piątek, 16 lutego 2018

Rozdział 51


Wpatrywałam się w wysoki, postawiony przede mną przedmiot. Był przykryty czarnym prześcieradłem co nieznacznie uniemożliwiało mi jego identyfikację, a wychodzące z niego osobliwe dźwięki zdecydowanie mi tego nie ułatwiały. Spod płachty wystawała jedynie hebanowa nóżka, która niestety nie kojarzyła mi się z niczym konkretnym.
- Co to może być? - szeptały osoby zgromadzone w sali i posyłały mojemu brata pytające spojrzenia.
Remus brylował w tym momencie przy katedrze nauczycielskiej i zachęcał nas do udzielania odpowiedzi. Posyłał każdemu z nas wesoły uśmiech, patrząc na nas wyczekująco.
- Jeszcze jakieś pomysły? - rzucił z rozbawieniem, a gdy odpowiedziała mu cisza, przewrócił jedynie oczami i zsunął czarną płachtę, ukazując nam wysoką, zgrabną szafę. - W środku znajduje się bogin!
Jego słowa rozjaśniły większości osobom postrzeganie wnętrza szafki.
- Dla niedoinformowanych, bogin to stwór o bezkształtnej postaci, który przybiera obraz najgorszego lęku swojej ofiary. Teraz rozumiecie? - Przytaknęliśmy zgodnie. - Wybornie, ponieważ jest do dla was powtórka z trzeciej klasy, gdy boginy były omawiane na tych zajęciach.
- Panie profesorze - Ręka jakiejś puchonki wystrzeliła w górę. - Obawiam się, że profesor Quirrell nie był najlepszym materiałem na nauczyciela przez co...
- Tak, tak, zostałem solidnie poinformowany o jakości waszej wiedzy dotyczącej Obrony. Dlatego dzisiaj pozwolę sobie ją przetestować. Kto wie jak pokonać bogina?
- Śmiech - wyrwało się z ust Angeliny.
- Bardzo dobrze, panno Johnson! - Ucieszył się. - A czy zna pani formułę zaklęcia.
- Riddikulus - odparła po chwili namysłu.
- Dokładnie, a zatem zapraszam cię do pierwszego rozprawienia się z boginem! Jest on już po rozgrzewce z trzecioklasistami, dlatego uważaj! - stwierdził, a Angelina podniosła się z miejsca i stanęła naprzeciwko szafy z wyciągniętą różdżką.
- Na trzy otworzę szafę, a ty zobaczysz swój największy lęk. Pomyśl, jak go zniszczyć i zrób to! Na trzy - powiedział Remus, chwytając za klamkę. - Raz ...Dwa... Trzy!
Pociągnął za drzwi szafy i ze środka wyleciała siwa chmura dymu zamieniająca się po chwili w tarantulę Jordana! Angelina wytrzeszczyła oczy na jej widok.
- Angelino, umówisz się ze mną! - zawył pajęczak, a dziewczyna jednym ruchem sprawiła, że język pająka wydłużył się i oplótł jego pajęcze nogi. Bogin został pokonany i wrócił do środka.
- Znakomicie - Uśmiechnął się mój brat. - A teraz ustawcie się w kolejce i zaczynamy prawdziwą zabawę!
Nie trzeba nam było dwa razy powtarzać. Już chwilę później wszyscy ustawiliśmy się w długim rzędzie, na którego początku stanął Jordan.
- Pokaż, co tam dla mnie masz! - zawołał bojowo w kierunku szafy.
Remus jak na rozkaz otworzył drzwiczki szafy i ze środka wypadł megafon chłopaka. Upadł z łoskotem na podłogę, a następnie zaczął się toczyć po posadzce, a z jego wylotu leciała piana.
- Gryffindor! - Wydobył się z niego głos chłopaka. - Przegrał ze Slytherinem! Wszyscy zawiedli! Puchar Quidditcha ląduje u Ślizgonów!
- O nie! - zaprotestował Jordan i wystrzelił w kierunku zbuntowanego ustrojstwa zaklęcie. - Riddikulus!
I ze zbuntowanego megafonu została kupka cekinów. Wszyscy zachichotali dźwięcznie, ale wtedy przyszła pora na mnie.
Gdy tylko pojawiłam się przed boginem, ten zaczął zwijać się i przemieniać, aż stanęła przede mną wysoka, zakapturzona postać w czarnym płaszczu. Zmarszczyłam lekko brwiami na jej widok. Nie czułam wobec niej lęku. Bardziej rosnącą niechęć.
- Avada Kedavra! - wrzasnął w moim kierunku lodowaty, męski głos, a wtedy ja szybko zamachnęłam się różdżką, sprawiając, że zielony promień skierował się w stronę mężczyzny, oplatając go niczym kiełbasę i finalnie zamieniając mojego napastnika w otłuszczony baleron.
Uczniowie zebrani w sali ponownie zanieśli się śmiechem. Nie śmiał się tylko mój brat, który przyglądał mi się teraz z rosnącym zdziwieniem. Zbyłam to jednak, tłumacząc to sobie swoim szybkim rozprawieniem się z boginem.
Następni byli bliźniacy.
Fred stanął naprzeciw szafy, a wtedy ze środka wydobył się rozgniewany głos jego matki.
- Fredzie Weasley! - wrzasnęłam Molly i nawet mnie przeszły ciarki po plecach. Bogin pod postacią kobiety opuścił szafę i spojrzał na rudzielca groźnie. - Kara cię nie ominie!
- Riddikulus! - krzyknął chłopak, a jego matka złapała się za gardło. Straciła głos.
George wymienił się z bratem. Bogin spojrzał na niego krytycznie, a następnie zniknął.
Chwilę później w pomieszczeniu rozległ się płaczliwy głos niedający się zlokalizować. Chłopak przez chwilę rozglądał się wokół, a następnie postanowił uderzyć zaklęciem w sufit.
Był to bardzo dobry chwyt, gdyż bogin upadł na ziemię, a następnie w popłochu skrył się w szafie.
- Następny! - rozkazał mój brat, kiedy ja znalazłam się wraz z bliźniakami na końcu tej kolejki.
- Podoba mi się to - stwierdził Lee. - Wykorzystanie zaklęcia w praktyce może nas wiele nauczyć, nie to co te bzdurne przechwałki Lockharta!
Przytaknęliśmy zgodnie przyjacielowi.
- Czy tylko ja nie wiedziałam, czego boję się najbardziej? - rzuciłam po chwili namysłu.
- Sam nie wiem - odparł George. - Ja wahałem się pomiędzy tym głosem, a mamą.
- Co takiego przeraża cię w tym głosie?
- Sam fakt, że nie widać, kto go wydaje. Jego właściciel jest nieosiągalny i przez to czuję się nieswojo. A ty, Suz, czemu akurat ten zakapturzony facet?
- Nie mam pojęcia - przyznałam szczerze. - Nigdy nie widziałam nawet czegoś podobnego do niego! Kiedy bogin się w niego przemienił,  nie czułam lęku, a bardziej irytację lub ...nawet rządzę zemsty - dodałam z przerażeniem.
- Co ty mówisz, dziewczyno? Praktyczne zajęcia chyba źle wpływają na twoją wyobraźnię.
...
Gdy zadzwonił dzwonek, mój brat umieścił bogina w szafie, którą po chwili przykrył czarnym materiałem.
- Dziękuję, uczniowie. To była naprawdę dobra lekcja - stwierdził, pozwalając nam tym samym opuścić salę.
Chwyciłam za torbę i z powrotem umieszczając różdżkę w kieszeni swoich spodnie, skierowałam się do wyjścia.
- Suzanne! - Zatrzymał mnie jego głos. - Mogę cię prosić na słówko?
Posłałam mu zaskoczone spojrzenie. Wymijając uczniów, którzy chcieli opuścić klasę i udać się na obiad, podeszłam niepewnie do biurka brata.
- Tak? Panie profesorze. - Nie mogłam się powstrzymać przez użyciem tego tytułu na mężczyźnie. Ten jedynie uśmiechnął się do mnie drwiąco, a następnie ruchem ręki zamknął drzwi za ostatnim uczniem.
 - Jak się czujesz? - spytał jakby od niechcenia, uważnie lustrując mnie wzrokiem.
- Zwyczajnie - odparłam, ale wzrok Remusa kazał mi rozwinąć tę myśl. - O dziwo dobrze, jak sobie pomyślę, że wczoraj stoczyłam pojedynek z dementorem.
- McGonagall powiedziała mi, że była pod wielkim wrażeniem twoich umiejętności. Nie sądziła, że opanowałaś już tak zaawansowane zaklęcie.
Wykrzywiłam usta w półuśmiechu.
- Zawołałeś mnie do siebie tylko po to, by przekazać mi słowa profesorki? - rzuciłam, poprawiając torbę na ramieniu.
- Suzanne - wydało się z jego gardła. - Jestem w Hogwarcie, aby cię pilnować...
- Niestety zdążyłam się już o tym przekonać.
- Chciałbym cię po prostu przestrzec przed Blackiem.
- Niby po co?
- Znam cię, Suzanne, a twoja ciekawość niestety często bierze górę nad rozsądkiem ...którego i tak ci poskąpiono.
- Słucham? - oburzyłam się teatralnie.
- Po prostu nie próbuj szukać Blacka! Nie próbuj podejmować jakichkolwiek działań, które chciałyby go znaleźć lub...
- Niby dlaczego miałabym to robić? Przecież to morderca!
- Po prostu nie rób tego, dobrze?
- Okey, zgoda. Ale i tak nie miałam zamiaru podkładać się człowiekowi, który chce mnie zabić dla zemsty!
...
- Nad czym tak żywo debatujecie? - spytałam, dosiadając się do przyjaciół, którzy kilka minut temu rozpoczęli posiłek.
- O tobie, Suzanne - odparła Maureen. - A raczej o twoim patronusie.
- I co wywnioskowaliście? - rzuciłam prześmiewczo.
- Dlaczego nie rozwinęłaś w pełni jego formy? - spytał prosto z mostu George. - Przecież chyba potrafisz wyczarować jego pełną postać?
- Istotnie, potrafię, ale...
- Jaką formę przybiera? - przerwała mi podekscytowana Maureen.
- A czy to ma jakieś znaczenie?
- Nawet nie wiesz, jak ogromne! - uniosła się Angelina. - To zwierzę to zbiór twoich wewnętrznych cech, dlatego też debatujemy nad tym...
- Co to za zwierzę - dokończyłam niechętnie, na co przyjaciele obdarzyli mnie proszącymi spojrzeniami. - A jak myślicie? - spytałam, złudnie wierząc, że to odciągnie ich od dalszych prób wyciągnięcia ze mnie tej tajemnicy.
- Ty, Suzanne, wyglądasz trochę jak leniwiec! - powiedział z zachwytem Fred. - Też jesteś leniem i masz mnóstwo włosów na głowie!
- Mnóstwo? - powtórzyłam, chwytając pukiel swoich jasnych włosów.
- Albo panda! - stwierdziła po namyśle Angelina. - W pierwszej klasie miałaś taką słodką, okrągłą buzię... a teraz to nie wiadomo co z ciebie wyrosło!
- Okrągła buzia? - zachichotałam, wydymając policzki.
- Wiem, to chomik! - wydarł się Jordan, przez co kilka najbliżej siedzących nas osób spojrzało na nas karcąco. - No spójrzcie. Chomiki też mają takie poliki jak ona! - I z całej siły dotknął kciukami mojej twarzy, przez co wstrzymywane w ustach powietrze, wydostało się stamtąd z gwizdem.
- Albo struś - zaproponował George. - Też ma takie długie nogi, jak ty.
- Dziękuję. Wreszcie otrzymałam jakiś prawdziwy komplement! - Zaklaskałam w dłonie, aby powinszować rudzielcowi.
- Nie! - zaprotestował jego brat. - To na pewno coś, czego nigdy byśmy się po niej nie spodziewali. Patrzcie na nią, ona wyraźnie z nas drwi!
- Wcale nie! - zakpiłam.
- To będzie coś kompletnie do ciebie nie pasującego! Jak na przykład... - Zastanawiał się przez chwilę. - Może koń?
- W horoskopie chińskim nasz rocznik faktycznie jest koniem - przyznałam.
- Suzanne, ty jesteś psem! Dam sobie rękę odciąć! - wydał z siebie George. - Na pewno!
Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym, że właśnie stracił kończynę.
- Nie daj się dłużej prosić. Proszę, powiedz! - namawiała Angelina.
- Ale nie będziecie się śmiać? - spytałam w końcu. Towarzystwo tylko zaprzeczyło głowami. - Kuguchar.
Po ich minach wywnioskowałam, że niewiele im dała moja odpowiedź.
- Kuguchar? - powtórzyła Maureen, zagłębiając się w swoje odmęty pamięci. - A czy to nie jest przypadkiem rodzaj kota magicznego?
Przytaknęłam niepewnie, a na twarzach bliźniaków ujrzałam ogromne niedowierzanie.
- Czekaj, czekaj. Kuguchar, tak? A czy ty przypadkiem... Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale na lekcjach z Cognetem  mówiliśmy o wiązach naszych różdżek. Ty miałaś wąs kuguchara! - zauważył George, a jego dobra pamięć zrobiła na mnie wrażenie.
- Zbieg okoliczności? - odparłam, czemu towarzyszył mój zdenerwowany śmiech.
...
- Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy już na piątym roku! - powiedział Cedrik, stając na brzegu jeziora.
- Jest wiele rzeczy, w które nie możesz uwierzyć - odparłam kąśliwie. - Na przykład to, że zostałam prefektem! - zachichotałam dźwięcznie.
- Bo to jest nie do pojęcia! - oburzył się brunet i podniósł z ziemi płaski kamień. - Ale chodzi mi o to, że bardzo szybko minęły mi te cztery klasy. - Rzucił kamieniem w kierunku wody, lecz ten od razu utonął. Ced zrobił zniecierpliwioną minę.
- Czyżbyś nie umiał puszczać kaczek na wodzie? - Zaniosłam się głośnym śmiechem.
- Skoro jesteś taka mądra, to sama to zrób!
- Proszę cię bardzo - podniosłam się z ziemi i podeszłam pewnie do chłopaka. Chwilę przyglądałam się brzegowi w poszukiwaniu odpowiedniego kamienia, a następnie podniosłam go i podrzuciłam go kilkakrotnie nad głową.
- Co ty robisz? - spytał Cedrik.
- Próbuję go wyczuć - odparłam poważnie i zacisnęłam mocno dłoń na skale. Spojrzałam krytycznie na taflę wody, a następnie rzuciłam płaskim kamykiem.
Jego ciężar przez chwilę zakłócał spokojny stan wody, a kiedy wykonał pięć uroczych kaczek, zniknął w toni wodnej.
- Nic prostszego. - Zatarłam ręce i spojrzałam na Cedrika ironicznie.
- Czy ty właśnie... - zaczął.
- Użycie magii jeszcze nikomu nie zaszkodziło - powiedziałam spokojnie, na co chłopak pokręcił karcąco głową, a następnie chwycił mnie w pasie i przebiegł ze mną kilka metrów.
Zatrzymał się dopiero na samym końcu pomostu.
- Nie, nie, proszę! Woda jest zimna! - krzyczałam, zanosząc się śmiechem, próbując wyrwać się z objęć chłopaka.
- Za późno, Lupin! Zasłużyła panienka na karę! - zagroził, a następnie poczułam jak opadam w dół.
Przymknęłam oczy, lecz gdy je znów otworzyłam, znajdowałam się w ramionach chłopaka, stojąc bezpiecznie na drewnianych deskach.
- Orientuj się - uprzedził mnie Cedrik i pstryknął mnie lekko w noc.
- Okropnie śmieszne - fuknęłam, a chłopak w tej samej chwili złożył na moich wargach delikatny pocałunek. Jego dłonie powędrowały na moje biodra. - Już jest lepiej - stwierdziłam, odrywając się od chłopaka i po chwili wyrywając się z jego objęć.
Rzuciłam się do ucieczki, lecz puchon biegł tuż za mną.
- Jestem od ciebie szybszy! - zagroził.
- Nie tym razem! - odkrzyknęłam, rzucając w jego stronę Aquamenti.
Brunet osunął się z zaskoczenia na trawę, a jego cały mundurek był przemoczony.
- Ciesz się, że jest ciepło! - pocieszyłam go.
- To ty się ciesz! Nie będziesz musiała mi jeszcze wyprawiać pogrzebu!
- Nigdy ci go nie wyprawię! - odparłam, podchodząc zdyszana do chłopaka, który nadal leżał na ziemi. - Pomóc ci wstać?
- Byłoby miło - powiedział, a kiedy podałam mu rękę, ten chwycił mnie za nią i przyciągnął do siebie. - Teraz to ty będziesz mokra. - Przytulił mnie mocno, a ja zaczęłam wierzgać nogami.
Może faktycznie miałam coś z konia.
- To nie jest fajne! - oburzyłam się, czując, że staję się coraz bardziej mokra.
Dopiero, gdy Cedrik utwierdził się w tym przekonaniu, zdecydował się mnie wypuścić.
- Wysusz! - Przyłożyłam różdżkę do mokrych ubrań. Po chwili byłam już sucha.
- A ja?
- Ty będziesz chodził mokry! - bąknęłam. - Wysusz! - Cedrik z szerokim uśmiechem podniósł się z ziemi. - Żeby nie było, zrobiłam to tylko dlatego, żebyś nie mógł mnie zmoczyć!
- Ja wiem, Suz. Ja zdaję sobie świetnie z tego sprawę - odparł, a wtedy usłyszałam szelest w pobliskich zaroślach.
Momentalnie spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Zdawało mi się, że coś tam było i patrzyło się na nas swoimi żółtymi ślepiami, gdy nagle...
Wrzasnęłam z przerażenia i odskoczyłam od granicy z lasem.
Z tych przeklętych krzaków wyskoczył rudy kot Hermiony i posłał mi drwiący uśmiech.
- Lupin! Spokojnie, to tylko kot! - skarcił mnie Cedrik.
- Wyjątkowo durny! - warknęłam w kierunku sierściucha. Kot prychnął na moją uwagę. - Uważaj, Krzywołap, bo powiem Hermionie, że szwendasz się po Zakazanym Lesie już drugiego dnia szkoły!
- Ty niby tego nie robisz? - zadrwił ze mnie Cedrik.
- Ja zachowuję pozory i robię to dopiero po zmierzchu! - stwierdziłam i wtedy odczułam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zbyłam to jednak szybko i uśmiechnęłam się do chłopaka.
Nagle dobiegł do nas dźwięk wybuchających łajnobomb. Odwróciliśmy się szybko w tamtym kierunku, a wtedy ujrzałam trzy sylwetki swoich nadpobudliwych przyjaciół.
- Czy oni właśnie... - zaczął Ced.
- Nie wiem, ale coś czuję, że to się źle skończy - powiedziałam spokojnie, dalej obserwując przebieg wydarzeń.
George, Fred i Jordan zbiegali właśnie ze wzgórza w towarzystwie toczących się za nimi i wybuchającymi łajnobombami. Kilka metrów za nimi biegł Filch z wysoko podniesioną miotłą, odgrażając się im.
- Weasleye, Jordan! - krzyczał jak opętany, na co zaśmiałam się lekko.
Cedrik jednak przypatrywał się temu zdarzeniu obojętnie.
- Coś się stało? - rzuciłam.
- Nie wiem, po prostu Fred i George od pewnego czasu działają mi na nerwy.
...
Spojrzałam na pracę domową, jaką zadał nam Snape.
- Czy on już kompletnie zdurniał! - stwierdziłam pewnie. - Zadał nam dziesięć zadań, z czego osiem z nich musimy zrobić na jutrzejszą lekcję. Nigdy się z tym nie uwinę! - Przejrzałam notatki.
- Zróbmy tak, Suz. Ty zrobisz pierwsze cztery zadania, a ja pozostałą połowę - zaproponowała Angelina. - Te dwa ostatnie zadania są zadane na za tydzień. Możemy je odrobić w weekend.
- Ty to masz łeb, dziewczyno - zgodziłam się, przekręcając podręcznik na stronę trzecią. - Mogę ja zrobić twoją połowę? - poprosiłam. - Jesteś ode mnie lepsza w eliksirach, a moje zadania są trudniejsze!
Brązowooka jedynie pokręciła głową, a następnie zabrała się za zadania.
- Dziękuję - szepnęłam w jej stronę, wczytując się w treść zadania.
Mniszek Góralski jest kwiatem trującym, jednak jego trucizna staje się nieszkodliwa przy wywarze z żeńszenia...
Moje powieki stały się ciężkie i opadły, przymykając oczy. Otworzyłam je gwałtownie. Nie mogłam zasnąć. Musiałam odrobić lekcje.
Czy w proporcji 2/9 Mniszka Góralskiego na żeńszeń jego trucizna zdoła się dostać do eliksiru?
"Czy mi się to kiedykolwiek przyda?" - rzuciłam z irytacją.
Pamiętam, że gdy chodziłam jeszcze do mugolskiej szkoły, to uczyliśmy się w niej liczyć, poznawaliśmy teksty kultury i historię, która dotyczyła czegoś więcej niż 10. powstania goblinów w XVI wieku! Mugole mieli lepiej. Uczyli się rzeczy przydatnych później w życiu, a my wystukiwaliśmy na pamięć kolejnych receptur eliksirów.
- Suzanne - Usłyszałam czyjś głos nad głową.
- C-co? Nie śpię! - powiedziałam sennie, zamykając przypadkowo książkę, która stoczyła się na podłogę.
- Suzanne, mogę ci zabrać chwilkę? - spytała Hermiona, a jej brązowe oczy zaczęły świdrować mnie niepokojącym spojrzeniem.
- Jasne - odparłam powoli, podnosząc z ziemi książkę.
- Profesor Remus Lupin to twój brat, mam rację? - spytała z przejęciem dziewczyna.
- O ile się orientuję, to jeszcze tak. - Podrapałam się po głowie, ziewając.
- Posłuchaj, bo dzisiaj mieliśmy z nim zajęcia i...
- Jeżeli chcesz zgłosić reklamację, to nie do mnie a do Dumbledore'a. To on go wybrał nauczycielem! - przerwałam.
- Nie, chodzi mi tylko o to, że zdarzył się u nas taki mały wypadek i przez to twój brat sprawił, że bogin zamienił się w pełnię księżyca. - W moim gardle pojawiła się ogromna gula. - I moje pytanie brzmi: dlaczego? Boi się księżyca w pełni, czy o co w tym chodzi?
- Jego boginem jest pełnia księżyca - powtórzyłam spokojnie, starając się, aby mój głos brzmiał mądrze. Oczywiście wiedziałam jak było naprawdę. Mój brat nie bał się pełni, tylko zjawiska jakie za jej pośrednictwem występowało. Ale przecież nie mogłam tego powiedzieć Hermionie! - ponieważ... ponieważ  tutaj chodzi o noc. Remus potwornie boi się ciemności! Bardzo, wręcz nie może spać po nocach! - Złapałam się mojej wersji, jak tonący brzytwy. - W swoim pokoju w domu ma specjalną lampkę nocną. O taką dużą! - Podniosłam się z kanapy, żeby pokazać jej rozmiary.
- Ale dlaczego pełnia? Nie powinno mu się pokazać po prostu czarne niebo?
- Zapewne czarne niebo nie oddałoby tak bardzo grozy nocy - stwierdziłam, pukając się wewnętrznie w głowę. - Bo widzisz, to ma głębszy sens. Pełnia księżyca jest jasna, a pokazana na ciemnym tle nieba jeszcze bardziej wzmogła u mojego brata ten lęk. Rozumiesz?
- Tak mi się zdaje - odparła dziewczyna, kiwając niepewnie głową.
Kiedy odeszła w kierunku dormitorium, spojrzałam w stronę iskrzących się płomieni ognia. Ułożyły się one przez chwilę w coś na kształt jakiejś znajomej postaci, ale szybko wyzbyłam się tego wrażenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz