czwartek, 21 lutego 2019

Rozdział 120 - II

George westchnął ciężko, wkładając ubrania i inne rzeczy Myrmidona do tekturowego pudełka. Miał wielką ochotę postawić między sobą a światem zewnętrznym ogromną kurtynę i już nigdy jej nie podnosić. Najbardziej dobijało go to, że wojna nie rozpoczęła się jeszcze na poważnie. Że dotychczasowa śmierć bliskich i wrogów była jedynie początkową rozgrywką, a ważniejsze figury nie zostały jeszcze w ogóle ruszone. Do kiedy mieli czekać?

Zapełnione opakowanie zakleił zaklęciem i podniósł, kierując się do kosza na śmieci, który ustawiono na klatce schodowej. Fred znajdował się w sklepie i rzucał kolejne zaklęcia zabezpieczające. 

Był 10 stycznia 1997 roku. Wojna tego typu trwała od prawie dwóch lat.

Dzisiejszego dnia miało odbyć się przeniesienie Głównej Kwatery Zakonu do Nory. Bliźniacy początkowo nie chcieli się na to zgodzić, lecz w końcu ulegli. Przy Grimmauld Place nie byli już bezpieczni. Zbyt wielu śmierciożerców wiedziało o jej położeniu.

W utrzymaniu w sekrecie położenia kwatery miała pomóc czaszka, którą w ostatnich tygodniach zdobył Fred. Miała ona w sobie moc ukrycia wszystkiego, co tylko sobie jej właściciel zażyczy.

- George, jesteś gotowy? - rzucił rudzielec, wychylając głowę na klatkę schodową. 

- Możemy iść - odparł zdawkowo, chwytając brata za ramię.

W jednej chwili poczuł kurcz w żołądku, a w drugiej pod jego stopami znalazł się miękki dywan w salonie Weasleyów.

Dawno już nie byli w domu.

- Chłopcy! Jesteście, kochaneczki - zakrzyknęła pani Molly, podchodząc do rudzielców i z trudem całując ich w policzki. - czy wyście jeszcze bardziej wyrośli!? - Uraczyła się pięknym uśmiechem, lecz wtedy do pomieszczenia wszedł Alastor.

- Co tak późno? - warknął, łypiąc na nich prawdziwym okiem. - Pomóżcie Blackowi i temu nowemu się rozpakować. Tylko prędko, za kwadrans spotkanie w kuchni. Jedna minuta spóźnienia, a... - Przejechał palcem po swojej szyi. 

Bliźniacy niechętnie potaknęli i delektując się rozgardiaszem panującym w domu, pobiegli do swojego dawnego pokoju, gdzie teraz mieli urzędować Hugh i Syriusz.

- Nie było tu tak czystko, gdy my tutaj mieszkaliśmy - rzekł Fred, wchodząc do środka i uderzając głową o futrynę drzwi. 

- Jak się wam podoba? - spytał George, omijając wystający strop i siadając obok brata na łóżku.

- Bardzo dziękujemy za gościnę - mruknął Black, a bliźniacy momentalnie wyczuli, że obecna sytuacja nie jest mu zdecydowanie na rękę.

- Dobrze wiesz, że to dla naszego bezpieczeństwa - pocieszył go Hugh, którego twarz wydała się Fredowi za poważna. George jednak świetnie rozumiał jego nastrój.

- Radziłbym wam robić to szybciej. Zaraz spotkanie zakonu w kuchni - polecił George.

- Albo obiad. Cholera wie, jak Alastor definiuje niektóre zjawiska.

- Ja też będę musiał zejść? - Hugh wydał się niepocieszony tym faktem.

- Jeden z tematów dotyczy ciebie, więc twoja obecność jest tam wskazana. - Fred posłał mu oko, na co Hugh przełknął ślinę.

Czuł, że jego obecność wśród tych ludzi jest kwestią tylko kilku dni.



Wokół prostokątnego stołu usiadło dwadzieścia kilka osób i gdyby nie powiększenie całego pomieszczenia w magiczny sposób trzy razy, w kuchni Weasleyów nie zmieściłaby się nawet połowa tego towarzystwa.

- Kogo brakuje? - spytał Dumbledore, rozglądając się po twarzach zgromadzonych.

- Severusa Snape'a i...

- Dzień dobry - rozległo się po pomieszczeniu, a Jordan odwrócił głowę w tamtym kierunku tak szybko, że część dred opadła mu na czoło. Maureen, widząc go, uśmiechnęła się do niego delikatnie i za zgodą profesora, podeszła do chłopaka i zajęła miejsce obok. Jej ojciec siedział szczęśliwie na przeciwko niej i starannie lustrował jej prawie dorosłą twarz. Bardzo przypominała mu Dorcas.

- A zatem wszyscy, którzy powinni, są już na miejscu. - Dumbledore uśmiechnął się poczciwie, choć w jego błękitnych oczach czaił się smutek, który wydawał się niektórym wręcz namacalny.

Alastor odkaszlnął i wstał z krzesła, sprawiając, że jego sylwetka górując nad innymi wydała się jeszcze masywniejsza.

- Zacznę od tego, że w przeciągu czterech ostatnich miesięcy śmierciożercy zaczęli działać wyjątkowo intensywnie. Liczba ofiar śmiertelnych waha się od ośmiu do dziesięciu osób, nie będę ich wymieniał nazwiskami.

Wszyscy i tak doskonale wiedzieli, kogo Alastor miał na myśli.

- Jest to wstrząsający wynik pod względem tego, że wojna oficjalnie nie została ogłoszona. Wniosek zaś mamy jeden: Czarny Pan działa szybciej i wiele okrutniej niż podczas pierwszej wojny. Mamy doniesienia o istnieniu ukrytych bunkrów w domach śmierciożerców, w których przetrzymywane są kobiety, dzieci oraz mugole.

- Nie są to bynajmniej ofiary przypadkowe, chociaż cel ich przetrzymywania jest nieludzki - wtrącił Dumbledore, a Alastor usiadł. - Zarówno kobiety jak i mugole stają się sposobem na wyżycie śmierciożerców: czy to z pobudek seksualnych czy dla zwykłej zabawy. Inaczej sprawa ma się jednak z dziećmi czarodziei. Z naszych źródeł wynika... - Jego spojrzenie na krótki moment zatrzymało się na Snape'ie. - Że Voldemort ma zamiar wypełnić plan, który zawiódł podczas I wojny. Mianowicie oddziały młodych śmierciożerców. Mają się tam znaleźć nastolatkowie pod dowództwem świeżych absolwentów Hogwartu.

Z chwilą wypowiedzenia ostatniego słowa, w kuchni zapadła cisza. Wszyscy byli zszokowani wieściami, które przekazał Dumbledore. Nie potrafili uwierzyć, że to wydarza się już teraz!

- Czyli dotychczasowe sposoby walki zawiodły - mruknął Fred, kładąc się na oparciu krzesła.

- Gdyby nie dotychczasowe sposoby walki, byłoby o wiele gorzej - poprawił Remus.

- Mam wrażenie, że Fred ma jednak rację - stwierdził George, przełykając ślinę. - Nasze obecne działania są drobne i tylko prowokują śmierciożerców. Przykro mi to mówić, ale śmierć osób, o których wspomniano na początku, była wynikiem wplątania się Zakonu w sprzeczki cywilne.

- Była ona wynikiem nie dopilnowania spraw, na które nie mieliśmy wpływu - poprawił twardo Alastor.

- Śmierć Myrmidona może faktycznie tak wyglądała - prychnął. - Snake przecież zaatakował go w przebraniu, którym załatwiane były sprawy Zakonne. Nie zrobiłby oczywiście tego, gdybyśmy nie wmieszali się do jego interesów.

- Do czego zmieszasz? - spytał Dumbledore.

- Otóż jest nas za mało. Jedna osoba zajmuje się jedną misją, co wpływa potem na niedopatrzenia. Przypłacamy nasze błędy śmiercią niewinnych. Powinniśmy skupić się na zdobywaniu sojuszników i na dotarciu do jak największej liczby osób. To jedyne wyjście.

- Ale to nie takie proste, George - wtrącił się Black. - Trzeba to robić na tyle dyskretnie, aby potencjalny sojusznik nie okazał się wrogiem.

- Na przykład? - Fred spojrzał na Blacka, mając natłok niepotrzebnych myśli.

- Radiostacja! - rzucił Jordan, zwracając na swoją osobę uwagę pozostałych.

- Nie, to nie może wypalić. - Pokręcił głową Moody.

- A ja uważam, że to ma rację bytu - poparł Remus i posłał czarnoskóremu uśmiech. Lee wypiął lekko pierś jako oznakę dumy i rozsiadł się wygodniej na fotelu. W oczach przyjaciół widział entuzjazm, który pozwolił mu powiedzieć więcej.

- Byłaby to stacja okazjonalna... tj. o niestandardowych porach. Zmienialibyśmy też miejsce nadawania, aby nas nie namierzono.

- Kto by się tego podjął? - spytał Dumbledore, zerkając na bliźniaków, którzy momentalnie podnieśli dłonie. Remus Lupin także się zgłosił. - Rozumiem, że wasza czwórka? - Albus uśmiechnął się, przepełniony entuzjazmem.

- Ja też mogę! - Zgłosiła się nagle Maureen, na co Black momentalnie zaprotestował.

- Nie ma mowy, Maureen. Będąc w Hogwarcie...

- Będę mogła im dostarczać wieści do audycji. To chyba nam się opłaci, tatku... prawda? - rzekła pewnie dziewczyna, lecz sposób, w jaki się do niego zwróciła, wywołał w jego sercu tak ogromne ciepło, że nie mógł się nie zgodzić. Umilkł z uśmiechem na ustach, chociaż mając poczucie, że postępuje niesłusznie.

- Świetnie, czyli jedną sprawę mamy załatwioną, mam rację? - Ucieszył się Dumbledore.

- Jest jeszcze kwestia Hugh Oxygena. - Tym razem Angelina zabrała głos.

- O tym chłopaku nie ma co za wiele mówić - rzucił Alastor, jakby rozwiązanie było oczywiste. - Chłopak jest niepełnoletnim mugolem, nie może więc uczestniczyć w wojnie. Usuniemy z jego wspomnień magiczne sceny i wyślemy do Kalifornii, do rodziny zastępczej.

Hugh przygryzł wargę, lokalizując na mapie świata Kalifornię. Było to miejsce tak oddalone od domu.

- Tam będziesz bezpieczny - wyjaśniał dalej Alastor. - Z dala od wojny i magii. Będziesz mógł się starać o medyczne stypendium. Będziesz szczęśliwszy nie mając pojęcia, co tutaj się dzieje i co wydarzyło się tobie.

Brunet miał ochotę zaprzeczyć i zaoferować zakonowi (czymkolwiek to w sumie w ogóle było) swoją pomoc, lecz po chwili głębszego zastanowienia doszedł do wniosku, że ten przerośnięty facet miał rację. Poczuje się lepiej, jeśli wyjedzie.

- Profesorze... - zagaił nieśmiało Fred. Zawsze przybierał niepewny ton, jeśli martwił się o rzeczy, na których mu zależało. - Co będzie z naszym sklepem?

Albus zamyślił się na chwilę.

- Należy to do waszej decyzji. Jeżeli czujecie się na siłach prowadzić go, śmiało. Sugerowałbym jednak, byście umocnili go w zaklęcia ochronne. - Bliźniacy potaknęli.

- Jeśli to tyle z waszej strony - Wskazał na młodsze pokolenie członków. - Prosiłbym was o opuszczenie pomieszczenia. W kolejnej części zebrania zajmiemy się omówieniem waszych raportów. Nie musicie być przy tym obecni.

Fred, George i Jordan podnieśli się momentalnie. Hugh niepewnie podniósł się z krzesła, lecz jako pierwszy opuścił pomieszczenie. Angelina i Maureen ociągały się najbardziej.

W dzienniczku Johnson widniały notatki, jakie dziewczyna zdążyła nabazgrać w ciągu zebrania.


1. Dalsze cele Zakonu:
- zdobywanie sojuszników
- ochrona własnych rodzin
- można stworzyć radio: proponuje Jordan

Należy powiększyć Norę, bo wszyscy się nie pomieścimy! :)

2. Śmierć której można było uniknąć:
 - Store'owie: Jack i Emily
 - rodzina Oxygenów: pan i pani Oxygen, Austin, Kay i Ally
 - Jay Myrmidon
 - potencjalnie pani Julia i Suzanne


W jaki sposób można/należy pokonać Sama Wiem Kogo???

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że wróciłaś :) Bardzo zmienił się twój styl pisania, może przez treść, piszesz o wiele dojrzalej. Bardzo podoba mi się rozwój postaci, dobrze pokazujesz ich zmiany podczas wojny. Liczę na kolejne części.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :) Serdeczne pozdrowienia od Autorki

      Usuń