niedziela, 18 lutego 2018

Rozdział 52


Do moich uszu dobiegały tylko pojedyncze głosy, na które tak naprawdę nie zwracałam jakoś wybitnie uwagi. Jedynie, co parę chwil moje usta otwierały się, żeby powiedzieć bliźniakom położenie jakiegoś korytarza. Moje oczy od kilkunastu minut patrzyły się tępo w Mapę Huncwotów i wypatrywały na niej dwóch charakterystycznych nazw. Syriusz Black.
To imię od kilku nocy spędzało mi sen z powiek i chociaż zarzekałam się przed bratem, że nie będę próbowała go znaleźć, jakaś dziwna siła kierowała mnie w kierunku tego człowieka.
Jego historia była dostatecznym powodem, aby porzucić wszystko i spróbować znaleźć cokolwiek na jego temat. Sam Black był powodem samym w sobie, aby porzucić wszystko. Jego zamiary wydawały mi się takie niejasne, że nie w sposób było o nich zapomnieć.
Posiadał idealne życie jako Huncwot. Potem rozpoczęła się wojna i nie wiadomo kiedy przystąpił do armii Czarnego Pana, a następnie bez mrugnięcia okiem wydał na śmierć najlepszych przyjaciół. Nazajutrz zaś zabił jeszcze czternaście osób! Niby dlaczego to zrobił?
Idee jakie przyświecały mu przez całe życie, nagle zostały obalone przez jednego człowieka? Rozumiałam, że Sam Wiesz Kto mógł okazać się bardzo przekonującym przeciwnikiem, ale żeby zdradzić najbliższych i przystąpić do ich wroga!
Niedorzeczność!
- Suzanne, czy po lewej stronie korytarza na trzecim piętrze są trzy czy cztery pary drzwi? - spytał George.
- Bez tajemnego przejścia trzy - odparłam nieświadomie, ponownie tonąc w mapie.
Jej kremowa barwa była bardzo przyjemna dla oka, co absolutnie nie ułatwiało mi w namierzeniu mężczyzny. Czyżby rzucił na siebie zaklęcie nienanoszalności? Lub może gazety kłamały, a Black nie znajduje się jeszcze w okolicach Hogwartu. Jednak według niektórych szmatławców widziano go na początku września niedaleko Hogsmeade.
Dlaczego w takim razie był aż tak nieostrożny?
Granica Zakazanego Lasu z błoniami wskazywała na to, że nikt się wokół niej nie kręci. Nie ucieszyła mnie jednak ta wiadomość. Dużo łatwiej byłoby mi namierzać Blacka i rozszyfrować jego zamiary, gdyby chociaż na chwilę opuściłby głębiny puszczy, których Mapa Huncwotów już nie obejmowała.
- Suzanne, a na piątym piętrze są w końcu dwie czy trzy łazienki? - rzucił Fred.
- A ile płci mamy w Hogwarcie? - odparłam pytaniem, na co chłopak zrobił zaskoczoną minę.
Jaki jednak miałam plan? Znaleźć Blacka i co dalej? Porozmawiać z nim o pogodzie?
Powiedzieć: "cześć Syriusz!? Jak życie? Słyszałam, że ostatnie dwanaście lat życia spędziłeś w Azkabanie! Jak tam się bawiłeś?".
Black był przecież zwykłym mordercą. Nie miałam pewności, że gdy mnie zobaczy, to nie sprzeda mi pierwszej lepszej Avady i ucieknie! Nie miałam też pojęcia, czy nie wybuchnie płaczem na mój widok i nie krzyknie: "Kiedy cię ostatnio widziałem, miałaś zaledwie trzy lata! Pamiętasz mnie? To ja, wujek Syriusz! Zmieniałem ci pieluchy!".
Poruszyłam się przez nieprzyjemny dreszcz na plecach.
Właśnie do mnie dotarło, że ja przecież kiedyś miałam do czynienia z tym człowiekiem! Całe dwanaście lat temu Syriusz był normalnym, tak przynajmniej się wszystkim zdawało, młodym człowiekiem, któremu zależało na wygraniu wojny. Nie powiedział tylko, po której stronie oficjalnie się opowiedział.
I to zgubiło wiele innych kobiet i mężczyzn.
- Suzanne, daruj, że przerywamy ci kontemplację, ale mamy zadanie do wykonania, pamiętasz? - Na swoim ramieniu poczułam silny uścisk.
Podniosłam zdziwiona głowę, a wtedy natrafiłam na parę brązowych oczu, które spoglądały na mnie z drwiną.
- Tak? - spytałam naiwnie, na co George podniósł swoją lewą brew.
- Miałaś nam pomóc w zrobieniu drugiej Mapy! - zaperzył się.
- Przecież pomagam!
- Tak, to o co przed chwilą zapytałem?
- Suzanne, coś tam, coś tam, coś tam, ale mamy zadanie do wykonania! - powiedziałam z wrednym uśmiechem, na co chłopak jedynie westchnął z irytacją.
- Pytaliśmy cię o to, ile znajduje się toalet w damskiej łazience na piątym piętrze! - uniósł się Fred.
- Po co wam takie szczegółowe informacje?
- To przecież zawsze może się przydać. - George posłał mi dwuznaczny uśmiech.
- Idioci! - skarciłam ich, słysząc, jak drzwi do ich pokoju otwierają się z hukiem.
Do środka wpadł zdyszany Parszywek, a tuż za nim znajdował się Krzywołap. W tej konfiguracji zaczęłam kibicować kocurowi.
Szczur wskoczył na łóżko George'a, na którym właśnie siedziałam i władował mi się na kolana. Niechętnie odłożyłam na bok Mapę Huncwotów, aby nie daj Merlinie, szczur jej nie porwał.
- Idź stąd, kocie! - powiedziałam do Krzywołapa. - Ostrzegam cię, że jeżeli zjesz Parszywka to zdechniesz! - uprzedziłam, a kot jedynie syknął w stronę gryzonia. - Ma gust do zwierząt - zwróciłam się do bliźniaków. - A wracając, w damskiej łazience jest sześć toalet, ale coś czuję, że wkrótce zacznę tego żałować.
Na moje słowa szczur zwrócił na mnie uwagę.
- Idź sobie, szczurze! Tego sierściucha już nie ma! - warknęłam w jego kierunku.
- Rzeczywiście twoim patronusem może być kot - powiedział Fred. - Masz podejrzaną niechęć do wszelkich gryzoni.
- I wszystkiego co się rusza - dodał George z niesmakiem.
...
- Witaj Remusie, czy nie przeszkadzam? - Wsadziłam niepewnie głowę do gabinetu brata.
Mężczyzna siedział przy biurku, gdzie w zeszłym roku znajdowały się sterty książek Lockharta. W tym roku nie można wręcz było porównać ze sobą tych dwóch gabinetów.
W pomieszczeniu wreszcie odsłonięto ściany, które w tamtym roku były obwieszone plakatami z podobizną blondyna. Na półkach na pobliskim regale znajdowały się sprzęty stojące dotychczasowo na naszym strychu. Służyły one do badania magii, lecz nie były aż tak rygorystyczne jak klamoty Prospectora.
- Ty nigdy nie przeszkadzasz - odparł mój brat z uśmiechem, odkładając na blat sprawdzane przed chwilą papiery.
- Co to takiego? - zainteresowałam się stertą kartek.
- To? - zdziwił się. - To wasze testy z przedwczoraj, postanowiłem sprawdzić je jak najszybciej.
- Sprawdziłeś już mój? - Zerknęłam na kartki. - Co dostałam? - spytałam z nadzieją.
- Dowiesz się za tydzień w poniedziałek. - Przelewitował klasówki na wysoką półkę.
- Czy to jakaś aluzja? Że niby nie dosięgnę do dwumetrowej szafki?
- Ty niska? - zadrwił ze mnie brat. - Czasem mam wrażenie, że niedługo mnie jeszcze przegonisz!
- Zobaczysz, że tak się stanie - uprzedziłam. - Ile ty masz wzrostu? Coś około metra dziewięćdziesięciu, tak na oko patrząc. Czyli brakuje mi jeszcze... - Przeliczyłam szybko w głowie. - dwudziestu kilku centymetrów!
- Oczywiście - prychnął mój brat, wstając od biurka i podchodząc do okna, za którym rozciągała się panorama Zakazanego Lasu.
- Co tak się przyglądasz? - Podeszłam do niego i oparłam się o jego ramię.
- Nie sądziłem, że znajdę się w tym miejscu po raz kolejny - przyznał z ciężkim westchnieniem. - Za moich czasów to miejsce wydawało mi się jednak bardziej beztroskie.
- Beztroskie?
- Kiedyś sama to dostrzeżesz. Będąc w murach tego zamku masz wrażenie, że żyjesz poza światem, a potem kończysz szkołę i wszystkie problemy nagle zaczynają cię osaczać ze wszystkich stron.
- Żałujesz, że przyjąłeś tu posadę? - spytałam.
- Nie, po prostu zrozumiałem, że to za czym goniłem przez tyle lat, wcale nie miało racji bytu i było jedynie moim wymysłem sprzed lat. Iluzją.
- Głębokie - podsumowałam, kompletnie psując nastrój.
Mój brat zaniósł się głośnym śmiechem.
- O co chodzi? - rzuciłam, marszcząc brwi.
- Wiesz, Suz, ty to potrafisz schrzanić atmosferę!
- Profesorze Lupin! Proszę się wyrażać, jak na nauczyciela przystało! - zganiłam go, przybierając głos McGonagall.
- Zabawne, ostatnio właśnie profesorka zganiła mnie tymi samymi słowami! - Uśmiechnął się szeroko.
- Co takiego zrobiłeś?
- Rozmawiałem z Harrym o jego rodzicach - powiedział. - To straszne uczucie, kiedy nie zna się swoich bliskich, niestety ten chłopak miał takiego pecha.
- Co mu powiedziałeś?
- Że ma oczy po Lily, właśnie po tym go poznałem w pociągu. Siedzieliśmy razem w jednym przedziale! Kiedy zobaczyłem go w drzwiach, pomyślałem, że mam zwidy i że James wrócił z martwych. Kiedyś żartowaliśmy, że najpewniej wyląduję jako nauczyciel w Hogwarcie.
- Nie popełniaj z nim tego samego błędu, co ze mną - stwierdziłam poważnie, spoglądając na twarz brata, która w jednym momencie stała się zupełnie inna. - Wiem, potrafię świetnie schrzanić nastrój.
- Co masz na myśli, mówiąc...
- Powiedz mu wszystko, co wiesz o Jamesie i Lily. Z własnego doświadczenia wiem, że to później zawsze prędzej czy później do nas dociera, więc dlaczego mamy przedłużać czyjeś tkwienie w kłamstwie?
- Czy to jakaś aluzja? - Mężczyzna powtórzył teraz moje słowa.
- Nie, po prostu pokaż mu obraz rodziców w pełni takim, jakim go zapamiętałeś - odparłam, odrywając się od brata i kierując się w kierunku wyjścia.
- A ty dokąd? - zawołał za mną.
- Muszę jeszcze coś załatwić w bibliotece.
...
Weszłam cicho do biblioteki szkolnej i instynktownie udałam się w kierunku działu historii rodów czarodziejskich. Przy jego regałach siedziało kilku zaczytanych uczniów, więc aby im nie przeszkadzać, robiłam bardzo ostrożne kroki.
Litera "B": znajdowała się wyjątkowo blisko. Przejechałam po grzbietach książek i już po chwili wydostałam z półek kilka opasłych tomów dotyczących rodziny Black.
"Czas na małą lekcję historii" - pomyślałam, zajmując jedno z ustronniejszych miejsc w bibliotece.
Toujours pur: widniało na pierwszej stronie książki i oznaczało "zawsze czyści".
Toujours pur to rodowe motto Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków inaczej zwanego Rodem Black. Jest to rodzina czarodziejów czystej krwi, której początki sięgają XVI stulecia, kiedy to Wirginia Malfoy poślubiła bogatego kamienicznika - sir. Michaela Black.
Następne kilka stron dotyczyło materiałów źródłowych, na podstawie których napisano tę książkę.
Sir. Michael Black i jego żona Wirginia Black (zd. Malfoy) posiadali piątkę dzieci, z czego dwójka z nich okazała się charłakami i została wydziedziczona.
Spadkobiercami została trójka potomstwa założyciela rodu:
Lycorus Black
Lucretia Crouch (zd. Black)
Walerian Black
Ponownie przesunęłam o kilka stron do przodu.
Członkowie rodziny Blacków są opisywani, jako ludzie mający „dobry wygląd”. Są oni uważani za ludzi pięknych, wysokich, szczupłych i będących atrakcyjnymi. Tradycyjny wygląd członków rodziny składa się z czarnych włosów i czarnych oczu. Posiadają oni również arystokratyczną elegancję, która odzwierciedla ich osobowość, ponieważ uważają się za „praktycznie królewskich”.
Większość imion członków rodziny pochodzi od nazw gwiazd i konstelacji. Na przykład imię Syriusz zostało zaczerpnięte z gwiazdozbioru Wielkiego Psa. Innym przykładem jest Bellatriks, trzecia najjaśniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze Oriona, który jest również imieniem często występującym w tej rodzinie. Cygnus, Andromeda i Cassiopeia są również konstelacjami, a Regulus, Alphard i Arcturus to gwiazdy.
Jeśli jednak jakiś członek rodziny zostanie wydziedziczony lub wyparł się bycia członkiem rodziny Blacków, żaden potomek nie zostanie nazwany jego imieniem
Przełożyłam kilkanaście stron do przodu.
Żyjący obecnie członkowie rodu:
Walburgia Black
Orion Black
Alphard Black
Bellatriks Black
Syriusz Black II
Przerwałam czytanie, widząc pożądane nazwisko. Obok imienia mężczyzny była napisana także strona, na której więcej było napisane o jego postaci. Pośpiesznie przesunęłam się na odpowiednią stronę.
Syriusz Black II - urodzony w 1899 roku...
- Co? - wydało się z moich ust i zerknęłam na datę wydania tej książki.
1950 rok
Zaklęłam pod nosem, zamykając ją.
- Z takiego źródła niczego się o nich nie dowiem - stwierdziłam, czując jak senność bierze nade mną kontrolę. Wstałam z miejsca i udałam się w kierunku dormitorium, nawet nie zawracając sobie głowy odłożeniem albumów na miejsce.
...
- Suzanne, nareszcie jesteś - przywitała mnie Angelina. - Maureen szukała cię wszędzie, ale nie mogła cię znaleźć. Gdzie byłaś?
- W bibliotece - rzuciłam obojętnie, wlokąc się ze zmęczeniem na łóżko.
Kiedy usiadłam niezgrabnie na materacu i rozglądnęłam się za swoją piżamą, w oko wpadła mi mała kartka, wyglądająca jakby ktoś pośpiesznie wyrywał ją z zeszytu.
Wzięłam ją niepewnie do ręki i odwróciłam literami do góry.
Na jej środku koślawymi literami było napisane:
Nie pakuj się w to! Po co ci więcej problemów?
Przez chwilę wpatrywałam się w zwitek z niedowierzaniem.
- Suzanne, wszystko okey? - zagadnęła mnie Johnson.
- Tak, tylko... Czy ktoś odwiedzał cię dzisiaj w dormitorium? - spytałam niepewnie.
- Raczej nie, od obiadu odrabiałam lekcje. A czemu pytasz?
- Po prostu chciałabym wiedzieć - odparłam, przyglądając się z przerażeniem karteczce.
...
W nocy nie mogłam spać. Co chwilę odkręcałam się na drugi bok, by sprawdzić, czy nikt przypadkiem za mną nie stoi i mnie nie obserwuje. Po raz kolejny dzisiejszej nocy poprawiłam zrolowaną kołdrę na łóżku i przysunęłam się bliżej krawędzi.
Po chwili bicia się z myślami, otworzyłam szufladę szafki nocnej i wyciągnęłam ze środka małą karteczkę.
"Nie pakuj się w to! Po co ci więcej problemów! - zakołatał mi w głowie napis na niej.
Czyżby osoba, która podrzuciła mi w zeszłym roku ten artykuł, zrobiła to samo dzisiaj? Tylko po co? I co takiego zrobiłam, że postanowiła mnie nastraszyć? Spojrzałam na pergamin.
Litery wyglądały dziwnie znajomo, ale to byłoby niemożliwe.
Po chwili wyciągnęłam spod poduszki Mapę Huncwotów.
- Odsłoń swój sekret! - powiedziałam, a wtedy na pergaminie zaczęły pojawiać się kolejne frazy.
Obserwowałam wzrokiem każdą najdrobniejszą literę w poszukiwaniu tego właściwego napisu i w końcu znalazłam go. Tym samym charakterem pisma była napisana ostatnia wiadomość od Huncwotów.
Pozostawało tak wiele pytań bez odpowiedzi. Jakim cudem Black dostał się do Hogwartu i nie został zauważonym przez nikogo? Jakim cudem dowiedział się, że pragnę się do niego dostać? Czy wiedział, że byłam dzisiaj w bibliotece i szukałam jakichś informacji na jego temat?
Być może dostał się tutaj przez teleportację za pomocą jakichś czarnomagicznych sztuczek, ale skąd wiedział, że mieszkam akurat w tym pokoju? I jak właściwie udało mu się ominąć Angelinę?
To nie było logiczne.
A jednak ta pogróżka utwierdziła mnie w przekonaniu, że coś w historii Syriusza Blacka się nie zgadzało. Tylko pytanie co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz