piątek, 9 lutego 2018

Rozdział 49


Spędzałam wraz z bratem beztroski poranek w domu, a od rozpoczęcia roku szkolnego dzieliło mnie jeszcze spokojne półtora tygodnia. Poddawaliśmy się oboje codziennej rutynie - on czytał gazetę, a ja stałam przed otwartą lodówką, myśląc, co mogę zjeść do herbaty, która już dawno wystygła. Z radia leciała muzyka, która przełamywała ciszę panującą między nami. Była ona jednak całkowicie naturalna i gdyby któremuś z nas zaczęła przeszkadzać, momentalnie zostałaby pogwałcona.
- Przerywamy audycję - Rozległo się nagle w czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej, przez co Remus oderwał się od czytanego artykułu. - by przypomnieć ważny komunikat. Prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności, gdyż wczoraj, w godzinach popołudniowych uciekł z Azkabanu seryjny morderca: Syriusz Black. Władze Azkabanu cały czas pracują nad znalezieniem zbiega, a specjalnie wyszkolone jednostki dementorów już podjęły się poszukiwania zbiega.
- Dementorzy - prychnęłam. - Wyrządzą oni więcej szkód, niż gdyby ten cały Black wyraził ochotę na zabicie kogoś. A swoją drogą... Ciekawe, jak udało mu się uciec? W końcu Azkaban to niezdobyta twierdza. Nie ma szans się z niej wydostać. - parsknęłam, decydując się w końcu na płatki z mlekiem. - Nie sądzisz? - Odpowiedziała mi cisza. - Remusie? - rzuciłam, gdy po dłuższej chwili brat nie okazywał zainteresowania.
Odwróciłam się zniecierpliwiona w jego stronę i wtedy ujrzałam, że jego twarz przybrała białych odcieni.
- Remusie? - zaniepokoiłam się lekko i w jednej chwili znalazłam się przy nim. - Co ci jest? - spytałam, uważnie lustrując go wzrokiem. Jego dłonie trzęsły się delikatnie, a oddech jakby stał się płytszy i bardziej niespokojny. Wyglądał, jakby zaraz miał przemienić się w wilkołaka. - Remusie! - Dotknęłam jego ramienia, lecz wzrok mężczyzny cały czas był utkwiony w nieokreśloną przestrzeń za mną.
- To... - wyszeptał jedynie, a po chwili schował twarz w dłoniach.
- Co za "to"? Co się stało? - próbowałam sprawić, by chociaż na mnie spojrzał. On jednak był jak w transie i przeczył głową samemu sobie. Przeczył, jakby nie mógł uwierzyć w...
- Kim jest Syriusz Black? - spytałam nagle, odsuwając się od brata na kilka łokci. Mężczyzna na dźwięk tego nazwiska poruszył się niespokojnie. Po chwili podniósł delikatnie głowę, a na jego twarzy błąkało się... wszystko. - Kim jest dla ciebie Syriusz Black? - powtórzyłam dobitniej.
- Gdybym potrafił ci to wyjaśnić. - odparł, a jego głos był łamiący i słaby. Nigdy nie widziałam Remusa w takim stanie. Wyglądał... gorzej niż po ponownej przemianie w człowieka!
- Kim on jest? - rzuciłam, a na twarzy brata pojawił się grymas nienawiści. "Tylko dlaczego, o co tutaj chodzi?"
- Zalecamy nie wychodzić z domów. Black jest nieuzbrojony, ale nadal niebezpieczny. Może ukrywać się wszędzie, dlatego prosimy o zachowanie ostrożności. - Kolejny denerwujący głos dobiegający z urządzenia.
- Remusie...
- To człowiek, którego nie chciałbym znać. - powiedział nagle, a jego ton głosu opływał w niechęć. Nie spodziewałam się dostać tak wyczerpującej odpowiedzi, biorąc pod uwagę jego obecny stan.
- To znaczy? - podniosłam się z kolan.
- To znaczy, że jest to sprawa skomplikowana - odparł jedynie, a następnie wstał i dolał sobie wrzątku do filiżanki.
- Jeżeli jest on niebezpieczny...
- Zagraża naszemu życiu. - poprawił.
- Kim jest dla nas Syriusz Black?
- Nikim! - Remus chciał wyjść z kuchni, lecz zatorowałam mu drogę. - Już nikim! - dodał zdawkowo.
- Co on takiego zrobił?
- Zdradził! - krzyknął, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. - Podle nas zdradził! - warknął po raz kolejny i usiadł na krześle. Zrobił to jednak tak agresywnie, że filiżanka wypadła mu z trzęsących się rąk i upadła, rozbijając się na podłodze.
- Był jednym ze Śmierciożerców? - spytałam z przerażeniem.
- Tak - wydał z siebie, chowając twarz w rozdygotanych dłoniach.
...
- Pamiętasz, Suz, jak zginęli Potterowie? - rzucił Remus głosem tak wypranym z emocji, że przez chwilę także i mnie przeszły dreszcze.
- Jasne - stwierdziłam. -  Przecież każdy zna tę historię. Sam Wiesz Kto zamordował Potterów i chociaż próbował też zabić Harry'ego, to on przeżył. - Podrapałam się po łokciu. - Swoja drogą to interesujące, że na nas napadł jakiś śmierciożerca i zabił naszych rodziców, co było początkiem wojny, a śmierć Potterów była jej końcem.
- Tak, Voldemort zabił Lily i Jamesa, ale to wszystko było dużo bardziej skomplikowane. - wyznał, a ja jak zwykły tchórz po raz kolejny wzdrygnęłam się na dźwięk imienia tego potwora. - Wszystko zaczęło się od przepowiedni Trelawney. Mówiła ona, że chłopiec urodzony w lipcu pokona Czarnego Pana. Były dwie możliwości: Harry Potter, syn Potterów albo Neville Longbottom, syn Alicji i Franka. Voldemort dowiedział się o tej wróżbie przez Snape'a, który w tamtym czasie współpracował z nim i był jednym z Śmierciożerców. - Skinęłam głową rozumiejąc, chociaż tak naprawdę nie chcąc poznać prawdy. - Snape od razu tego pożałował i przez to stał się podwójnym agentem, co bardzo narażało jego życie. Voldemort niezwykle ostro rozprawiał się ze zdrajcami. Jednak już znał treść przepowiedni. Wtedy Dumbledore postanowił ukryć Potterów pod zaklęciem Fideliusa.
- Zaklęcie Fideliusa? - powtórzyłam, czując, że jestem na siebie wściekła przez swoją kretyńską niewiedzę.
- Zaklęcie Fideliusa polega na tym, że rzucający czar zamyka w duszy żywego człowieka jakąś tajemnicę. Taką duszę nazywało się Strażnikiem Tajemnicy. Raz zdeponowanej tajemnicy nie można było wyjawić, nawet pod wpływem magii.
- Strażnikiem Potterów był Syriusz Black?! - spytałam niedowierzając.
- Istotnie, strażnikiem tajemnicy Potterów został właśnie Syriusz Black. Był ich najlepszym przyjacielem, więc uważano go za dobrego kandydata.
- Nie brali pod uwagę ciebie?
- Tego niestety nie wiem. W tamtym czasie przestano ufać sobie nawzajem i Syriusz oskarżył mnie o wspieranie Voldemorta! - odparł z goryczą. - O ironio! Sam okazał się jego poplecznikiem. Nie mogę sobie wyobrazić jak musiał być z siebie dumny, kiedy dowiedział się, że  będzie mógł przekazać swemu panu ten sekret! A przez tyle lat niby brzydził się tej manii krwi! Jego rodzina była wprawdzie jednym z rodów czystej krwi, ale on przez cały czas utwierdzał nas w przekonaniu, że jest inny niż jego bliscy.
- Potterowie zginęli przez niego, ale w radiu mówili... że był seryjnym mordercą, więc kogo jeszcze zabił?
- Do Azkabanu wsadzono go przez zabójstwo dwóch czarodziejów czystej krwi i dwunastu mugoli!
- Wiadomo kim byli?
- Mugole nie są teraz istotni. - powiedział, a w jego oczach krył się coraz większy żal. - Tymi dwoma czarodziejami byli... - zawahał się przez chwilę, jakby z obawy przed słusznością mówienia mi tego. -Peter Pettigrew. Zginął, chcąc powstrzymać Blacka przed dalszymi przewinieniami. Zginął jako bohater.
- A drug-g-gi? - Głos załamał mi się przez chwilę z niepewności.
- Dorcas Meadowes! - odparł, a w jego oczach pojawiły się łzy.
Meadowes! To nazwisko uderzyło we mnie jak zaklęcie Avady. 
- Meadowes to przecież... Panieńskie nazwisko matki Maureen! - Wstałam z fotela i podeszłam do okna, za którym ludzie byli tacy radośni.
- Tak - wydał z siebie, a gdy na niego spojrzałam, w jego oczach była ogromna niepewność.
- Potterowie nie wybrali cię na Strażnika Tajemnicy, bo Black wydał im się lepszym przyjacielem!
- Syriusz z Jamesem zawsze byli jak bracia. - Kolejne łzy zaczęły spływać po jego policzkach.
Przypomniał mi się jego obraz, gdy byłam jeszcze mała. Obraz młodego Remusa, siedzącego na kanapie, zanoszącego się rzęsistymi łzami. Wtedy myślałam, że płakał przeze mnie. Mówiłam mu przez to, że przepraszam, że już taka nie będę, nie będę niegrzeczna. Dziś zrozumiałam, że rany wywołane przez śmierć przyjaciół, do tej pory się nie zasklepiły.
- A więc Syriusz Black był Huncwotem. Peter Pettigrew też! Dlatego chciał pomóc Blackowi!
Remus jedynie przytaknął głową.
- Skoro to wszystko to... dlaczego powiedziałeś mi dopiero teraz? - spojrzałam w jego mokre oczy.
- W obliczu niebezpieczeństwa, Suz... trzeba się zabezpieczyć przed wszystkim - powiedział, podnosząc się z miejsca.
Podszedł do mnie i przytulił mocno, jakby od tego zależało nasze dalsze życie.
...
Następne dwa dni stanęły dla mnie pod wielkim znakiem zapytania. Remus cały czas nieprzytomnie krążył po domu i sprawdzał wszystkie gazety, które choćby wspomniały o ucieczce Blacka.
Można było powiedzieć, że czarodziejską społecznością wstrząsnęło po tej ucieczce. Bliźniacy jeszcze tego samego dnia napisali do mnie list, w którym opisali swoje roztargnione emocje odnoszące się do faktu i zapewnili mnie, że jeszcze porozmawiamy o tym na Pokątnej, na której umówiliśmy się spotkać w ostatnią sobotę wakacji.
Westchnęłam ciężko, przekręcając stronę jakiejś książki. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę z tego, że nie zrozumiałam ani słowa z fragmentu, który jeszcze moment temu był badany przez moje oczy.
Jęknęłam z irytacji, słysząc w tym samym momencie dzwonek do drzwi.
Zerwałam się pośpiesznie z łóżka i prawie, że jednym ruchem mijając korytarz, stanęłam przed drzwiami. Z lekkim wahaniem nacisnęłam na klamkę.
Przed swoim gankiem ujrzałam człowieka, którego nigdy nie posądziłabym o zawitanie prosto do mojego domu. Nie wyglądał jednak tak samo, jak zwykle. Tym razem Dumbledore postanowił nie naprzykrzać się mugolom i założył elegancką koszulę wpuszczoną do sztruksowych spodni. Jego broda była upięta w taki sposób, że nie w sposób było w niej rozpoznać jej dotychczasową długość, a okulary-połówki mężczyzny zostały zastąpione przez przeciwsłoneczne.
- Witaj, Suzanne, czy mógłbym wejść na chwilę? - zwrócił się do mnie swoim starczym głosem, a ja z wrażenia jedynie otworzyłam szerzej drzwi.
Aż sama zdziwiłam się po chwili, że rozpoznanie mężczyzny nie przysporzyło mi wielkiej trudności.
- Czy zastałem może Remusa? - spytał, a gByłdy zamknęłam za nim drzwi wejściowe, jego strój zmienił się z powrotem w bardziej odpowiadający czarodziejskim standardom.
- Brat jest w kuchni. - Wskazałam na pomieszczenie ręką. - Ale nie sądzę, aby był zdolny teraz do rozmowy. Od dwóch dni nie wydał z siebie ani dźwięku i...
- Och, zapewniam cię, Suzanne, że jego obecny stan nie przeszkodzi nam w rozmowie. - Zachichotał Dumbledore i skierował się w stronę kuchni. - Remusie? - rzucił w kierunku mojego brata.
- Profesor Dumbledore, cieszę się, że znów pana widzę - odparł mój brat, a następnie zamknął drzwi od pomieszczenia.
Spojrzałam z pretensją w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze przebywał Remus.
"Czego Dumbledore może od niego chcieć?" - przeszło mi przez głowę.
Niezwłocznie postanowiłam się tego dowiedzieć.
Weszłam do swojego pokoju i otworzyłam pierwszą z brzegu szufladę biurka. Znajdowało się w niej drobne urządzenie, wyglądające jak mała mucha oraz drugie, nieco większe, z wmontowanym głośnikiem.
- Surger! - rozkazałam musze, na co moje małe ustrojstwo do podsłuchu wzleciało w powietrze i zniknęło mi z oczu.
Chwilę później z drugiego sprzętu zaczęły wydobywać się dźwięki rozgrywanej dwie ściany dalej rozmowy Dumbledore'a i mojego brata.
- Remusie, zdajesz sobie sprawę z tego, jakie nadchodzą czasy. I zapewniam cię, że nie będą one miały nic wspólnego z radością. Ostatnie wydarzenia w Komnacie Tajemnic utwierdziły mnie, że musimy podwójnie uważać.
- A co ja mogę zrobić w tej sytuacji?
- Znasz Blacka, Remusie. Jesteś jedyną żyjącą osobą, która wie, co temu mężczyźnie może wpaść do głowy.
- Kiedyś tak myślałem, profesorze - przyznał mój brat. - Ale nie dzisiaj. Wraz z jego zdradą pozbyłem się złudzenia, że mogę nad nim zapanować. Peter myślał, że jeszcze uda mu się przemówić Blackowi do rozsądku i jakim kosztem to przypłacił. - Westchnął ciężko.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaką posiadasz przewagę nad Syriuszem. Znałeś go przez jedenaście lat swojego życia, to kawał czasu... I jestem pewien, że niektóre cechy Blacka nadal w nim zostały.
- Co miałbym niby zrobić? - spytał Remus z rezygnacją. - Udać się za nim w pogoń. Myślałem nad tym, ale świadomość, że mógłbym zginąć i zostawić Suzanne samą na tym świecie...
- Nie udać się w pogoń - przerwał mu dyrektor. - Z naszych źródeł wynika, że Black zamierza znaleźć Harry'ego oraz... - W głośniczku nastąpiły jakieś zakłócenia.
- Niby po co?
- Tego niestety nie udało nam się ustalić. Wiemy jednak jedno, jesteś nam potrzebny, twoja osoba jest nam potrzebna.
- Ja nic nie mogę zrobić! Ten mężczyzna jest jak żywioł, nie da się nad nim zapanować!
- Możesz nam pomóc w Hogwarcie.
- Co niby miałbym tam robić?
- Objąłbyś stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Nasz ostatni nauczyciel niestety uległ drobnemu wypadkowi, a my nie mamy nikogo na jego miejsce.
- A co z moją chorobą? Co jeżeli rodzice dowiedzą się, że wilkołak jest w gronie nauczycielskim?
- Oto też się postaramy. Zrobilibyśmy tak samo, jak za twoich szkolnych lat. Spędzałbyś pełnię ze Wrzeszczącej Chacie i nikt by cię w niej nie zaczepiał. Legenda o rzekomych duchach mieszkających tam nadal hula po okolicznych domach.
Te zakrwawione, poharatane ściany to była sprawka Remusa! - przełknęłam ślinę ze zdenerwowania.
- Nie wiem, czy to rozsądny pomysł. Co będzie w czasie moich nieobecności. To przecież trzy dni każdego miesiąca!
- Severus zobowiązał się pełnić za ciebie zastępstwo w tych dniach. Po za tym będzie on sporządzał dla ciebie wywar tojadowy, który uśmierzy skutki przemiany.
Przez chwilę nic nie słyszałam w głośniczku.
- Remusie, liczę, że się zgodzisz. Przynajmniej ze względu na Suzanne powinieneś przyjąć moją propozycję.
Kolejna nurtująca cisza.
- Zgadzam się, profesorze Dumbledore - powiedział Remus, a ja poczułam dziwną ulgę w sercu.
Chwilę później dobiegło do mnie otwarcie drzwi kuchennych. Pośpiesznie zerwałam się z podłogi i zamknęłam szufladkę, zostawiając szparę, przez którą mogła dostać się moja muszka latająca nadal po kuchni.
Licząc do dziesięciu, wyszłam ostrożnie na korytarz.
- Suzanne, mam nadzieję, że nie podsłuchałaś za wiele - powiedział w moim kierunku dyrektor, na co ja zmarszczyłam lekko nosem.
- Przecież ja nie... - zaczęłam, ale dyrektor pokazał mi swoją zdobycz. Moją muszkę. - Ach - podsumowałam.
- Nie obraź się, kochana, ale musiałem w pewnych momentach powygłuszać. - Puścił mi oczko i znów zwrócił się do Remusa. - A nie mówiłem, miej na nią oko. Ta dziewczyna ma wyjątkowy talent do wpadania w kłopoty. Podobnie jak Harry... i James. - Uśmiechnął się lekko.
- To nie prawda, po prostu kłopoty same mnie szukają! - zaprotestowałam, wywołując na twarzy Remusa i dyrektora uśmiech.
- Poradzisz sobie w życiu, dziewczyno. Widać to po tobie - powiedział dyrektor, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Widać? - powtórzyłam, czując zawroty głowy.
Dumbledore zabrał pośpiesznie rękę.
- No dobrze, to ja będę się już zbierał. Remusie, do zobaczenia na uczcie pożegnalnej. Suzanne, powodzenia z bratem w gronie nauczycielski.
Starzec ruszył w kierunku drzwi i w między czasie zmienił strój na ten bardziej mugolski.
- A, tak! Byłbym zapomniał! - zawołał, zanim wyszedł. - Suzanne, proszę, to list dla ciebie. Postanowiłem wręczyć ci go osobiście. Gratuluję. - posłał mi krzepiący uśmiech i zniknął.
Remus spojrzał na mnie karcąco.
- Masz tupet, dziewczyno. Aby podsłuchiwać moją rozmowę z Dumbledorem. - Pogroził mi palcem, ale widziałam w jego oczach, że się nie gniewał. - A teraz pokaż, co to za list.
- Normalny ze szkoły - stwierdziłam spokojnie.
- Doprawdy? - Remus nachylił się nad moją kartką i zobaczył mały znaczek w mojej dłoni. - Suzanne? - W jego głosie słychać było niedowierzanie. - Ty... zostałaś prefektem!
...
Była ostatnia sobota przed rokiem szkolnym. Szłam pełna energii jedną z bardziej zatłoczonych czarodziejskich uliczek i nie mogłam nasycić się tymi wszystkimi magicznymi klamotami, jakie zewsząd mnie otaczały.
Rozglądałam się nieśpiesznie za dwoma rudymi czuprynami, które znając życie, miały pod sobą o kilka centymetrów więcej niż w czerwcu. Mijając biały budynek banku Gringotta ujrzałam wychodzącą z niego Emily Store, której samopoczucie nie było najlepsze. Nie było to nic zaskakującego, ta kobieta zawsze była w kiepskim humorze, ale dzisiaj jej smutek się pogłębił. Cóż, zabójca jej siostry znajdował się gdzieś na wolności, ja zapewne też nie kipiałabym w takich okolicznościach radością.
Przyśpieszyłam kroku, aby nie musieć mówić jej dzień dobry, wpadając tym samym w nurt zakupoholicznych czarownic ze swoimi brzdylami. Wypadłam z niego dopiero niedaleko księgarni Esy&Floresy, gdzie zmierzałam, aby zakupić jedną książkę do Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Jej recenzje nie były za dobre. Ponoć ten przedmiot rzucał się z wściekłością na swoich właścicieli i... o reszcie to aż strach pomyśleć.
Kiedy książka była już przeze mnie kupiona i wychodziłam z lekką niepewnością co do niej z księgarni, wtedy pod nogi podleciał mi jakiś rudy kot i przewrócił złośliwie na ziemię.
- Głupi kocur! - fuknęłam w jego kierunku, zdając sobie sprawę wtedy z tego, że wyglądał on prawie identycznie, jak mój patronus! - Nieźle - wydało się nieświadomie z mojego gardła.
- Ej, Suzanne! Nic ci nie jest? - Usłyszałam głos Hermiony, ale widok kota tak mną wstrząsnął, że nie potrafiłam odwrócić wzroku. - Suz, wszystko w porządku>
- Co? - zdziwiłam się. - Tak, tak, tylko ten kot...
- Wybacz za niego, jest jeszcze dosyć niewytresowany - stwierdziła krytycznie Hermiona.
- To twój kot? Jak się wabi?
- Krzywołap.
- Interesujące imię, sama wybierałaś? - rzuciłam ironicznie, posyłając dziewczynie lekki uśmiech i podnosząc się z podłogi. - A, właśnie. Nie widziałaś gdzieś bliźniaków?
- Freda i Georga? Chyba przed chwilą byli w Dziurawym Kotle.
...
Weszłam z lekkim niepokojem do tej pijackiej speluny.
"Co ci dwaj mieliby niby robić w takim miejscu, przecież..."
- Suzanne! - Usłyszałam przy swoim uchu, a gdy tylko odwróciłam głowę, ujrzałam dwóch identycznych chłopaków o intensywnie rudych czuprynach.
- Kogo moje piękne oczy widzą? - Ucieszyłam się na ich widok.
- Nas - odparł banalnie Fred, i objął mnie radośnie ramieniem. - Powiedzieć ci radosną nowinę? George umawia się z Bell!
- Gadasz? - zadrwiłam, patrząc krytycznie na jego brata.
- Wcale się nie umawiam, po prostu...
- Kiedy Katy odwiedziła nas na początku wakacji, to George nie mógł przestać z nią rozmawiać! - zachwycił się Fred.
- Tak, wyczuwam tę miłość do grobowej deski - parsknęłam. - Może pójdziemy się gdzieś przejść?
- A po co? - zdziwili się. - Usiądźmy tutaj.
Dość niechętnie, ale po namowach bliźniaków zgodziłam się usiąść przy jednym ze stolików w rogu stali. Po chwili George przyniósł nam po piwie kremowym, a wtedy rozpoczęła się prawdziwa dyskusja.
- Słyszałaś o ucieczce tego mordercy Syriusza Blacka? - spytał z zapałem rudzielec, a Fred zawtórował mu entuzjazmem.
- Coś się obiło o uszy - odparłam zdawkowo, spoglądając z pewną dozą strachu na pobliski list gończy z Blackiem.
- Nie martw się, Suz. Obronimy cię przed nim. - Fred poklepał mnie na pocieszenie po ramieniu, a ja posłałam im nikły uśmiech. - Jak dla mnie, to on to zrobił z pomocą Śmierciożerców! - wysunął. - W sensie uciekł. Nie sądzę, aby zrobił to w normalny sposób.
- To morderca, bracie, on jest zdolny do wszystkiego!
- A może po prostu uciekł z celi, ponieważ zamienił się w coś - zaproponowałam.
- Tak, a potem w ciele tego czegoś przepłynął morze! Przecież Azkaban leży na wyspie położonej prawie trzydzieści mil od lądu! - zauważył George.
- Co nie zmienia faktu, ze mógł zrobić absolutnie wszystko, aby uciec. Spędził w zamknięciu dwanaście lat. Jestem pewien, że przez cały ten czas tylko knuł jak uciec i połączyć się ze swym panem.
- Nawet tak nie mów! - skarciłam go. - Z twoich słów wynika, że Sam Wiesz Kto przeżył, a przecież wszyscy wiemy, ze jest to...
- Bardzo prawdopodobne, Suz. Na naszym trzecim roku zawładnął on ciałem Quirrella, a rok później przyczynił się do otwarcia Komnaty Tajemnic! - przerwał mi George. - Ginny nam powiedziała, że to właśnie Tom Riddle kazał jej ją otworzyć!
- Oczywiście! - prychnęłam, a wtedy dosiadł się do nas brat Weasleyów. - Cześć, Ron.
- Tylko mi nie mów, Suzanne, że już wiesz? - Spojrzał na bliźniaków z pretensją.
- Ale o czym? - spytałam zdziwiona.
- Ron, nawet nie próbuj! - zagrozili mu bracia.
- Byliśmy w tym roku w Egipcie, Suz! Odwiedziliśmy tam Billa, który...
- Zamknij się, Ron! - Uciszyli go bliźniacy.
George wziął brata siłą na swoje kolana i wepchnął mu w usta chustkę, którą przed chwilą wyczarował Fred.
- Dlaczego to robicie? - spojrzałam na nich drwiąco.
- Bo opowiada o tym wszystkim! - poskarżył się Fred. - Pokojówce, jej chłopakowi, kelnerce... - wymieniał na palcach.
- Widzę, że mieliście ciekawe wakacje... A czy czytaliście może artykuł o pojmaniu Maurice'a Prospectora?
- Coś się obiło o uszy - przyznał George.
- To mój brat zgłosił go Ministerstwu - pochwaliłam się.
- Serio?
- Mhm, wszystko zaczęło się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz