na fotelu, odwracając od nich głowę.
- Nie znoszę ich - fuknęłam, na co Angelina zerknęła na nich niedyskretnie.
- Mi to mówisz? - spytała z kpiną. - Dobrze wiesz, co było pomiędzy Fredem a mną.
- Jakim cudem to się schrzaniło? W sumie pasujecie do si...
- O nie, Suz! - przerwała mi szybko, na dodatek zatykając mi usta dłonią, jakbym co najmniej wyzywała ją przy tym. - Nie pasujemy do siebie. Poza tym spójrz na niego. - Odchyliłam delikatnie głowę. - On i George to fajni kumple, zgadzam się. Ale jako stali partnerzy, czytaj randki, całusy i tak dalej, to są beznadziejni. Nie dojrzeli do tej roli.
Zmrużyłam lekko brwi.
-  Co to znaczy, że są beznadziejni?
- Są dziecinni, brak im powagi, niczego nie biorą na poważnie. Sprzedaliby nas, żeby tylko zrobić dobry numer. - Przygryzłam lekko wargę. - Suzanne...? - Angelina nagle popatrzyła na mnie z trwogą. - Czy ty się przypadkiem...
- Oszalałaś? - prychnęłam, uderzając ją dla żartu w ramię. - Prędzej umówię się z Jordanem! - zapewniłam, mówiąc odrobinę za głośno imię przyjaciela.
Rudzielce i Lee odwrócili się gwałtownie w naszą stronę.
- Też cię uwielbiam, Suzanne - zapewnił czarnoskóry, przejeżdżając po nowo wychodowanych dredach.
- A wracając - rzuciła, a ja przeniosłam na nią wzrok z zainteresowaniem. - Nie chcę nic mówić, wiesz, że bardzo lubię George'a i nie chciałabym go obrażać, ale... ostatnimi czasy coraz więcej dziewczyn się obok niego kręci.
- Też to zauważyłam. - Ponownie przygryzłam wargę i opowiedziałam przyjaciółce o jego ostatnim tekście o tym, że nie może się oderwać od nowej sytuacji.
Angelina zerknęła na chłopaków.
- Wiesz, co to znaczy? - mruknęła z rezerwą.
- Że się całowali. - Wzruszyłam ramionami.
- Co? - Zmrużyła brwi. - Nie, Suz. Oni poszli ze sobą do łóżka - mruknęła półgłosem.
Przełknęłam ślinę. On przespał się z jakąś dziewczyną? Nie wiem dlaczego, ale nagle poczułam pewne zranienie. Chociaż może była to jakaś doza hipokryzji z mojej strony, skoro ja i Alex też...
- Przecież o całowaniu nie mówiłby z takim zadowoleniem. Błagam cię, co to za sztuka pocałować się z jakąś napaloną dziewczyną?
- A co to za sztuka przespać się z jakąś napaloną dziewczyną? Z resztą - skarciłam się, czując, że niepotrzebne obrazy napływają mi do głowy. - co mnie to w ogóle interesuje? Niech robi, co chce.
Angelina zlustrowała mnie krytycznym wzrokiem.
- Jak uważasz. - Wzruszyła ramionami, a ja poczułam lekki dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Pojawiał się on tylko wtedy, gdy George znajdował się blisko.
- Co tam słychać, piękne panie? - Usłyszałam tuż przy uchu jego pociągający głos. Momentalnie wewnętrznie skazałam się na szubienicę. Podniosłam się gwałtownie z fotela, czując jego oddech na karku oraz perfumy oplatające mnie bezlitośnie. - O czym koleżanki tak zacięcie dywagują? - Posłał nam ironiczny uśmiech.
- O tobie, wiesz - fuknęłam. - Bo niby o kim innym mogłybyśmy gadać! - Wyrzuciłam ręce w powietrze.
- A tak na serio? - drążył.
- O... - zaczęła Angelina. - O tym, że Suzanne i Alex wrócili do siebie i konsumują swój cudowny związek.
 Na słowa przyjaciółki momentalnie przeszedł mnie zimny dreszcz, a kolana ugięły się pod moim ciężarem. Z twarzy George'a momentalnie zszedł uśmiech, a zastąpiło go zranienie. Nie! To na pewno było coś innego!
Przeniosłam wściekły wzrok na Johnson, która także zdawała się być zaskoczoną ze swoich słów.
- Masz jeszcze jakieś ciekawe newsy, Anielino!? - warknęłam, doskonale wiedząc, że jej słowa opływały wręcz w dwuznaczności.
Przynajmniej George przestał wykrzywiać usta w ten swój irytujący uśmieszek.
...
Na kolacji nie mogłam się skupić. W głowie wciąż kołatały mi słowa dziewczyny. Skonsumowali swój związek! Na Merlina, jak to okropnie brzmiało. Ale czy nie taka była prawda? Może nie żałowałam samego incydentu... to znaczy przespania się z nim! Błagam cię, Suz, nazywaj rzeczy po imieniu! Ale czułam, że był to zbyt odważny i pochopny krok. Że pod wpływem chwili wykorzystałam wartościowego faceta.
Współczułam Alexowi, że musiał się ze mną użerać. Z pewnością mógł sobie znaleźć dziewczynę, która by go doceniła. Cóż, tą dziewczyną nie byłam ja, bo ilekroć chciałam stanąć po stronie blondyna, w drogę wchodził mi pewien rudzielec.
Blondyn był przystojniejszy od George'a. Dobra, to zależało od gustu, poza tym oczy George'a nie miały sobie równych. Alex miał lepsze ciało. Chociaż George ostatnio chodził w podkoszulku po dormitorium, przez co nie mogłam skupić się na odrabianiu lekcji z Transmutacji. Miałam wtedy wrażenie, że on robi to specjalnie. Ta biała tkanina tak świetnie opinała jego tors. Cholera!
Alex lepiej całował! Tak, to zdecydowanie działało na jego korzyść, tyle że... wcale tak nie było. Samo spojrzenie George'a sprawiało, że uginały się pode mną kolana, więc... Alex był dobry w łóżku!
Tak, Suzanne. Zrobiłaś to z nim pierwszy raz i masz ogromne porównanie do kogokolwiek innego.
Ale było mi przyjemnie.
O nie! Wiem, do czego zmierza mój zdradziecki umysł! Nie mam zamiaru porównywać Alexa i George'a w tych sprawach!
Zwłaszcza, że to wiązałoby się z przespaniem z rudzielcem.
Momentalnie przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Myśl o tym, że chłopak mógłby znajdować się tak blisko mnie powodowała wydzielanie się w moim mózgu endorfiny. Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech, co wyglądało dosyć dziwnie, zwłaszcza patrząc na to, że wpatrywałam się w niedojedzonego gofra. W sumie straciłam już na niego ochotę - bita śmietana rozpuściła się w mleko.
- Musisz myśleć o czymś bardzo przyjemnym - zagadnął mnie nagle brat powodu mojego wynaturzenia.
- Hmmm? - Podniosłam głowę, dostrzegając uśmiechniętą twarz Freda. Gdy dotarł do mnie sens jego słów, przywdziałam na twarz powagę.
- Rumieńce się zdradzają. - Pokręcił głową i poklepał mnie po policzku.
- Spadaj! - prychnęłam, odsuwając się od niego, na co chłopak w odwecie zrobił zeza. Musiałam się zaśmiać na ten ruch. - Okey, możesz zostać. - Zgodziłam się.
- To o czym myślisz? - podrzucił.
- Za niedługo święta - powiedziałam, chwytając się najbardziej racjonalnego powodu mojej wesołości.
Bo co niby miałam powiedzieć? A wiesz, wyobraziłam sobie nago twojego brata... To musiałaby być bardzo ciekawa perspektywa. Na Merlina, Lupin!
W tamtej chwili dziękowałam wszystkim za to, że potrafiłam obronić się przed czytaniem w myślach. Aż strach pomyśleć, co by sobie wtedy ludzie o mnie pomyśleli.
- W zasadzie święta już za bardzo niedługo. Za trzy godziny odjeżdża pociąg. - Spojrzał na zegarek.
- To dobrze, że do domu wracamy w nocy. - Potaknęłam. - Będziecie na święta...
- Na Grimmauld Place. - Skinął. - Mama uparła się, że przecież nie poradzisz sobie sama z bratem i Blackiem i w ogóle.
- Nie poradzę? - prychnęłam. - Przecież jeszcze rok temu to z nimi spędzałam kolację świąteczną. Fajnie wtedy było. Syriusz podpalił nazajutrz choinkę, bo stwierdził, że jest mu za zimno. - Zachichotałam lekko, na co Fred mi zawtórował. - A Alex potrafił zachować się na cmentarzu. O dziwo.
- Alex? - powtórzył niechętnie. - Byłaś z nim na grobie rodziców?
- To taka mała tradycja, a że był u nas na świętach, to przecież nie zostawilibyśmy go samego w domu. - Wzruszyłam ramionami. - Syriusz w czasie wojny wraz z Jamesem, Lily i Pettigrew chodzili tam by wesprzeć Remusa. Opowiadał mi, że raz, kiedy ze mną poszli, mając dwa lata ...więc patrz jakim byłam cudownym dzieckiem... zdenerwowałam się na Remusa, bo było mi zimno, więc zaczęłam tak głośno płakać, że pękła pobliska płyta nagrobna. Obawiam się, że miała w tym coś wspólnego moja nieopanowana jeszcze wtedy moc.
- Mała Suzanne - rozczulił się. - Musiałaś być cudownym bobaskiem. - Chwycił mnie za oba policzki i zaczął je maltretować.
- Ej! - skarciłam go. - Zabieraj łapy, Fred!
Niechętnie spełnił moją prośbę.
- A właśnie! - Zrobił minę, jakby o czymś sobie nagle przypomniał. - To prawda, że znów jesteście razem? Ty i Alex?
- George cię przysłał? - fuknęłam, tracąc dobry humor. - Tak, a co?
Fred wyraźnie się zmieszał.
- To prawda... że wy ten... No tego no... - Spojrzał na mnie, jakby szukając pomocy.
Uniosłam wyzywająco brew.
- Naśladując Angelinę, powinieneś zapytać o konsumpcję związku. - Fred momentalnie parsknął śmiechem.
- A więc to ona powiedziała - zachichotał.
- A ty co sobie myślałeś?
- No wiesz... - Podrapał się po łokciu. - To określenie zabrzmiało tak abstrakcyjnie, że pomyślałem, że George szuka łagodnych synonimów, aby ukryć... - Nagle urwał.
- Co ukryć? - podłapałam.
- Nie wiem, czy powinienem to mówić. - Pokręcił głową.
- Fred! - warknęłam.
- Aby ukryć to, że... że chyba był o ciebie trochę zazdrosny.
Słowa chłopaka skomentowałam jedynie cichym prychnięciem. Przewracając oczami, podniosłam się z miejsca i spojrzałam w kierunku drzwi.
- Widzimy się później - mruknęłam, czując, że długo z tymi chłopakami już nie wytrzymam.
To uczucie do George'a przestawało mi się coraz bardziej podobać. Było bardzo irytujące, zwłaszcza patrząc na to, że spędzałam z nim jakieś trzy czwarte doby. Wychodząc z wielkiej sali, przystanęłam na chwilę, aby dokładniej przyjrzeć się ogromnemu plakatowi na równoległej ścianie.
Parsknęłam śmiechem na ten widok.
Na różowym tle stała Umbridge wystylizowana na Adolfa. Przełknęłam ślinę, dobrze wiedząc, że ten żart nie rozejdzie się spokojnie po kościach. Bliźniacy i Vincent przekroczyli właśnie kolejną granicę.
...
Pan Weasley trzymał się dobrze podczas świątecznej kolacji, na której pojawili się wszyscy Weasleye - oprócz Percy'ego, który nie odzywał się do nich już czwarty rok. Spojrzałam z uśmiechem na brata, gdy zegar w kuchni wybił godzinę dziewiątą, na co nikt oprócz nas nie zwrócił wybitniejszej uwagi.
- Black, zbieramy się - poleciłam, na co mężczyzna wepchnął do ust ostatnią łyżkę groszku i popił ją winem, a następnie zerwał się z miejsca.
- Hola, hola! - Głos pani Molly zatrzymał nas skutecznie. - Gdzie wy się wybieracie? - Zlustrowała nas uważnie wzrokiem.
- Luz, Molly - warknął Syriusz w jej kierunku. Ta dwójka nigdy się nie lubiła. - Kultywujemy tradycję - zapewnił dziarskim tonem, wychodząc pośpiesznie z kuchni.
Gdybym była na jego miejscu, także roznosiłby mnie entuzjazm. Nie wychodził z tego budynku od ponad pół roku - ten podły dom stawał się powoli dla niego więzieniem. Jak często powtarzał Syriusz: "wyrwałem się z Azkabanu, aby trafić do jeszcze gorszych męczarni".
- Wrócimy za góra dwie godziny. - Remus machnął ręką i także skierował się do holu. Zostałam sama przeciwko wszystkim oczom Weasleyów. Chociaż dwójka z nich doskonale wiedziała, gdzie idziemy.
- Suzanne? - Molly popatrzyła na mnie znacząco.
- Nie wiem, czy jestem dostatecznie uprawiona do tego, aby odpowiadać na to pytanie. - Wzruszyłam ramionami.
- A jeżeli coś wam się stanie? - jęknęła kobieta.
- Zapominasz chyba, że Remus i Black to absolutni mistrzowie. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Poza tym kto normlany odważyłby się zaatakować dwóch Huncwotów.
Molly skrzyżowała ręce na piersi, a jej brew powędrowała w górę.
- Możemy zabrać Freda i George'a jako ochroniarzy. - Wskazałam na bliźniaków, którzy jak na komendę podnieśli się z krzeseł. - Będą nas pilnować.
Widziałam, że pani Weasley już pragnie zaprotestować, jednak wtedy wtrącił się jedyny i niezastąpiony pan Weasley: głowa rodziny.
- Daj spokój, kochanie - mruknął słabym głosem. - Nic im się nie stanie.
Kilka minut później całą piątką staliśmy przed kamienną płytą nagrobną, gdzie znajdował się ten pamiętny cytat, który po tylu latach znałam już prawie na pamięć.
„Życie jest tylko dla odważnych, ponieważ odważni przeżywają je w całości.
Życie jest tylko dla mądrych, ponieważ mądrzy potrafią je dobrze wykorzystać.
Życie jest tylko dla prawych, ponieważ prawi potraktują je poważnie.
Życie jest tylko dla miłości, ponieważ ona nadaje mu sens.”
< Hope Lupin  14 luty 1930
< Lyall Lupin   8 listopada 1928
Zginęli śmiercią tragiczną  10 września 1978 roku na Woodcrafcie
Po tylu latach nareszcie rozumiałam też, co te pokręcone literki na nim znaczyły. Zwłaszcza teraz - w czasach rozpoczynającej się wojny - miały szczególną wartość.
Wiele razy zastanawiałam się nad ich sensem. Za każdym razem wysuwałam inne wnioski, chociaż tak naprawdę powinnam wysnuć tylko jeden.
W życiu nie jest istotna wartość ani cecha jaką się kierujesz. Tylko cel, do którego cię one prowadzą. Moi rodzice zginęli nie dlatego, że byli słabi czy opowiedzieli się za złą stroną.
Zginęli, wiedząc, że śmierć jest dopiero początkiem ich drogi.
Nieświadomie złapałam bliźniaków za dłonie i splotłam razem nasze place. Rudzielce posłali mi lekkie uśmiechy. Ech, żeby tylko zrozumienie George'a nie zajęło mi tak wiele czasu co cytatu tego nagrobka.
...
- Pamiętaj, Harry... - Usłyszałam stłumiony głos Blacka, więc nachyliłam się nad barierką. - że o człowieku nie świadczy to, jak traktuje ludzi równych sobie. - Harry skinął głową. - O nas świadczy to, jak odnosimy się do ludzi niżej nas.
Zaśmiałam się w duchu na jego słowa - hipokryta - nagle czując oplatające mnie silnie ramiona Alexa.
- Cześć - mruknęłam, umieszczając tył głowy w zagłębieniu szyi blondyna.
- Bawisz się w podsłuchy? - odparł, a ja parsknęłam nerwowo.
- Nie. - Pokręciłam głową. - Ja tylko... - Nie dokończyłam, ponieważ wargi Alexa znalazły się tuż przy moim uchu.
- Rozumiem - szepnął, a ja uśmiechnęłam się lekko. Po chwili blondyn obrócił mnie do siebie przodem. - Coś się stało? - Musnął opuszkami palców mój policzek, a jego usta powędrowały na moją żuchwę.
- Nic - stwierdziłam lakonicznie, wyrywając się z jego uścisku.
Nie mogłam dłużej znieść na swoim ciele jego dotyku, żeby nie wiem, jak ogromną sprawiał mi przyjemność.
- Suzanne, zrobiłem coś nie tak? - Zmarszczył czoło, próbując znowu wziąć mnie w ramiona.
- Zrezygnowałeś z ogromnej szansy pracy w Kanadzie - wyjaśniłam niechętnie. - Dla mnie? - dodałam z nutą pretensji w głosie.
- A dla kogo? - Blondyn uśmiechnął się kpiąco.
- Alex, ja... - Nagle urwałam. - Możesz tam jeszcze wrócić? To jest naprawdę ogromna szansa.
- Na razie zrobiłem sobie przerwę. Muszę sobie to wszystko poukładać... - zapewnił, zbliżając się do mnie i chcąc pocałować w skroń.
Zrobiłam sprawny unik.
- Alex, przestań! - warknęłam głośniej niż planowałam, co wzbudziło w chłopaku zdezorientowanie.
- Nie, Suz. To ja serio pytam, co ja ci takiego zrobiłem? - rzucił z pretensją, nonszalancko opierając się o balustradę schodów.
- Chcę, abyś wrócił na kolejny semestr: z tego co wiem zaczyna się w lipcu.
- Chcesz się mnie stąd pozbyć? - W jego głosie wyczułam zranienie i nutę irytacji.
- Nie chcę, Alex - zaprzeczyłam momentalnie. - Ale nie powinieneś zaprzepaszczać takiej szansy. W Kanadzie zdobędziesz doświadczenie i kto wie... może będziesz lepszy nawet od Alastora.
Chłopak momentalnie zacisnął dłonie w pięści, co było znakiem wkroczenia na skomplikowany temat.
Nie dobrze.
- Nie chcę być takim człowiekiem jak on! - Tym razem to on podniósł głos.
- I tak uważam, że nie powinieneś rezygnować przez wzgląd dla mnie. Marzyłeś o tym przecież: całe tygodnie gadałeś mi tylko o tym! - przypomniałam, lecz nie wywołało to u chłopaka żadnej krztyny uśmiechu.
- Wiedziałem, że nie powinienem wyjeżdżać w sierpniu. - Pokręcił głową z irytacją.
- Co? - zdziwiłam się. - Przecież od kilku minut ci powtarzam, że dobrze zrobiłeś, bo...
- Straciłem ciebie. - Podniósł na mnie wzrok, a po chwili zaśmiał się kpiąco. - Mogłem się domyśleć, że ty i ten rudy Weasley...
- Alex! - przerwałam mu, jednak on nie dał się już wyprowadzić z równowagi.
- Nie, Suzanne - teraz to on się wtrącił. - Przyznaj po prostu. Nigdy nie miałem z nim szans. To zdjęcia tych klonów stały na twojej szafce nocnej. To o nich myślałaś w wolnych chwilach. To z nimi się przyjaźniłaś przez ostatnie siedem lat! - Z każdym słowem jego głos podnosił się i stawał agresywniejszy. - Byłem twoją odskocznią i jakąś pieprzoną drugą opcją!
Przełknęłam ślinę, cofając się pod wpływem jego tonu.
- To nie prawda - powiedziałam twardo, sama w to nie wierząc.
- Nie udawaj, Lupin! - prychnął. - Bawiłaś się mną i chciałaś wyprzeć się czegoś, co czułaś do któregoś z nich - mówił jakby trafił w jakiś amok. Nareszcie wszystko ułożyło mu się w logiczną całość. - Kiedy wyjechałem, poczułaś ulgę, ale wracając do szkoły zrozumiałaś, że nie zgasisz w sobie uczucia do któregoś z nich! Więc, kiedy zobaczyliśmy się w październiku, postanowiłaś się ze mną przespać! - Przez chwilę zaśmiał się gardłowo. - Wiesz, co ci powiem, Lupin! - syknął, podchodząc do mnie i przypierając do ściany. - Puściłaś się ze mną, żeby tylko zapomnieć o tym rudzielcu! Jesteś zwykłą dziwką! - Z wypowiedzeniem ostatniego słowa nie wytrzymałam i wyrywając się z jego uścisku, uderzyłam go otwartą dłonią prosto w twarz.
Wraz z dotknięciem jego skóry, poczułam na swojej ręce ostre pieczenie.
Cholera!
Alex cofnął się do tyłu z zaskoczeniem.
- Dziwka - wysyczał po raz kolejny, zaciskając na chwilę usta w cienką linię. - Ale zapamiętaj sobie, że ja zawsze dostaję to, czego chce! - zagroził, teleportując się z trzaskiem.
Na schodach zostałam sama. Zamrugałam kilkakrotnie, przez chwilę z zaskoczeniem wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze sekundy temu znajdował się blondyn. Wraz z jego zniknięciem, moje ciało wypełniła nagłą ulga. Jeden problem z głowy.
- Na razie - mruknęłam lekceważącym tonem, czując nagle na sobie czyjeś silne spojrzenie. Przeniosłam wzrok na hol.
- Nigdy go nie lubiłem - zapewnił mnie Syriusz, a ja podeszłam do niego niepewnie.
- Sam jest sukinsynem - powiedziałam, na co Black uśmiechnął się lekko.
- Nie przejmuj się, Suzanne. - Objął mnie delikatnie. - Przynajmniej teraz będziesz miała już spokój.
...

2 komentarze:

  1. To niesamowite jak charakter Suzanne zmienił się w ostatnich dwóch tomach. Aż przeczytałam całą historię od początku i muszę przyznać, że świetnie Ci wyszło prowadzenie postaci, pokazanie jej rozwoju i coraz poważniejszego zachowania. Zauważyłam też duży postęp w twoim stylu pisania, szczególnie jeśli chodzi o dialogi, są coraz lepsze :) Podoba mi się jak dawkujesz poważniejsze sytuacje, związane z wojną i przeplatasz je z tymi bardziej humorystycznymi, przyziemnymi. I więcej opisów misji Suz dla zakonu! To było świetne :D. Nie mogę się już doczekać, gdy drogi Suzanne i George'a się w końcu zejdą :D
    A z uwag, wkradł się chyba drobny błąd w tym zdaniu " O... - zaczęła Angelina. - O tym, że Angelina i Alex wrócili do siebie i konsumują swój cudowny związek."
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję za opinię ;D
      Takie komentarze jak twoje sprawiają, że twórca dostaje zdrowego kopniaka i chce kontynuować to, co robi, dalej. Dziękuję Ci za to serdecznie, zwłaszcza że od pewnego czasu mam drobny kryzys twórczy (świetne usprawiedliwienie) i gdyby nie wczesniej napisane rozdziały, nie wiem co bym zrobiła, a taka wiadomość jak Twoja jest naprawdę niezwykłą motywacją. Dziekuję raz jeszcze za szczery komentarz. Postaram się tego nie zepsuć ;)

      Pozdrawiam serdecznie i przesyłam całusy ;)
      Suzanne Lupin - Autorka
      PS. Błąd w dialogach istotnie sie wkradł ;) Już się za niego biorę.

      Usuń