sobota, 1 grudnia 2018

Rozdział 118 - I

Suzanne Rose Lupin
...
Widziałam swoje piszczele. Wrzynały się one boleśnie w cienką tkankę, która uchodziła za skórę.

Nie. To przez zbyt długi okres nie widzenia światła! Zbyt długo nie jadłam!

Ale kości wystawały naprawdę, ukazując swoją śnieżną biel, która przebijała się przeze mnie. Jak to możliwe, powtarzałam, naiwnie wierząc, że to tylko złudzenie. Trzeci miesiąc w Malfoy Manoor, a moje ciało zmieniło się aż tak bardzo. Wychudłe, niezdrowe; robiłam się przezroczysta. Podobnie jak Valeria.
Jej sportowa sylwetka stała się wątła; dziewczyna słabła z dnia na dzień. Z każdym kolejnym snem jej płuca unosiły się słabiej.

Posiłki otrzymywałyśmy, co czwarty, czasem co piąty sen. Stało się tak od kiedy Damon przestał przychodzić po Valerię. Nie wiedziałyśmy, o czym to może świadczyć. Dali nam spokój? A może szykowali coś naprawdę odrażającego.

- Nie wytrzymamy tak długo - mruknęłam, ogrzewając powietrze wśród moich ust. Dźwięk poniósł się dalej, ale nawet cząsteczki gazu w pomieszczeniu były zbyt słabe, by wybrzmiał wystarczająco. Albo to ja nie mogłam wydobyć z siebie dostatecznie głośnego jęku.
Najlepiej agonalnego. Takiego, po którym nie następuje już nic.

Oparłam głowę o mokrą ścianę. Nie chciałam spać. Kiedy organizm jest wycieńczony, szkoda mu tracić energię na pokazywanie swoich kolejnych słabości.

Usłyszałam szczęk. Jedna ze ścian ustąpiła, wpuszczając do środka woń śmierci. Znów kogoś zabili. W przejściu stanął Damon w towarzystwie Nowego Śmierciożercy!

- Lupin - mruknął mężczyzna lodowatym głosem, a moje ciało przeszły dreszcze. Uśmiech na jego twarzy nie wskazywał na nic dobrego.

Czyli teraz przyszła pora i na mnie. Przypomniałam sobie słowa Valerii, kiedy zapewniała mnie, że mnie nic złego z ich strony nie spotka. Najwyraźniej pomyliła się i to sporo. Teraz to ja stanę się urozmaiceniem ich czasu.

Nastąpiła między nami cisza. Ja bałam się odezwać, a on jakby nie miał już nic do powiedzenia. Odegrał swoją rolę i zamilkł.

O podłogę uderzyła miska, powodując ogromny łoskot. Valeria momentalnie zbudziła się i otworzyła z przerażeniem oczy. Rozgotowany ryż rozsypał się po podłodze.

Mnóstwo białych drobin pokryło środkową część posadzki; zdawało mi się, że dzięki temu w naszej celi zrobiło się jaśniej.

Towarzysz Damona, który rzucił miskę, zrobił kilka kroków w moją stronę. Zbadał mnie czujnym wzrokiem, a następnie podszedł jeszcze bliżej i rozluźnił moje więzy.

- Idziesz z nim - rzekł Damon, nagle przypominając sobie tekst granej przez siebie postaci. Odwrócił się, nie mając nic więcej do powiedzenia i zniknął w jasności korytarza.

- Nie słyszałaś? Rusz się! - warknął Młody Śmierciożerca, ciągnąc mnie za ramię, gdy nie zareagowałam. Przez rękę przeszedł palący ból, a moje oczy zderzyły się z profilem mężczyzny, który na mnie nie patrzył.

Niczym początkujący aktor. Nie czuł się pewnie, więc powtarzał po koledze po fachu. W jego źrenicach czaiła się niepewność. Był to jego debiut. Pierwszy występ przed naszą skromną widownią. To, jak przed nami wypadnie, zaważy nad tym, czy stanie się znienawidzoną postacią publiczności.

Zaczął ciągnąć mnie w kierunku wyjścią. Nim zderzyłam się z panującą tam jasnością, spojrzałam na Valerię, która była przygnębiona. Opowiadała mi o tym. Z nią postąpili na początku tak samo.

...

Nigdy jeszcze nie opuściłam celi. Do tej pory Malfoy Manoor składało się dla mnie wyłącznie z celi oraz wejścia, do którego mieli dostęp tylko słudzy Voldemorta. Okazało się jednak, że w tym jasnym korytarzu było więcej więzień podobnych do naszego. Na każdym z metalowych drzwi widniały statusy krwi i nazwiska ofiar. Same kobiety. Żadnych mężczyzn.
Urządzili sobie darmowy burdel, parsknęłam.

Nagle korytarz zamienił się w schody prowadzące w górę. Damon musiał się stąd teleportować, bo na pewno dostrzegłabym go w tej jasności świateł.
Z trudem pokonywałam kolejne, wysokie stopnie. Potknęłam się o nie kilkukrotnie, przez co Nowy Śmierciożerca ściskał mocniej moje ramię. Ciągnął mnie za sobą. Skwapliwie pilnował, bym nie zrównoła się z nim lub, co gorsza, nie wyprzedziła go. Był jak primabalerina, która boi się utraty swojej pozycji. Jeszcze tak bardzo nie zasłużonej.

- Dokąd mnie prowadzisz? - spytałam, gdy minęliśmy ostatni schodek i stanęliśmy przed kamienną ścianą.
Nie powinnam zadawać pytań. Dodatkowe kwestie nie były przewidziane w scenariuszu. Mężczyzna pchnął mnie na mur i uderzył z całej siły kolanem o podbrzusze.
Poczułam palący bół i zbierające się w oczach łzy. Zachwiałam się, ale on nie pozwolił mi upaść.
Złapał mnie mocno za szyję i przydusił, dociskając mój kark do ściany.
Wpatrywał się wściekle w moje mokre oczy, mocno zaciskając zęby. Był początkującym aktorem, nie potrafił imrowizować. Aczkolwiek ta scena wyszła mu aż za dobrze.

- Cierpliwości, mój cukiereczku - odezwał się w końcu, a jego oczy uśmiechnęły się. Usta pozostały w grymasie nienawiści.

W tej samej chwili mur ustąpił. Mężczyzna wepchnął mnie do nowego pomieszczenia, przez co straciłam równowagę i upadłam na posadzkę. Nim zdążyłam skupić swoją uwagę na jakimkolwiek fragmencie komnaty, chłopak chwycił za pas u swoich spodni i zdjął go.

- Teraz będę mógł ci pokazać wszystko. - Przełknęłam ślinę, pozwalając pojedynczym łzom opuścić powieki.
Byłam za słaba, żeby zaprotestować, nie mówiąc nawet o ucieczce. Nim się spostrzegłam, mężczyzna opuścił spodnie i nachylił się nade mną. Przewrócił mnie na brzuch i złapał mocno za biodra, zdzierając z nich spodnie.
Wszedł we mnie, a z moich ust wydobył się szloch. Zapamiętam na zawsze to zdradzieckie ścierwo.

To z jaką zaciętością wchodził we mnie, jakby starając się zdusić w sobie wyrzuty sumienia spowodowane moim szlochem. Starał się pokazać, że ma nade mną władzę. Miał ją, ale w żaden sposób nie nazwałabym go zwyciezcą.

Skończył we mnie, jęcząc do mojego ucha, a każdy odgłos wychodzący z niego wywoływał we mnie obdzydzenie.

Kiedy zapiął pas, chwycił mnie za ramię i zrównał mnie z sobą. Spojrzałam hardo w jego niebieskie tęczówki, czując pulsujący ból w kobiecości. Zaczynała delikatnie sączyć się z niej krew.

- Pogratuluję kiedyś Alastorowi - wydusiłam, powstrzymując łzy. Moja osoba stała się kolejną postacią tego groteskowego przedstawienia. - Jakiego cudownego siostrzeńca sobie wychował. - Alex uderzył mnie w twarz.

Straciłam przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz